Dzisiaj coś zupełnie innego niż zwykle- konkurs z cudownymi nagrodami i zupełnie inny, ale nadal kobiecy temat. Jakiś czas temu brałam udział w kampanii dla marki Always, której celem było pokazanie kobietom, że miesiączka nie powinna stanowić dla nich ograniczenie w realizowaniu pasji. Wreszcie wszystko jest gotowe i mogłam zobaczyć materiał, a dla Was przygotować notkę w której możecie zdobyć 5 aparatów Fujufilm Instax Mini razem z wkładami. Jak łatwo się domyślić, będzie troszkę o pasjach ale nie tylko.... ...bo również o ograniczeniach.
ROZWIĄZANIE KONKURSU:)
Dziewczyny dziękuję za wszystkie zgłoszenia;) Jeszcze nigdzie nie widziałam tylu inspirujących historii- było mi niezwykle miło czytać je przez cały weekend!
Aparaty pojadą do
mika.em
nuth.red
specjalne9
gos.krol
celoma
Gratuluje!
Na początek zapraszam Was do obejrzenia materiału, właśnie z moim udziałem:
Jak pewnie wiecie treningi są moją wielką pasją:) Nie zawsze tak było, bo przez całą edukację nie chodziłam nawet na lekcje w-fu... Wszystko zaczęło się od tajskiego boksu i troszkę okrężną drogą trafiłam na siłownię:).
Często pytacie mnie o to czy chodzę na treningi w trakcie miesiączki. Wiele razy pisałam Wam, że pierwszego dnia nigdy tego nie robię, bo wolę wypoczywać i w tym dniu zrobić sobie wolne. Drugiego dnia miesiączki mogę troszkę się porozciągać, ale do normalnych treningów wracam dopiero trzeciego dnia. Na szczęście od odstawienia hormonów spotkała mnie tylko jedna naprawdę bolesna miesiączka i obecnie mogę powiedzieć, że na szczęście ta kwestia już mnie nie ogranicza. To że przez pierwsze dni wypoczywam, to tylko mój wybór i dwa dni w zupełności wystarczają. W trakcie następnych dni oczywiście miesiączka może jeszcze dawać o sobie znać.
Ćwiczenia są chyba najbardziej wymagającym momentem w trakcie którego poczucie komfortu jest szczególnie ważne. Jeśli już zdecyduję się na trening w tym czasie, muszę być pewna, że nic nie krępuje ruchów, nic nie przeszkadza, nie muszę przejmować się nawet przy przysiadach czy wykrokach. Dla mnie drugim takim momentem jest noc, którą szczególnie na początku miesiączki chcę przetrwać bez konieczności wymiany podpasek i oczywiście bez żadnych plamek:). Noc tak naprawdę bywa największym wyzwaniem :D
Na pewno wiecie, że kolejną z moich pasji jest fotografia. Wakacje coraz bliżej, razem z nimi nadchodzi dla nas mnóstwo okazji które można utrwalać na zdjęciach by potem przywoływać najmilsze momenty. Stąd też wybór konkursowych prezentów- aparatów, dla tych z Was, które marzą o fotografowaniu i oddaniu się takiej pasji:) Każdy z 5ciu aparatów Fujifilm oczywiście zawiera wkład.
Tematem konkursowych wypowiedzi będzie: Czy kiedyś w życiu borykałaś się z ograniczeniami w realizowaniu pasji i jeśli tak, jak je przezwyciężyłaś? Czy uważasz miesiączkę za jedno z takich ograniczeń?
