31 maja 2012

Jak zwalczyć zaskórniki- domowe sposoby, olejek pichtowy, aspirynowa maseczka i tonik, kremy na recepte...







Dziś rozprawiamy się z zaskórnikami. Może trochę na wesoło ale skutecznie:) Zapraszam też do przeczytania drugiego posta TUTAJ, znajdziecie w nim więcej produktów.


Wiem że wiele z Was już długo prowadzi z nimi wojnę, czasem z lepszym lub gorszym skutkiem... Już na samym początku mam do Was wielką prośbę- jeśli udało Wam się pokonać zaskórniki lub w jakimś stopniu się ich pozbyć, koniecznie opiszcie swoje sposoby w komentarzu- tym sposobem na pewno pomogą innym dziewczynom.

Sama nie miałam nigdy wielkich problemów z zaskórnikami ale miał je mój facet i waśnie dzięki niemu orientuje się w temacie i sposobach ich zwalczania:)

Na początek jeszcze ważna sprawa- dajcie sobie trochę czasu:) Zaskórniki powstają dość długo a proces utleniania przebiega powoli, trzeba więc też więcej niż tydzień aby się ich pozbyć.

Zaskórniki to to mieszanka łoju, złuszczonych komórek naskórka oraz kurzu, pyłu i innych zanieczyszczeń. To wszystko gromadzi się w naszych porach i zatyka je a z czasem sama góra ulega utlenieniu- stąd właśnie ciemne kropeczki.

Jeśli problem jest nasilony najprawdopodobniej nie unikniemy wizyty u dermatologa- tylko on może przepisać nam kremy stosowane w tym wypadku i dostępne na receptę. Specyfików tego typu jest dużo i często bywa tak że nie od razu trafimy na ten który pomoże akurat nam więc dobrze uzbroić się w cierpliwość... O kremach napiszę jeszcze niżej, teraz o tym co możemy zastosować same:)





 

Domowe sposoby na zaskórniki.

Nie wyduszamy. Oczyszczamy i złuszczamy.

Trudno oprzeć się wyduszaniu małych kropeczek ale jest to pomoc tylko na krótką metę i zdecydowanie jej nie polecam. Odpowiednie oczyszczanie przynosi o wiele lepsze efekty, również złuszczanie daje fajne rezultaty.
Na początek warto wypróbować wszystkie domowe sposoby- a jeśli one zawiodą udać sie do lekarza. 







Oczyszczanie olejkiem pichtowym i petroleum lub naftą.

To świetny i dość znany sposób na pozbycie się zaskórników! Oczywiście istnieje możliwość podrażnienia więc dobrze wykonać próbę uczuleniową.

Potrzebujemy olejku pichtowego (do kupienia w aptece za około 7zł) oraz petroleum nafty do suchej. Nafta będzie dodatkowo nawilżać skórę, petroleum jest neutralne. (też w aptekach, około 10zł) do skóry tłustej lub

Olejek pichtowy działa przeciwzapalnie, przeciwświądowo, wykazuje silny wpływ przeciwgrzybiczy, przeciwroztoczowy , przeciwpierwotniakowy i przeciwbakteryjny. Działa również przeciwłuszczycowo, przeciwtrądzikowo.
 






Nasz olejek musimy zmieszać z petroleum lub naftą w proporcjach 1:4 czyli np. 40ml petroleum i 10ml olejku. Taką mieszankę nanosimy na wacik i codziennie przecieramy nim buzię jak tonikiem.

Jeśli Wasza buzia jest zanieczyszczona i wykonujecie takie oczyszczanie pierwszy raz wacik będzie naprawdę brudny. Jeśli Wasza skóra jest delikatna uważajcie z tarciem, jeśli nie, możecie pokusić się o mocniejsze wycieranie zaskórników np. na nosie.






To sposób który pomógł wielu dziewczynom i mojemu facetowi, choć ciężko było u niego z regularnością:) Myślę że najfajniej wykonywać takie oczyszczanie wieczorem,  a jeśli zapach nas męczy możemy przepłukać buzię wodą i nanieść lekki krem nawilżający.

