ASTOR PERFECT STAY
Witajcie:)
U mnie oczywiście też ta recenzja musiała się pojawić:D
Lubię Astor...Lubię Heidi Klum...Ale nie lubię flamastrów do ust...
Nie byłam więc zbyt pozytywnie nastawiona do produktu- dotychczasowe doświadczenia z flamastrami szybko nauczyły mnie by omijać je szerokim kołem. W tym przypadku zachecił mnie balasam dodany na końcu opakowania- pomyślałam że może jakoś rozwiąże to problem 'masakrowania' ust przez flamastry.
Testowałam je krótko- niestety moje obawy sprawdziły się- pomijając to że używając je mamy faktycznie wrażenie że używamy pisaka do ust samo działanie było niefortunne...
No i faktycznie niestety jest to prawdziwy pisak- czyli coś co znaleźć mogłybyśmy w sklepie papierniczym;/
Składu niestety nie znam- nikt go nie dołączył a spoglądająca z ulotki Heidi nic nie zdradziła...
Kosmetykmocno wysuszył i podrażnił moje usta co go niestety na wstępie dyskwalifikuje;/
Zalety:
Fajne poręczne opakowanie
Obecność balsamu
Dobra końcówka
Wolne tępo zasychania- choć wolę nie myśleć jaki składnik za to odpowiada:(
Świetna trwałość- lecz tutaj też nie jestem pewna czy zaliczyćto na plus czy na minus- kosmetyk bowiem zachowuje się w kwestii trwałości niemal jak marker a tego raczej na mojej buzi nie chcę:D
Kolory- całkiem całkiem:)
Wady:
Wpływ składu na usta- uważam że nie jest obojętny i najzdrowszy..
-Wyszusza
-Podrażnia
-Bałabym się go zlizać:(
Łatwo uszkodzić balsam
Balsam nie pomaga: (
Usta niestety nie zyskują uroku a wręcz przeciwnie;/ Mocno je zwęża optycznie i nie wypełnia tak jak to potrafi zrobić szminka.
Od lewej- grenadine, rosewood blush i nude sweetness
Dla kogo?
Chyba tylko dla dziewczyn którym nie straszne żadne składniki a wysuszone usta to dla nich abstrakcja- no i dla miłośniczek flamastrów- inne mogą sobie spokojnie produkt odpuścić.
Wiem że większość blogerek testowała produkt- i chyba tylko Hexxana (całuski) miała problemy podobne do moich- jeśli Wam również falamastry nie podeszły dajcie znać- i piszcie jeśli je polubiłyście- ja niestety nie mogę ich używać.
całuski!