Oczywiście odpowiedzi nie muszą być związane z tematyką ćwiczeń, treningów itp- mogą mówić o czymś zupełnie innym:)
Wystarczy odpowiedzieć na pytanie w komentarzu. Na Wasze zgłoszenia czekam przez tydzień:)
Zostawcie też maila bym mogła do Was napisać;)
Jeśli macie pytania piszcie w poprzednim poście tutaj (klik klik) a tutaj wrzucajcie tylko zgłoszenia konkursowe:)
Buziaki
Ala
\
Pewnie, że borykałam. W ciężkiej chwili wszystkiego mi się odechciało - nauki, szycia zwłaszcza sportu;) Ale to właśnie on iaito że aby iść dalej trzeba się wziąć w garść sprawiło że wyszłam z dołka, a nowa dyscyplina dla mnie, pole dance sprawiło że tym bardziej uwierzyłam z siebie! :D Miesiączka kiedyś była dla mnie problemem, Ale dziś jedynym problemem jaki się z nim wiąże są moje humorki (Ale rolki,trochę przysiadów i można lecieć dalej) :) agataguli@gmail.com
OdpowiedzUsuńw czasach gimnazjalno-licealnych odkryłam chodzenie po górach i to było TO! niestety, moje kości uznały, że jednak nie i zaczęły mi siadać stawy biodrowe. bywały dni, gdy ledwo chodziłam. a raczej kuśtykałam jak herr Flick, bo nie byłam w stanie ruszyć nogą w stawie. badania nie wykazały nic, ale lekarze-ortopedzi i tak rozważali operacje i wstawienie kawałka tytanu w bolący, obciążony staw. jakby tego było mało, przez nienaturalny sposób chodzenia obciążałam też druga nogę i ona się zaczęła psuć. ból był przepotworny, ale trafiłam na instruktorkę pilatesu, która pomacawszy moje zbolałe biodra orzekła, że to może jednak mięśnie... i tak, zamiast na stół operacyjny trafiłam na matę i po paru miesiącach uczciwego (i bolesnego) rozciągania bóle przeszły :) teraz czasem wracają, ale mam już na nie sposoby. i góry znowu pozwalają mi się deptać bez bólu! co do miesiączki - owszem, bywa, że mam przez nią chęć zakopać się pod kocem (lub w śpiworze, gdy dopada mnie na szlaku), ale gdy przypominam sobie to, co przeszłam (nomen omen) z biodrami, łykam coś na ból, zagryzam czekoladą i ruszam z uśmiechem :)
OdpowiedzUsuńskarpet1980@tlen.pl
Myślę, że większość z nas w TE dni ograniczała swoją aktywność. U mnie trudnością czasami było nawet wygodne ułożenie się do snu w taki sposób, żeby nie martwić się ciągle ewentualnymi plamkami itp. Oczywiście były też ograniczenia pasji, przede wszystkim wyjście na basen było dla mnie koszmarem! W zasadzie dopiero po jakimś czasie zainteresowałam się tematem jak z tym walczyć, wcześniej traktowałam niedogodności wynikające z miesiączki jako zło konieczne. Oczywiście okazało się, że na rynku jest całe mnóstwo produktów, które w takie dni pozwalają czuć się pewnie i swobodnie. Obecnie więc nie jest to dla mnie żadna przeszkoda, jestem aktywna w każdym dniu miesiąca, bez względu na cykl mogę realizować swoje plany (w czasie miesiączki spora część moich planów to jednak wcinanie czekolady :D), śmigać na basen, jeździć na rolkach czy podróżować.
OdpowiedzUsuńJak pomyślę o czasach, gdy kobiety używały czegoś w rodzaju wielorazowych pieluszek w czasie miesiączki to mi słabo, brr. :D Dzięki Ci, postępie cywilizacyjny ;)
renn.fortuna@gmail.com
Największą przeszkodą okazały się dzieci i to wcale nie wtedy, gdy były niemowlętami. Najgorzej było gdy miały rok i trzy lata, nie miałam na nic czasu, poza nimi i pracą. Teraz to już za mną, a dzieci odpłacają się za tamten czas bawiąc się ze sobą i dając mi chwilę na moje sprawy. Takie drobnostki jak miesiączka, w moim odczuciu, nigdy nie były prawdziwym ograniczeniem. lilidesign@o2.pl
OdpowiedzUsuńHej, czy zna ktoś podkłady w płynie bardzojasne i neutralne? Revlon colorstay 150 buff jest zbyt żółty niestety i minimalnie za ciemny. Może ktoś coś? Wiem o minerałach, ale może ma ktoś propozycję w płynie?
