Rozglądamy się między rossmanowymi półkami w poszukiwaniu rozświetlacza. Mijamy tylko z wierzchu przyprószony lśniącym pyłkiem Loreal, sypiący się Revlon i... koniec;) Właściwie na nic więcej nie trafimy.
O rozświetlacz dostępny w Rossmanach pytałyście mnie niezliczoną ilość razy:). Dotąd właściwie nie miałam czego polecać ale jakiś czas temu mały rozświetlacz pojawił się w szafie Wibo i bardzo cieszy mnie, że jest to dobry produkt w przystępnej cenie.
Dzisiaj przyjrzymy się właśnie temu rozświetlaczowi i 'paryskiej' serii i przy okazji powiemy sobie jak dobrze nakładać rozświetlacz i puder. Może właśnie od tego zacznijmy!
I JAK DOBRZE NAKŁADAĆ ROZŚWIETLACZ I
_____________________________________
Sekretem dobrze wyglądającego rozświetlacza jest idealne stopienie produktu ze skórą. Musi więc odpowiadać temperaturą naszej skórze, odcień musi się zgadzać (ten który Wam pokaże, jest pod tym względem bezpieczny), nie może dawać zbyt pudrowego efektu, więc sam proces nakładania jest ważny.
Kiedy już upewnimy się, że kolor jest w porządku możemy przystąpić do nakładania. Oczywiście potrzebne nam będzie odpowiednie narzędzie. Najlepsze mamy dosłownie pod nosem, bo są to nasze opuszki. Jak żaden inny pędzelek pomogą wtopić rozświetlacz w podkład czy skórę.
Rozświetlamy zawsze miejsce, które jest szczytem naszej kości policzkowej.
Dokładnie to, a nie inne miejsce które chciałybyśmy rozjaśnić. Niestety to tak nie działa- rozjaśniamy na etapie konturowania a rozświetlacz nakładamy w miejscach naturalnie wypukłych. Wtedy 'łapią' światło i 'wystają' jeszcze bardziej.
Kiedy robimy to palcami czujemy gdzie dokładnie powinien wylądować, ale musimy popracować nad rozmyciem granic- to ma być płynne przejście a nie plama:).
Opuszkami dociskamy produkt do skóry miejsce przy miejscu a potem lekko rozcieramy. Dokładamy produktu jeśli chcemy i nadal rozcieramy. To samo dotyczy pędzla, ale tutaj bez 'stemplowania' możemy od razu przejść do płynnego ruchu od środka kości na zewnątrz.
Jeśli jesteśmy już przy pędzlach- ważne jest aby pędzel do rozświetlacza nie był zbyt duży i zbyt miękki. Musi być bardziej gęsty, troszkę twardszy, może być ostrzej zakończony. Tutaj fajnie sprawdzają się pędzle do konturowania:).
Rozświetlacz Wibo jest dość jasny, odcieniem przypomina szampana i bardzo ładnie lśni... Tutaj miłe zaskoczenie, bo wygląda lepiej niż mój rozświetlacz The Balm z paletki Balm Jovi.
Zgadniecie który jest który?

Ten na lewym opuszku to właśnie Wibo:). Trzyma się ładnie, nie opalizuje i nie zawiera drobinek. Jeśli ich nie lubicie możecie odetchnąć spokojnie.
Nazywa się Diamond Iluminator i kosztuje 8zł:).
Puder Jet'Aime to mix dwóch kolorów- mamy tutaj do wyboru dwie wersje, ja posiadam jaśniejszą jedynkę. Z kolorem oczywiście musimy trafić, choć sam produkt nie jest kryjący, to jednak nadaje skórze odrobinkę swojego koloru.
Na twarzy zostawia delikatną 'mgiełkę' która lekko matuje, trochę wygładza ale nie spłaszcza. Jest to coś pomiędzy matem a odrobinką satyny...
Daje delikatny i naturalny efekt, na pewno nie będzie matował tak długo jak profesjonalne pudry, ale na co dzień jak najbardziej się sprawdza. Lubię go za to, że nie jest widoczny na skórze, nie daje mocnego pudrowego efektu i ciężko z nim przesadzić. Bardzo dobrze współpracował z suchą skórą, nawet nakładany pod koniec dnia w ramach testu. Nie podkreślił suchych skórek za co dostaje duży plus!

Jak nakładam puder? Właściwie zawsze korzystam z puszków do pudrów. Dociskanie pudru z pomocą takiego aplikatora, to mój ulubiony sposób na to aby idealnie stopił się z podkładem i aby nie było go za dużo. Zanim dotknę skóry twarzy, zawsze najpierw pozbywam się nadmiaru o nadgarstek. Zaczynam przykładając puszek do policzków przy nosie, czekając przez chwilkę przechodzę dalej, na zewnątrz twarzy. To samo robię z czołem i brodą:).
Róż Blush Creme też miło mnie zaskoczył. Moja jedynka to ciepły koral i tutaj znów mamy połączenie kolorów. Jeden z nich zawiera maleńkie drobinki, niewidoczne na twarzy.
Sam róż na twarzy prezentuje się ładnie, choć nie jest to najbardziej trwały róż świata, trwałość jaką oferuje mi odpowiada, Podoba mi się to, że jest dość twardy, nie pyli i trudno zrobić sobie nim krzywdę, choć kolor jest całkiem intensywny. To dobry róż dla początkujących:).
Korektor w kredce trochę się u mnie nie spisał, bo pomimo tego, że pigmentacja jest dobra, produkt był widoczny pod moimi oczami. Rozjaśnia i trochę rozświetla, owszem, ale za bardzo go widzę:)

Za to Eclat de Luxe, czyli rozświetlający pyłek do ciała to mój hit, o którym pisałam Wam już w Hitach Tygodnia.
Piękne opakowanie retro, delikatnie, lśniące ale nie wielkie drobinki... Kosmetyk tak naprawdę ma więcej zastosowań niż tylko rozświetlanie ciała. Opuszkiem możemy użyć go do rozświetlenia twarzy, odrobinę dodać do sypkiego pudru czy podkładu mineralnego. Możemy nawet stworzyć swój własny, rozświetlający podkład w płynie, dodając do niego trochę pyłku np w małym słoiczku.
Na ciele; ramionach, dekolcie, wygląda bosko a przy tym, na szczęście, jest tańszy niż wszytskie kosmetyki tego typu, bo kosztuje 22zł.
Korzystałyście kiedyś z takiego kosmetyku?
Jeśli macie pytania piszcie!
Buziaki i miłej soboty!
Ala
