Czy to możliwe aby w jednym kosmetyku zmieścić 33 ziołowe ekstrakty? Już dość dawno temu okazało się, że dokonała tego marka Samarité, dość szybko podbijając nie tylko internet ale również serca wielu kobiet , swoim pierwszym kremem: Divine Cream.
Nazwa okazała się bardzo trafiona, bo takiego produktu na naszym rynku nie było i sama pamiętam jak miło zaskoczona byłam, w pierwszej kolejności jego konsystencją, będąc- nie ukrywam, dość sceptyczna po wielu pozytywnych opiniach jakie słyszałam:) Oczywiście, fakt umieszczenia tak wielu ziołowych ekstraktów w kremie zrobił na mnie wrażenie, więc krem był pierwszym produktem marki, który przetestowałam!
Było to już dość dawno temu a od tej pory wróciłam do niego 3 razy.
Jest naprawdę szczególny i jeśli to typ konsystencji i formuła, jaką lubi Wasza skóra, na pewno go pokochacie- jeśli miałabym porównać go do innych kosmetyków, to zdecydowanie brakuje tu tłustości czy mocnej obecności olejów wyczuwalnych potem na skórze.
Mi krem bardziej przypomina bardzo nawilżające konsystencje azjatyckich produktów i jeśli je lubicie, Divine Cream będzie dla Was świetny.
Pięknie odmładza cerę, odświeża ją, nawilża i wygładza. Przynosi jej ulgę i zostawia lekką emolientową warstwę, która bardzo pomoże w regeneracji uszkodzonej warstwy ochronnej. Formuła jest wyjątkowo bogata i choć nie mamy tutaj stricte zapychających składników, cery bardzo wrażliwe na bogatsze kremy mogą przy częstym i obfitym stosowaniu zareagować różnie- w moim wypadku bardzo szybko rozpoznawałam moment w którym skóra nasycała się kremem i odzyskiwała nawilżenie oraz odżywienie, mogąc rotować go w pielęgnacji z prostszymi produktami.
Bardzo lubiłam nakładać go obficie pod oczami, bo pięknie wpływał na skórę w tym rejonie zapewniając jej jędrność i wygładzając małe zmarszczki wynikające z wysuszania. Kosmetyki kolorowe takie jak korektor czy podkład a także minerałki leżą na nim naprawdę pięknie i w wielu wypadkach pozytywnie wpływał na ich trwałość.
Ten krem to zdecydowanie perełka- ale jak sytuacja wygląda z innymi kosmetykami marki?
W pierwszej kolejności przetestowałam peeling Divine Acid Peel- te produkty uwielbiam i jego działanie mogłam też ocenić najszybciej. Choć mamy tu połączenie peelingu mechanicznego oraz 5% kwasów AHA, które stosowane regularnie, będą działać również w dłuższej perspektywie, to oczywiście efekty widać od razu.
Jeśli chodzi o skład, tutaj również mamy aż 35 naturalnych ekstraktów więc najbardziej lubiłam zostawiać peeling najpierw na oczyszczoną skórę jako maseczkę, a po 10-15 minutach wykonywać masaż skóry korzystając ze złuszczającej mocy drobinek. Są bardzo delikatne i stosunkowo małe więc nie ma tu mowy o mechanicznym podrażnieniu skóry.
Cera po nim wygląda naprawdę pięknie- jest wygładzona, odświeżona i oczyszczona ale również miękka i nawilżona. I oczywiście, korzystanie z peelingu również jest niesamowicie przyjemne!
Konsystencja jest dość gęsta, przypomina pastę a to, w takich produktach bardzo lubię.
Kosmetyk naprawdę będzie dobry dla wrażliwych cer, potrzebujących czegoś działającego odpowiednio łagodnie bez ryzyka podrażnień i zaczerwienienia.
Peeling jak najbardziej uznałam za godny polecenia- jeśli się nad nim zastanawiacie a np macie dość delikatną skórę, myślę że przypadnie Wam do gustu!
Divine Serum naprawdę świetnie nawilża i właściwie z powodzeniem mogło by być jedynym stosowanym przeze mnie kosmetykiem nawilżającym.
Skóra nabiera blasku i jest zdecydowanie widocznie nawilżona- w moim wypadku efekty na skórze były tak samo dobre jak w przypadku kremu i cera również wygadana młodszą i bardziej miękką. Serum jest lekkie, nie zostawia u mnie lepkiej warstwy, nie obciąża ani nie podrażnia. Serum zawiera 9 petydów, witaminę C, antyoksydanty, 3 kwasy hialuronowe, B9, niacynamid, bioplacentę i fermenty więc mamy tutaj właściwie parę kosmetyków w jednym.
Jeśli szukacie bardzo uniwersalnego kosmetyku który będzie wspierał skórę w ciągu dnia i w nocy, to zdecydowanie świetna opcja. Szczególnie dla cer, którym doskwiera brak nawilżenia lub łatwo się odwadniają.
Bardzo ciekawym kosmetykiem jest Booster, który ma za zadanie wygładzić zmarszczki dzięki swojej formule- masełka zamkniętego w małym słoiczku. Oprócz tego obiecuje również długofalowe działanie przeciwzmarszczkowe, jak pozostałe kosmetyki z serii i oczywiście tak jak reszta zawiera wszystkie cenne ekstrakty.