OdpowiedzUsuńa może coś z koreańskich/japońskich bb kremów?
UsuńMyślałam o nich, ale mam naprawdę tłustą cerę :( Ale czuję się tak sfrustrowana, że chyba i tak zamówię próbki.
UsuńA Colorstay właśnie, ale 110? Jest bardziej różowy i jeszcze jaśniejszy niż 150 😊
UsuńJa ostatnio mam same ograniczenia i przeciwności losu na drodze do szczęścia. Zaczynając od tego, że chce zmienić kierunek studiów na kosmetologie. Oczywiście rodzice z którymi niestety dalej mieszkam wolą sami kierować moim życiem, nie ważne że mam 21 lat. Do tego za rok biorę ślub, chciałam już zamieszkać z moim narzeczonym u niego w domu, gdzie też mieszka z rodzicami ( niestety nie stać nas na wynajmowanie mieszkania), to też nie mogę. Niby jestem dorosła, ale nie mogę robić tego co chce, wszyscy tylko mnie ograniczają. Moim hobby jest właśnie wizaż i kosmetologia. Staram się nie przejmować innymi i robić to co mam zaplanowane, po prostu dążyć do celu. Kończę właśnie kurs wizażu i pójdę na tę kosmetologię, chociaż ciężko będzie pogodzić prace ze studiami i mieć dużo czasu dla narzeczonego. No ale takie jest życie, im jest ciężej tym jest ciekawiej. Trzeba wiedzieć co się chce i wtedy na pewno się to osiągnie, nikt nas nie powstrzyma. Mi pomaga jeszcze miłość i dobra muzyka, która od razu mi poprawia humor. Jeśli chodzi o miesiączke, to zawsze pierwszego dnia jest ciężko, wtedy też raczej nie mogę ćwiczyć, ale przez następne dni czuje się już normalnie i robię wszystko (no prawie wszystko ) na co mam ochotę, zapominając o tych dniach. Na noc zawsze używam właśnie podpasek always, bo są najdłuzszę i najbezpieczniejsze. Ale miesiączka, trochę mi przeszkadzała w moim życiu, bo najczęściej dostawałam jej w podróży albo na obozie żeglarskim (gdzie nie ma toalet), więc było ciężko. Taka jest moja historia, jestem w trakcie przezwyciężania moich ograniczeń, więc trzymajcie za mnie kciuki, bo z rodzicami chyba jeszcze mało kto wygrał ;) Ale powtarzam sobie ciągle, że dam radę i idę do przodu. Pozdrawiam was wszystkie i Alinkę, twój blog mi bardzo pomógł i mnie zainspirował do tego być iść w tym kierunku.
OdpowiedzUsuńpatrissia@vp.pl
Patrissio, staram się zrozumieć Twój punkt widzenia. Jednakże trudno mowić o dorosłości w pełnym tego słowa znaczeniu, jesli jesteś na utrzymaniu rodziców. W takiej sytuacji ich próba wywierania wpływu na Twoje decyzje moze byc zrozumiała. Jesli jesteś niezależna finansowo osobą, to takiej ingerencji nie jestem w stanie zrozumieć.
UsuńKiedy chodziłam do gimnazjum moją pasją było jeździectwo. Jeździłam konno rekreacyjnie, jednak nie zawsze mogłam... te dni były dla mnie koszmarem. Po dziś dzień są... w ich trakcie nie mogłam być w siodle, wiązało się to z bólami i ogromnym dyskomfortem... te dni strasznie ograniczały mi aktywność w siodle, jednak po dziś dzień ograniczają... moja aktywność w dzień kończy się na siedzeniu i stękaniu z bólu :) Dziś jestem maturzystą, ale również osobą aktywną fizycznie, uwielbiam ćwiczyć a przed wszystkim wielbię stretching! ;) moją jedyną przeszkodą są te dni... szkoda...