Dajcie mieszance miesiąc- jeśli zadziała możecie spodziewać się gładkiej, czystej skóry- zdecydowanie warto spróbować i zacząć walkę z zaskórnikami właśnie od tej mieszanki.







Raz w tygodniu przed takim oczyszczaniem możemy również zrobić sobie pichtową parówkę, dzięki której oczyszczanie będzie bardziej dogłębne.

Oczywiście ten sposób może dla niektórych dziewczyn być drażniący więc trzeba uważać- jak ze wszytskim:) Z czasem można zmieniać proporcje, dawać więcej olejku pichtowego, zamiast petroleum używać olejów np rycynowego czy z pestek winogron.

Z tego  co wiem tego sposobu używają dziewczyny ze skórą naczynkową ale nie jestem w stanie powiedzieć na 100% jak kto zareaguje:)


Brudny wacik po pierwszym czyszczeniu to jest to:D







 



Peelingujący tonik pichtowo-sandałowy z kwasem salicylowym i witaminą C.

To przepis dla bardziej zaawansowanych w mieszaniu mikstur czytelniczek:) Taki peelingujący tonik zmiękcza skórę, usuwa zaskórniki, przebarwienia, spłyca blizny regeneruje skórę.

Woda mineralna (szklanka)
Glicerol 15 ml
Aspiryna w tabletkach lup polopiryna musująca.- 3 tabletki
Sok z cytryny 15 ml
Olejek sandałowym (dwie krople)
Olejek Pichtowy (10 kropli )






Glicerol mieszamy z sokiem z cytryny i olejkami, tabletki rozpuszczamy w wodzie i mieszamy wszystko razem. Przemywamy buzię dwa razy dziennie- rano i wieczorem. Mieszankę trzymamy w lodówce.


Niżej trochę o aspirynie, która ma ogromne zasługi w walce z zaskórnikami:)







Tonik aspirynowy:

Super domowy sposób na złuszczanie skóry- bardzo pomocny w walce z zaskórnikami:)

Na 100ml wody dodajemy:
15-20 tabletek aspiryny (najzwyklejsza aspiryna bez otoczki)
Możemy dodać trochę gliceryny aby tonik był bardziej nawilżający lub właśnie olejku pichtowego aby miał dodatkowe działania antybakteryjne.

Aby dobrze rozpuścić tabletki najpierw należy je rozmoczyć a później rozdrobnić:) W naszym toniku mogą pływać małe fragmenty tabletek i nie należy się tym przejmować, ale myślę że może udać się wszystko ładnie rozpuścić.

Tonik możemy trzymać w lodówce przez max 2 tygodnie:)







Maseczka aspirynowa:

3 tabletki aspiryny mieszamy z dużą łyżką jogurtu naturalnego tak aby ładnie się rozpuściły i całość nakładamy na skórę na 20 minut do wyschnięcia jogurtu.
Powinnyśmy stosować ją dwa razy w tygodniu:)



OCM- o tej metodzie pisałam więcej tutaj:) Aby jeszcze ją udoskonalić możemy dodać do naszej mieszanki trochę olejku migdałowo- sandałowego Khadi- świetnie rozprawia się z zaskórnikami!




Przecieranie sokiem z cytryny z wodą również pomaga:)






 

Jest na rynku wiele pomocnych produktów które możemy kupić bez recepty. Jeśli naturalne metody nie pomagają możemy zawsze sięgnąć po kosmetyki sklepowe.

Tonik z kwasami Aha, Bha i Pha z Biochemii Urody. 

Toniki z kwasami delikatnie złuszczają skórę zapobiegając odkładaniu się łoju w porach i jego utlenianiu. Wygładzają skórę i potrafią być naprawdę pomocne!


Glyco-A 12%, Isis Pharma.

Krem z kwasem glikolowym który możemy zacząć stosować zimą. Najlepiej kupić go na allegro albo w Super Pharmie gdzie zdarzają się przeceny- ja kupowałam na allegro dwa opakowania za 40zł.
Przy pierwszych aplikacjach może piec ale później skóra się przyzwyczaja. Jeśli dopiero zaczynamy nałóżmy go na buzię lub miejsca z zaskórnikami i zostawmy na parę minut po czym zmyjmy. Z czasem skóra przyzwyczaja się na tyle że będziemy mogły w nim spać:)


Krem z kwasami Clarena


Lush Sweet Japanese Girl- mydełko z Lusha, możemy wykonać nim delikatny masaż twarzy:) Bardzo fajnie usuwa wszelkie zanieczyszczenia.