Booster to też świetny kosmetyk okluzyjny, idealny w miejsca gdzie zmarszczki pojawiają się z powodu suchości czy odwodnienia. Jeśli marzy Wam się właśnie taki bogaty, zabezpieczający i wygładzający kosmetyk np jako zakończenie pielęgnacji nocnej, ten będzie idealny- ma bowiem piękny, w przeciwieństwie do wielu okluzyjnych kosmetyków skład.
Oczywiście możemy też bez problemu stosować go w ciągu dnia, ale musimy liczyć się z tym, że jest to zdecydowanie tłuścioszek i da nam efekt błysku.
Sama często używam go właśnie z tego powodu- nakaładam pod oczy na korektor mineralny aby nie doprowadzić do przesuszenia w ciągu dnia, albo na kości policzkowe aby je trochę rozświetlić.
Ma konsystencję rozpuszczającego się pod palcami masełka- ja bardzo takie produkty lubię i w moim wypadku świetnie się sprawdzają.
Ponieważ zawiera sporo olejów oraz masło shea i olejek rycynowy, naprawdę ładnie zapobiega odwadnianiu się skóry, choć za największą zaletę składu uważam oczywiście antyoksydanty z ziołowych ekstraktów .
Nie zauważyłam natomiast wielkiej różnicy w kwestii trwałego zmniejszenia zmarszczek, najprawdopodobniej dlatego, że w mojej pielęgnacji stosuję takie ‚masełlkowe’ produkty już od jakiegoś czasu i moja skóra w tym względzie jest bardzo zaopiekowana:) Natomiast korzystanie z bardzo luksusowej wersji takiego kosmetyku i to z tak pięknym i bogatym składem, zdecydowanie daje ogromną przyjemność.
Moim zdaniem booster jest też idealną opcją na prezent- znajduje się w przepięknym pudełku a i sam słoiczek wygląda po prostu bosko!
Jeśli chodzi o żele do mycia twarzy, to muszę bardzo uważać, gdyż moją skórę łatwo jest przesuszyć i właśnie z tego powodu sięgam albo po naturalne bardzo łagodne produkty, albo łączę metody takie jak ocm z klasycznym myciem co pare dni.
Na szczęście melduję, że w przypadku żelu Samarite o przesuszeniu absolutnie nie ma mowy i jest to jeden z przyjemniejszych produktów tego typu, jaki stosowałam. Jest to żel prebiotyczny, więc będzie wspomagał florę bakteryjną naszej skóry, ale oprócz tego znajdziemy w nim, tak samo jak w reszcie kosmetyków marki pełno ziołowych ekstraktów. Szczególnie cieszy mnie moja ukochana mięta i szałwia a także arnika, róża i echinacea. Oczywiście mamy tego dużo więcej i to, że marka nie ograniczyła tych elementów czyni żel jeszcze bardziej luksusowym.
Możemy używać go do całego ciała, ale moim zdaniem tak piękny skład naprawdę warto zużyć na skórę twarzy:).
Świetnie sprawdza się do demakijażu, usuwa nawet bardziej trwałe podkłady a korzystanie z niego jest naprawdę wielką przyjemnością- zarówno zapach jak i konsystencja są świetne.
Elixiru Divine Elixir byłam ciekawa zdecydowanie najbardziej, bo spodziewałam się pięknego składu i ze względu na obecność ekstraktów, również naprawdę dobrego działania. Dodatkowo w mojej pielęgnacji częściej sięgam po hydrolaty i toniki niż esencje, bo jeszcze żadna nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia, by zostać przy mnie na stałe.
Samarité obiecuje wiele a z tego co zaobserwowałam na mojej skórze, potwierdzam pojawiający się szybko efekt ‚napojenia’ skóry, zwiększonej sprężystości, nawilżenia oraz takiego lekkiego odmłodzenia przez to nawilżenie właśnie.
Elixir- esencja faktycznie jest lekka i wchłania się bardzo szybko, na szczęście nie lepi się mocno, bo tej cechy np w koreańskich emulsjach bardzo nie lubię.
To jeden z tych kosmetyków, które po nałożeniu dają skórze prawdziwą ulgę. Zdarzało mi się nakładać trochę więcej, zostawiać na skórze do prawie całkowitego wchłonięcia i zbierać nadmiar wacikiem- w ten sposób uzyskiwałam efekt jak po nałożeniu nawilżającej maseczki.
Bardzo przydała mi się też w podróży, szczególnie w pociągu kiedy moja skóra lubi się trochę odwadniać. Korzystanie z esencji całkowicie rozwiązało ten problem, więc polecam ją jako towarzysza wycieczek i wyjazdów! Jeśli kochacie minimalistyczne pakowanie np na weekend, ta esencja może być jedynym kosmetykiem jaki zabierzecie a i tak będziecie mega usatysfakcjonowane:)
Jakie kosmetyki marki Samarité same testowałyście? Który jest Waszym ulubieńcem?
buziaki
Ala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
❤️
Hej hej! Fajnie że jesteś!
Napisz co najbardziej Cie zaciekawiło- jeśli masz pytania pisz koniecznie.
Jeśli nie dostałaś odpowiedzi przypomnij mi od najnowszym postem, czasem coś przeoczę :) ❤️❤️
Jeśli wiesz, że możesz pomóc innej czytelniczce, będziemy wszystkie bardzo wdzięczne! ❤️❤️