OdpowiedzUsuńvereeben@o2.pl
Zawsze od dziecka marzyłam o śpiewaniu dla publiczności i udawało mi się realizować tą pasję w szkole podstawowej i gimnazjum, jeździłam na szkolne konkursy i starałam się chwytać za każdą okazje do zaśpiewania na scenie, wkrótce jednak przyszłego czas na liceum i moja rodzina stwierdziła ze czas odłożysz pasje śpiewania na bok i zabrać się ostro za naukę, miałam iść na medycynę. Szczególnie mój tato naciskał na mnie ze me mam zostawić śpiewy i zacząć myśleć poważnie o życiu, bo z śpiewaniem nie zarobię dużo i będę żałować tego w przyszłości. Przez pierwsze dwa lata zostawiłam śpiew i skupiłam się maksymalnie a książkach, był to dla mnie trudny okres nie tylko ze względu na to ze nie realizowałam pasji ale tez moi rodzice brali rozwód. Straciłam zapał do nauki i tez zaczęłam mieć wyżuty zew zaprzestałam ćwiczyć śpiew i mój głos nie był tak dobrze wyćwiczony jak kiedyś. Jakoś rok temu pojechałam na wyjazd gdzie poznałam bardzo utalentowanego chłopaka, który już od dłuższego czasu prowadzi kanał na you tube i coveruje znane piosenki. Śpiewaliśmy razem przez jakiś czas, Michał uświadomił mi ze nie mogę marnować talentu jakim zostałam obdarzona i ze mogę spróbować pogodzić naukę z muzyką. Po rozmowach z nim czułam się zmotywowana do działania i obiecałam przeznaczyć sobie 5 godzin w tygodniu na ćwiczenia śpiewu. Zapisałam się do szkoły jazzowej. Teraz czekam na wyniki matur i postanowiłam pójść na psychologie a później jako specjalizację na psychologia muzyki :) cieszę się ze spotkałam na swojej drodze osobę która zmotywowała mnie do działania na rzecz swojej pasji. Co do miesiączki to ona tez nieźle potrafi uprzykrzyć życie przy śpiewaniu, mi przy miesiączce jest prawie zawsze słabo ale najlepszym sposobem na to jest krótki spacer na świeżym powietrzu i odrazu czuje się lepiej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że zainspiruję kogoś do tego, żeby nie porzucał swoich pasji na rzecz czegoś innego, i żeby słuchał się przede wszystkim siebie a nie innych :)
mój mail to- wikithetree@gmail.com
Hej Alinko <3
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie miesiączka była największym ograniczeniem. Problemy hormonalne, policystyczne jajniki sprawiały, że przez 5 dni w każdym miesiącu nie byłam w stanie nic zrobić. Wiłam się z bólu i mdlałam.Używała podpasek na noc(akurat właśnie always :)) przez wszystkie dni. W tej chwili sytuacja jest już trochę opanowana ale tamte problemy skutecznie zabijały każdą moją pasję. W wielu ważnych momentach po prostu byłam nieosiągalna. Przez to zarzucałam treningi w których bardzo pomaga regularność. Często nie mogłam też podróżować, raz zemdlałam nawet w toalecie stacji benzynowej w obcym kraju. Miesiączka może być najgorszą rzeczą na świecie ale warto się nie poddawać i wykonać wiele badań, odwiedzić wielu specjalistów by takie ograniczenie przezwyciężyć. Jesli któraś z Was dziewczyny też tak cierpi, to wiedzcie że to nie musi tak boleć. Mnie ta zmiana i poszukiwania zajęły kilka lat. Ale teraz mogę żyć normalnie w czasie okresu bo nie dałam się zbyć kiedy mówiono mi "taka Pani uroda" albo "po porodzie przejdzie" (warto zaznaczyć że słysząc to miałam 15 lat więc do dziecka mi się nie spieszyło, a nie można się zgadzać na 10 lat bólu).