 


Cięższa artyleria …

To leki które może zapisać nam dermatolog. Wiele z nich może zawierać nadtlenek benzoili, tak jak np. Benzacne, Brwvoxyl, Aknefug.
Jest również wiele innych środków takich jak Atrederm, Differin, Acnefan, Acnosan... Wiele z nich przynosi dobre rezultaty ale nie każdy z nich działa na każdego w taki sam sposób i może być tak że krem który pomógł wielu dziewczynom u Was nie zadziała.

Jeśli zaskórniki nie dają Wam żyć warto spróbować.

Pomocne mogą być również retinoidy- Atrederm, Retin a, Zorac... Choć opnie na temat ich stosowania są różne, mogą dać dobre rezultaty w kwestii usuwania zaskórników. Taką terapię najlepiej odłożyć na zimę i koniecznie włączyć filtry.

Wszystkie wymienione preparaty mogą działać bardzo wysuszająco, warto więc zaopatrzyć się w lekki nawilżający krem.


Co jeszcze możemy zrobić?

Zmienić dietę- szczególnie jeśli męczymy się z trądzikiem- dieta ma bowiem ogromne znaczenie:) więcej możecie poczytać tutaj...

Stosować delikatne mechaniczne peelingi- takie jakie możemy przyrządzić same w domu.

Włączyć do kuracji maseczki z kurkumy (Tutaj)

Wypróbować sposób na domową mikrodermabrazję. TUTAJ

Często zmieniać poszewki poduszek:)







To chyba już tyle:) Na pewno nie napisałam o wszystkim- jeśli możecie coś dodać to będzie mi bardzo miło:) 

Mam nadzieję że post pomoże tym z Was które chciały by już pożegnać swoje zaskórniki:) Dodawajcie swoje patenty, rady i przepisy!

Buziaki,

Ala



Zapraszam też do przeczytania drugiego posta TUTAJ.


30 maja 2012

Ekologiczny filtr mineralny John Masters Organics o cudownym składzie:)








Jakiś czas temu odstawiłam zwykłe filtry ze względu na składy, które nie do końca mi odpowiadały... Zaliczyłam moment kiedy byłam prawdziwym filtrowym maniakiem i intensywnie smarowałam sie pięćdziesiątkami najczęściej Avene, Biodermą i LRP.... Później zaczęłam szukać idealnego filtru eko i w wersji testowej zaliczyłam już wszystkie dostępne jako próbki.

Dziś chciałam pokazać Wam produkt który testowałam dzięki uprzejmości sklepu Estyl.pl i jest to właśnie filtr ekologiczny dla dziewczyn które skłaniają sie raczej w kierunku takich kosmetyków.

John Masters Organics Natural Mineral Sunscreen o którym tu mowa  posiada SPF 30 i świetny skład.








Produkt łączy w sobie łączy dwutlenek tytanu i tlenek cynku które pomagają chronić nasza skórę przed promieniowaniem UVA i UVB. Do tego zawiera wyciąg z aloesu (na drugim miejscu w składzie:)), wyciąg z zielonej herbaty, masło shea i olejek z jojoba. 

W ciemnej buteleczce dostajemy biały krem zatopiony w olejku. Opakowanie jest bardzo ładne i wygodne, mieści 59 ml produktu a pompka wydusza niewielką ilość dzięki czemu krem nie marnuje sie.


Skład: Filtry mineralne: Titanium Dioxide 7,5%, Zinc Oxide 5,0%;
Aqua (Water), Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice,* Capric Caprylic Triglycerides, Ethyl Hexyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Glycerin, Cetyl Alcohol, Jojonba Oil,* Shea Butter,* Panthenol, Tocopherol Acetate, Allantoin, Sodium Pca, Green Tea Extract,* Magnesium Aluminum Silicate, Hyaluronic Acid, Calendula Extract,* Ethyl Hexyl Glycerin, Benzyl Alcohol.