hanusias18@gmail.com
Świetny konkurs, życzę wszystkim powodzenia, bo nagrody są naprawdę ciekawe :)
OdpowiedzUsuńMoją wielką pasją od zawsze było jeździectwo. Trenowałam zawsze dużo i chętnie, niestety od urodzenia mam problem z kręgosłupem. Przez regularne jeżdżenie moja wada pogłębiła się i dostałam od lekarza zakaz jazdy konnej pod groźbą zamiany konia na wózek inwalidzki. Przestraszyłam się, ale nie zrezygnowałam i nie poddałam się, bo kocham konie najbardziej na świecie. Obeszłam zakaz lekarza- teraz jestem wolontariuszem w stajni i pomagam przy koniach, zainteresowałam się też powożeniem bryczek :) chodzę na zawody jeździeckie i kibicuję naszym zawodnikom. Jazdę zamieniłam na pływanie (które też lubię) ale nadal mam kontakt z końmi, które są moją największą pasją i miłością.
OdpowiedzUsuńgabi.maczkowiak@gmail.com
Odbiega trochę od tematu, konkursu itd nigdy w życiu jeszcze nic nie wygrałam,( no nie licząc szczęścia jakie daje mi moja coreczka) także dam szanse innym☺
OdpowiedzUsuńAlinko mogłabyś mi pomóc w kwestii makijażu.W sobotę,ojej to juz jutro będę malować koleżankę a jako że ekspertem w tej dziedzinie nie jestem to zgłaszam się do Ciebie.
Z twarzą sobie poradzę,chodzi mi o makijaż oczu.Moja koleżanka ma piękne błękitne oczy niczym letnie bezchmurne niebo,karnację bardziej jasna ale ciepla.Włosy,brwi,rzesy ma ciemneChciałabym jakoś podkreślić jej oczy ale żeby to nie było nic aż tak skomplikowanego.
Bardzo dziękuję za każdą wskazówkę
Buziaki pozdrawiam
Paulina
Moją wielką pasją od zawsze było jeździectwo. Trenowałam zawsze dużo i chętnie, niestety od urodzenia mam problem z kręgosłupem. Przez regularne jeżdżenie moja wada pogłębiła się i dostałam od lekarza zakaz jazdy konnej pod groźbą zamiany konia na wózek inwalidzki. Przestraszyłam się, ale nie zrezygnowałam i nie poddałam się, bo kocham konie najbardziej na świecie. Obeszłam zakaz lekarza- teraz jestem wolontariuszem w stajni i pomagam przy koniach, zainteresowałam się też powożeniem bryczek :) chodzę na zawody jeździeckie i kibicuję naszym zawodnikom. Jazdę zamieniłam na pływanie (które też lubię) ale nadal mam kontakt z końmi, które są moją największą pasją i miłością. Miesiączka nigdy nie była dla mnie ograniczeniem w siodle, jestem szczęściarą, bo leci mało i nie boli za mocno. Bardziej przeszkadza mi na basenie, dlatego przez pierwsze dni staram się nie pływać.
OdpowiedzUsuńgabi.maczkowiak@gmail.com
Moją wielką pasją od zawsze było jeździectwo. Trenowałam zawsze dużo i chętnie, niestety od urodzenia mam problem z kręgosłupem. Przez regularne jeżdżenie moja wada pogłębiła się i dostałam od lekarza zakaz jazdy konnej pod groźbą zamiany konia na wózek inwalidzki. Przestraszyłam się, ale nie zrezygnowałam i nie poddałam się, bo kocham konie najbardziej na świecie. Obeszłam zakaz lekarza- teraz jestem wolontariuszem w stajni i pomagam przy koniach, zainteresowałam się też powożeniem bryczek :) chodzę na zawody jeździeckie i kibicuję naszym zawodnikom. Jazdę zamieniłam na pływanie (które też lubię) ale nadal mam kontakt z końmi, które są moją największą pasją i miłością. Miesiączka nigdy nie była dla mnie ograniczeniem w siodle, jestem szczęściarą, bo leci mało i nie boli za mocno. Bardziej przeszkadza mi na basenie, dlatego przez pierwsze dni staram się nie pływać.
OdpowiedzUsuńgabi.maczkowiak@gmail.com
Zdecydowanie borykałam się z ograniczeniami przez całe swoje życie. Nie jestem najzdrowszą osobą na świecie i często z powodu swojej przypadłości musiałam rezygnować właśnie z realizowania pasji, jaką jest bieganie czy pływanie. Dawało mi to ogromną radość, mimo tego, że często po takiej aktywności po prostu źle się czułam. Okazało się, że moja tarczyca nie radzi sobie z takim wysiłkiem, więc musiałam na dobre zrezygnować z biegania, które kochałam. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło... Podczas swojej choroby odkryłam... ROWER. I tak teraz, jestem ogromną fanką wszelkich wycieczek rowerowych, dalekich kursów poza miasto. Gdyby nie fakt mojej choroby, pewnie na rower do tej pory bym nie spojrzała, a tak odkryłam coś co sprawia mi ogromną radość i stało się wręcz moim małym uzależnieniem. A czy miesiączka narzuca mi ograniczenia? Absolutnie nie! Wystarczy dobra ochrona i jestem gotowa podbijać świat... ALWAYS!
OdpowiedzUsuńNajgorsze co może spotkać to miesiączka w dniu ślubu. O matko nie wyobrażam sobie większego ciosu. Bo przecież jest się w długiej białej sukni, w której tak naprawdę nie możesz sama skorzystać z toalety tylko z pomocą mamy czy siostry, a tu jak tu wymienić podpaskę czy tampon. Ślub to najpiękniejszy dzień w życiu a tu taka przypadłość. Miesiączka potrafi popsuć urok i czar tego dnia.
OdpowiedzUsuńi ja zapomniałam: wioletta.stanisz@interia.pl
UsuńCześć! Mają 8 lat, po raz pierwszy wsiadłam na konia i... przepadłam. Pasja od pierwszego kroku, z każdą jazdą coraz większa. To była lekcja cierpliwości, współpracy, pokonywania własnych ograniczeń i lęków... Niestety, moich rodziców nie było stać na cotygodniowe wizyty w stajni. Nie odpuściłam. Od tego czasu konsekwentnie co weekend jeździłam do stajni na wolontariat, pomagałam we wszystkim, od czyszczenia, ubierania, wyprowadzania koni, przez hipoterapię osób niepełnosprawnych i oprowadzanie dzieci, aż po wyczerpujące fizycznie i trudne estetycznie sprzątanie boksów ;)W zamian za dzień spędzony na pracy w stajni otrzymywałam darmową lekcję jazdy. W ten sposób działam przez ponad 5 lat, w ciągu których nauczyłam się jeździć konno w stopniu, który umożliwił mi zdanie odznaki jeździeckiej, skoki i uczenie jazdy konnej innych. Nie pozwoliłam, żeby ograniczały mnie finanse. Tak samo jak nigdy nie zatrzymała mnie miesiączka- mimo kiepskiego samopoczucia, zagryzałam zęby, pakowałam podpaski i jechałam walczyć o moją pasję :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmortosdaina@vp.pl
Od samego poczatku miesiączkowania borykalam sie ze zbyt dlugimi i mocnymi krwawieniami. Po zaczeciu zmiany diety czyli zjadanie wiecej żelaza uspokoilo się ale bol nadal byl. Któregoś dnia stwierdziłam ze spacer dobrze mi zrobi. Od tamtej pory w te najgorsze dni ide na dlugi spacer. Oddycham i sie relaksuje. Dzieki temu zaczęłam ćwiczyć jogę nawet podczas miesiączki choc kiedys bylo to nie możliwe bo leżała zwinieta w kłębek pod kocem.