Niewątpliwie skład jest największą zaletą kosmetyku- ale przekłada sie na świetne działanie. Krem jest niesamowicie delikatny, nadaje sie do każdego typu skóry, nie podrażnia, genialnie wprost nawilża.

Bardzo fajnie pielęgnuje skórę i na pewno warto rozważać jego kandydaturę nie tylko na stanowisko letniego filtru do twarzy ale po prostu kremu dziennego- szczególnie jeśli mamy skłonności do przebarwień czy lubimy codziennie chronić buzię.


Myślę że będzie idealny dla dziewczyn korzystających z kwasów- zawartość aloesu może być w tym wypadku zbawienna i krem może przyśpieszać 'dochodzenie skóry do siebie:).

Świetnie spisuje sie pod różnymi podkładami,  nie roluje sie, nie roluje podkładu, nie nabłyszcza skóry tak jak większość normalnych filtrów. Skóra wygląda raczej po prostu ładniej i dziewczyny które nie lubią świecić sie jak latarnie po filtrze również mogą go polubić. Daje efekt raczej naturalnego rozświetlenia skóry, jaki ja uwielbiam.
Myślę że krem może wpływać na skórę naprawdę dobrze- ja nie mam obecnie problemów z cerą więc trudno mi to ocenić ale myślę że może to być fajny ratunek dla cery z problemami.







Po nałożeniu na buzię krem delikatnie bieli naszą skórę ale po chwili efekt zabielenia znika a krem wsiąka z skórę- osobiście nie przepadam za filtrowym zabielaniem więc byłam bardzo zadowolona z efektu jaki daje JMO.

Biel faktycznie po chwili robi sie mniej widoczna i możemy być spokojne. Niżej możecie zobaczyć fotkę. Zdjęcie wykonane po 2 minutach bo po 5 to już zupełnie nie widać bieli:)





  



A tutaj krem zaraz po nałożeniu i roztarciu.Na początku biel jest potem znika:)





Zapach jest dość delikatny i przypomina mi odrobinę maść cynkową:) W porównaniu z innymi kremami JMO nie ma szału ale ja lubię apteczne zapachy i nie traktuje tego jako wady. Aby go poczuć muszę się naprawdę dobrze "wwąchać".

Wad nie odnotowałam- oczywiście oprócz ceny- jak praktycznie każdy JMO jest to produkt drogi bo kosztuje 137zł (w promocji 99zł), ale w tym wypadku mogę wiedzieć że wysoka jakość i skład produktu tłumaczą cenę.
Takim kosmetykom mówię tak, bo płacimy przede wszytskim za jakość i super składniki a nie tylko za markę. Oczywiście jest to raczej kosmetyk luksusowy (wśród eko kosmetyków) ale jeśli kogoś na niego stać to zdecydowanie polecam.

JMO nie testuje również kosmetyków na zwierzętach.

Produkt można kupić między innymi tu:

Niżej możecie przeczytać jeszcze recenzje na blogu Estyl.pl





 



Wiem że parę z Was posiada ten kosmetyk i jest z niego bardzo zadowolonych :) Jeśli macie z nim jakieś doświadczenia lub możecie polecić jakiś eko filtr piszcie. 


Ja zabieram sie za pisanie posta o zaskórnikach a dziś chciałam nagrać dla Was jeszcze outfit i kosmetyki- buble:)


Buziaki

Ala

29 maja 2012

Najlepszy ratunek na suche usta- Blistex Lip Relief Cream!






Dziś chciałam pokazać Wam niedawno odkryte cudo od którego zupełnie sie uzależniłam:)  Mowa tu o balsamie do ust Blistex Lip Relief Cream, podpatrzonym u Mamy w czasie pobytu w Warszawie.

Wcześniej kupiłam sobie w aptece niebieski Blistex Med Plus, widząc że te produkty już sie u nas pojawiły. Jak może wiecie jestem fanką wszelkich miętowych produktów do ust i jeśli jest coś do czego mam słabość to właśnie takie produkty. 
Niebieski Blistex za bardzo przypominał mi jednak Carmex aby podbić moje serce, choć smakuje o wiele lepiej bo jest słodszy.

Kiedy jednak spróbowałam jego 'brata' w białej tubce zupełnie sie w nim zakochałam- to balsam jakiego długo szukałam.
Moja Mama również boryka sie z AZS w okolicach ust i często kupuje różne balsamy- ten jako jedyny faktycznie przynosi ulgę popękanym ustom! U mnie na szczęście AZS już ustąpiło ale jeśli ktoś ma problemy tego typu może polubić ten balsam.







Poziom nawilżenia jakie oferuje biały Blistex jest jednak znacząco wyższy niż w przypadku innych balsamów do ust. Zaraz po aplikacji czujemy miłe chłodzenie- i to jest właśnie chłodzenie które naparwdę przynosi ulgę naszym ustom dlatego nazwa produktu jest jak najbardziej trafiona.

Odczucia są inne niż w przypadku klasycznych balsamów do ust, ciężko je opisać ale to coś jak mix neutrogeny w tubce z carmexem i tłustym kremem:)

Usta długo pozostają nawilżone i miękkie a jako bonus dostajemy miły miętowy zapach i jakby lekko odświeżony oddech:)
Idealny kosmetyk do zastosowania przed pocałunkami:D







Usta wyglądają ślicznie a kosmetyk szybko radzi sobie z suchymi skórkami.

Wad nie odnotowałam- jeśli ktoś nie lubi mięty i lekkiego chłodzenia może nie przypaść mu do gustu ale jeśli męczymy sie z suchymi, piekącymi i swędzącymi ustami lub skórą w okół ust naparwdę polecam! 
Balsam ma biały kolor ale na ustach nie jest widoczny.


Opakowanie jest rewelacyjne, aplikator niezwykle wygodny i miły- aż chce nam sie nim maziać:)

Oba balsamy widoczne na zdjęciach można kupić w aptekach za paręnaście złotych. Biała wersja Lip Relief Cream została moim KWC i z tego co widzę po recenzjach nie tylko moim.
Zawsze jest w mojej torebce i wiem że zostanie ze mną na długo:) Dzięki Mamo!






Może miałyście styczność z innymi produktami Blistex ? Jestem ciekawa jak wypadają:)
Mam nadzieję że pomogłam tym z Was które meczą sie z suchą skórą ust czy po prostu lubią miętowe balsamy:)

Jutro zabieram sie za pisanie posta o zaskórnikach:)

Buziaki,

Ala

28 maja 2012

Kosmetyki Lioele + krem bb i zestaw maseczek dla Was:)





 
Dziś mam dla Was recenzję kosmetyków Lioele od Asian Store i kosmetyki do wygrania:) Możecie zgarnąć dwa zestawy- krem lioele i maseczki dla tych z Was które wolą pielęgnację- jeśli jesteście zainteresowane zerknijcie na dół posta.

Wiem że wśród Was wiele jest fanek kremów BB ale dziś więcej kolorówki- wszystkie kosmetyki możecie zobaczyć też w filmiku- jeśli komuś nie chce sie czytać, zapraszam, są tam również swatche.

Wszystkie pokazywane kosmetyki możecie zdobyć na http://asianstore.pl/10-makijaz-twarzy 

Od Karoliny mam dla Was jeszcze rabat w wysokości 10% na kosmetyki Lioele  w dniach od 1 do 7 czerwca.  Przy zamówieniu wystarczy wpisać rabatowy kod ALINAROSE-LIOELE. 








Nie wszystkie kosmetyki przypadły mi go gustu ale jednym z moich ulubieńców zostały kuleczki- dokładnie kuleczki brązujące Jewel Mix Shading. Wersja Highlighter mniej mi sie spodobała ze względu na delikatny efekt rozświetlenia- zawsze siegam raczej po coś mocniejszego ale jasne kuleczki możemy stosować na całą buzię jako rozświetlający puder. Na rozświetlacz do np kości policzkowych są raczej za delikatne, efekt jaki uzyskujemy jest pudrowo- satynowy.