OdpowiedzUsuńewitka333@gmail.com
OdpowiedzUsuńMoja wielką pasją jest fotografia - może zbyt banalne czy popularne, ale ja to uwielbiam. Zatrzymywać czas na fotografiach, uwieczniać emocje. Chciałabym rozwijać ją dalej i z czasem stworzyć moje studio. Niestety na drodze do marzeń staje wiele ograniczeń, które oddalają mnie coraz bardziej o ich realizacji. Pierwsza to nieśmiałość, która blokuje mnie i chęć podjęcia działań. Drugi strach przed porażką i wyśmianiem przez innych. Trzecie to kwestie finansowe. Każdy kto się pasjonuje fotografią wie, że jest to drogie hobby. I zawsze znajdzie się coś ważniejszego, żeby przeznaczyć na to pieniądze, a tym bardziej jak się jest młodym małżeństwem. Które pragnie mieć swój kąt. Czwarta - brak wsparcia. Jest to jedno z najgorszych ograniczeń. Jak sobie z nim radzie ? Aby zwalczy nieśmiałość zatrudniłam się na jakiś czas w sklepie odzieżowym w którym kontakt z klientem jest bardzo ważny. Musiałam się przełamać i zacząć nawiązywać kontakt z innymi. Myślę, że taka praca bardzo mi pomogła w przełamaniu pierwszych lodów moje nieśmiałości. To mały krok w pracy nad sobą i swoją nieśmiałością. Ze strachem przed porażką postanowiłam się zaprzyjaźnić i zaakceptować. Pomimo, ponoszonych porażek - ponieś się, wyciągnąć wnioski i zasuwać dalej w stronę marzeń. Bariery finansowe złapać za rogi do tego dodać odrobinę cierpliwości. Każdą złotówkę oglądać kilka razy i nie kupić sobie kolejnej sukienki czy butów. Odłożyć je na nowy sprzęt i dom. Brak wsparcie jest największym ograniczeniem, bo nie ma nic gorszego od braku wsparcia bliskich ci osób. Brak zrozumienia i akceptacji tego co robisz. - '' Bo fotografia to nie praca, to nie zajęcie którym utrzymasz rodzinne'' Wystarczyło pokazać na czym to wszystko polega, jak to działa i jakie szczęście daje mi to wszystko. Teraz nawet mój mąż pomaga przy sesjach :). Miesiączka w moim przypadku też może stać się ograniczeniem. Są takie miesiące, że ból miesiączkowy jest ta śliny, że nie pomagają najmocniejsze tabletki przeciw bólowe. Najlepiej zaszyłabym się pod kocem i w jękach i bólach - przeczekała. Niestety nie zawsze mogę, wtedy trzeba zacisnąć zęby. Nie ważne jakie ograniczenia trzeba z nim walczyć i iść do na przód !:)
katarzyna211015@gmail.com
Teatr to coś co uwielbiałam od zawsze. Chociaż będąc małą dziewczynką nie do końca sama wiedziałam, że to jest właśnie moją pasją, ale odgrywanie scenek, przebieranki i parodiowanie innych, czasami nieznajomych na ulicy, co doprowadzało moją mamę do szewskiej pasji, wypełniało mi dni. Dorastając coraz bardziej potrafiłam ukierunkować swoje zainteresowania, najpierw była muzyka i śpiewanie na każdym kroku, a później zdecydowałam się zapisać na pierwsze zajęcia teatralne i odkryłam czym jest magia sceny. Szczęśliwie trafiłam na wspaniałych ludzi, z którymi mogę bez zahamowań dzielić swoją pasję oraz nauczycieli, którzy odkryli przede mną nieznane, pokazali jaką ścieżką warto iść i z czym tak naprawdę wiąże się sztuka i teatr. Każdy może spróbować swoich sił, jeśli tylko chcę i jest w stanie podjąć wyzwanie, a nie jest ono wcale takie proste. Bo wchodząc na deski czy nawet za kulisy teatru, trzeba zostawić siebie za drzwiami i pożegnać się przynajmniej na jakiś czas ze sobą. Nie wiadomo w kogo przyjdzie nam się wcielić, czy jaką maskę założyć. I często to nie psychiczne zahamowania nas przed tym powstrzymują, a właśnie odczuwany ból fizyczny czy dyskomfort. My, jako kobiety, musimy się borykać czasami z naszą, wspaniałą co prawda, naturą, która obdarzyła nas miesiączką i związanymi z tym okresowymi wahaniami hormonów. I chociaż zdarza się, że trzeba robić dobrą minę do złej, satysfakcja z tego, że nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed robieniem tego co kocham jest tego warta. Zresztą czy czasami o to w tym wszystkim nie chodzi, żeby grać jak najlepiej się potrafi i nie poddawać się. Nigdy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paulina