Kuleczki brązujące spisują sie fantastycznie! Efekt to również delikatna satyna ale nie mam mowy o błysku-jestem przeczulona na punkcie błyszczących bronzerów. Kuleczki mają różne kolory ale kolor końcowy to bardzo fajny naturalny brąz- nie za pomarańczowy czy marchewkowy.

Nie ma mowy o plamach czy nierównym rozłożeniu.Produkt daje bardzo subtelny efekt który możemy stopniować.







Opakowania obu produktów zawiera puszek którego jednak szkoda mi było brudzić więc nakładałam je pędzelkiem. 

Kuleczki są dobrze zabezpieczone zatyczką i gąbką a samo opakowanie... to po prostu cudeńko. Nie zawierają talku.
Kosztują niestety dość dużo bo ponad 80zł ale jeśli kogoś stać to polecam przede wszystkim kulki brązujące.




  




Cienie Dollish Eyeshadow mimo pięknych opakowań nie zrobiły na mnie tak dobrego wrażenia. To cienie wypiekane mieszczące w sobie trzy kolory, dające satynowy efekt. 

Do opakowania dołączony jest aplikator, w środku zainstalowane jest małe lusterko.



  




Niestety cienie są bardzo delikatne i nietrwałe. O wiele fajniej wyglądają na mokro, nakładane klasycznym sposobem wyglądają dość średnio. Kolory są szczególne i nie każdemu mogą przypaść do gustu, ale to właśnie słaba trwałość i delikatny, lekko transparentny efekt rozczarowują najbardziej- niestety po Lioele można było spodziewać się więcej.

Cienie kosztują około 60zł, niektóre kolory zawieraj maleńkie drobinki- swatche na filmiku.








Wodoodporny tusz Real Water- Proof Up & Down Mascara to najbardziej wodoodporny tusz jaki miałam okazję testować. Absolutnie nie ma mowy o zmyciu go z rzęs zwykłą wodą, nawet wodą z żelem czy mydłem...ciężko jest też zmyć go płynem innym niż dwufazowym przeznaczonym do takich tuszy.








Tusz posiada dwie szczoteczki- jedną klasyczną i drugą malutką, przeznaczoną do dolnych rzęs.

Duża szczoteczka spisuje sie całkiem fajnie- nie skleja rzęs i dobrze je wyczesuje- tutaj spodziewałam sie gorszego efekt. Z małą szczoteczką wiązałam większe nadzieje...Faktycznie wygodnie sie nią operuje, ale przez to że jest mała i lekka nie rozczesuje rzęs swoim ciężarem tak dobrze jak większe szczotki i potrafi trochę rzęsy posklejać. Szczególnie jeśli mamy długie dolne rzęsy- trudno je potem rozdzielić i musimy pomagać sobie większą szczoteczką.

Będzie dobra dla osób z małymi rzęsami, potrzebujących czegoś absolutnie wodoodpornego. Kosztuje niestety dość dużo jak na tusz bo około 80zł.








Korektor pod oczy Help Me Dark Circle Concealer okazał sie być całkiem fajny. Co prawda jest za jasny dla mnie ale będzie idealny dla dziewczyn z jasną cera o chłodnym odcieniu. Nie wysusza skóry pod oczami, nie zbiera sie w załamaniach w jakimś kłopotliwym stopniu. Jest lekki i kryje raczej średnio ale możemy stopniować krycie dokładając warstwy.

Bardzo ładnie rozświetla skórę pod oczami, nie podkreśla suchych skórek. Pędzelek bardzo nie pomaga, produkt wyduszamy pstrykając zatyczką na końcu.


  



Na podobnej zasadzie działa krem rozświetlający cerę  Lioele Silky Highlighter BB Touch.
To krem bb zamknięty w opakowaniu z pędzelkiem, mający rozświetlać skórę. Niestety jak na rozświetlacz stosowany miejscowo jest za delikatny, a jak na krem aplikowany na cała buzie może dawać za mocne dla wielu osób lśnienie.

W konsekwencji trochę nie wiadomo co z nim począć. Jest dość kryjący co może być zaletą i kolor będzie pasował osobom o jasnej ale chłodnej karnacji, wpadającej lekko w 'beżową szarość'.

Efekt rozświetlenia jest bardzo subtelny- owszem można by powiedzieć że jeśli ktoś lubi taki delikatesik to na kości policzkowe może być idealny- jeśli na całą buzię zastosujemy inny krem bb dający np matowe wykończenie w takim samym kolorze.  Jednak coś mi mówi że nie jest to must have- liczyłam na mocniejsze rozświetlenie.







Krem kosztuje około 80zł- niżej możecie zobaczyć swatche kremu i korektora (po prawej).






Lioele Essential Donut Glo-Stick to szminki rozświetlająco-koloryzująco- nawilżające:) W środku znajduje sie balsam nawilżający a w około właściwy, pół transparentny kolor. Na ustach odcień razem z błyskiem są widoczne i całkiem dobrze sie trzymają. Kolory to również mocna strona szminek- szczególnie ciepły karmel bardzo mi sie spodobał.

Od lewej kolory: 1,3, 2, 4.



 

Niżej trójka i jedynka, które na moich ustach wyglądały najładniej. Czwórka najmniej mi sie podobała.
Wad nie znalazłam- cena jednak jest dość wysoka jak na koloryzujący balsam (około 50zł) więc jeśli komuś nie zależy na konkretnym kolorze nie jest to must have.
Również poziom nawilżenia nie powolna- jak na Liolele teoretycznie mogło by być lepiej.









Eyeliner Lioele Gel Eyeliner jest wart ceny i bardzo przypadł mi go gustu! Za 60zł w pięknym opakowaniu dostajemy pędzelek i świetny produkt będący jakościowym odpowiednikiem Bobbi Brown czy Mac'a.

Ja posiadam czarny 01 i jestem z niego bardzo zadowolona. Nie rozmazuje sie, zasycha na oczach, jest miękki i gładko rozprowadza sie na skórze. Kolor możecie zobaczyć na filmiku.







Pędzelek jest bardzo dobrej jakości i sposób w jaki zamontowany jest na opakowaniu bardzo mi sie spodobał- nigdzie sie sie zgubi, nie musimy kupować dodatkowego pędzelka, ani nosić go w torebce.
Kreska namalowana tym produktem jest bardzo trwała i zostaje z nami przez cały dzień.

Do tego kosmetyku nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń i myślę że za duet z pędzelkiem warto zapłacić 60zł.







Testowałam również maseczki które możecie wygrać- te materiałowe które dostosowują sie do kształtu buzi. Były na mnie ciut za duże a nie chciało mi sie bawić w podcinanie więc wyglądałam jak potwór (nawet mój chłopak przestraszył sie gdy mnie zobaczył:) ale efekt był super- skóra jest po maseczce niesamowicie nawilżona, gładka i rozjaśniona. Zapach jest bardzo przyjemny i myślę że 9 zł to odpowiednia cena. Oczywiście można zgłosić sie po maseczki w konkursie i zostać maseczkowym potworem we własnej łazience:)







Teraz najmilsza część- upominki dla Was. Tym razem do wyboru macie dwa zestawy- krem BB Dollish w kolorze 2  (dla dziewczyn mających problemy z naczynkami) i zestaw maseczek.

Pytałam Karoliny z Asian Store który krem BB jest teraz najbardziej rozchwytywany i doradziła mi że właśnie Dollish może być fajnym prezentem dla Was- dziewczyny z naczynami zawsze mają ciężkie życie- krem bb który z zielonkawej bazy zmienia sie w beżowy krem niwelując zaczerwienienia może być pomocny:)

Jeśli jednak macie już swój krem bb lub podkład i macie bardziej oliwkową czy ciemną karnację możecie wybrać maseczki...








Wybierzcie który zestaw wolicie i po prostu sie zgłoście:) 

Możecie napisać jaki kosmetyk Lioele podoba Wam sie najbardziej lub dać znać jeśli macie z nimi jakieś doświadczenia. Podpiszcie sie i podajcie swój mail:)


Dziękuję bardzo Karolinie z Asian Store za tak fajne prezenty dla Was:)





  Buziaki, 
Ala




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Obsługiwane przez usługę Blogger.