Zapomniałam o mailu p.obiedzinska@gmail.com
UsuńPozdrawiam
Zapomniałam o mailu p.obiedzinska@gmail.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paulina
Moją największą pasją jest dietetyka i sport. Codziennie muszę poświęcić przynajmniej 30min na ćwiczenia. Dla każdego dnia mam ułożoną dietę i ściśle jej przestrzegam. Niestety, raz w miesiącu przychodzi ten dzień w którym nie dość, że nie mogę sprostać ustalonej diecie, to pasja która powoduje, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie sprawia mi ból. Podczas tego dnia, czyli gdy pojawia się miesiączka mam bardzo silny ból brzucha. Każda próba jakichkolwiek ćwiczeń powoduje jeszcze większy ból w związku z czym tego akurat dnia muszę zrezygnować z uprawiania sportu. Dodatkowo do 3 dni przed miesiączką mój organizm szaleje i ma ochotę uzupełnić wszystkie brakujące słodycze których nie zjadłam przez cały poprzedzający ją miesiąc. Bardzo często jest tak, że pierwszego dnia rezygnuje z ćwiczeń a w następnych daje sobie dodatkowego kopa energetycznego. Bardzo mi to pomaga i ten jeden stracony dzień nie robi dla mnie większej różnicy. Jeżeli natomiast chodzi o dietę to oszukuję organizm, dostarczając mu suszonych owoców. Dzięki temu nie muszę sięgać po niezdrowe słodycze i dodatkowo wzrasta moje samopoczucie. :)
OdpowiedzUsuńMój email to izga7@wp.pl
Niestety, ale w młodości zostałam strasznie ograniczona przez los. Od małego rozwijałam swoje pasje związane ze sportem (głównie bieganie i pływanie), aż w 3kl podstawówki po kilkukrotnym omdleniu i utracie pamięci trafiłam do szpitala. Diagnoza? Arytmia serca. Miałam się nie przemęczać, ograniczyć sport do absolutnego minimum, unikać stresu i żyć jak (wtedy tak myślałam :)) kaleka.
OdpowiedzUsuńPo kilku latach, gdy dorosłam do decyzji o wykonaniu zabiegu, którego opis przebiegu brzmiał jak pewna śmierć na stole operacyjnym, podjęłam się i zaryzykowalam. Bardzo pomogli mi w tym czasie Rodzice, którym strasznie za to dziękuję :)
Aktualnie jestem już 3 rok po ablacji i czuję się świetnie, czuję, że żyję. Co najważniejsze - bez stresu! Do dawniej uprawianych sportów pewnie nie wrócę, ale moja miłością od wlasnie tych trzech lat są wszelkiego rodzaju programy i ćwiczenia z wolnymi ciężarami :)
Aktualnie mam 18 lat, ćwiczę, dbam o siebie i jestem ZDROWA!
nnapora@outlook.com
Nie ograniczam się z powodów miesiączki, która nomen omen dziś mi się zaczęła. Pomimo, że często planując tydzień, wpadam w rutynę, codzienne nawyki, a dzięki takim „szczególnym dniom” mogę zmienić przyzwyczajenia. Lubię chodzić na basen i korzystać z sauny i takie nawet miałam na dziś plany, no ale cóż… nic złego się nie dzieje, a wręcz przeciwnie mogę je skorygować i wybrać się na rower. Na trasie jest piękna polanka z konwaliami, a już widziałam, że się pojawiły, więc na samą myśl buzia mi się cieszy. Biorąc pod uwagę świetną pogodę, to nawet dobrze wyszło. Jestem niesamowitą farciarą, ponieważ w „te dni” nie czuję się kompletnie ani odrobinkę gorzej fizycznie. Nie mam problemów z bólem brzucha, głowy, wypryskami na twarzy i innymi problemami, z którymi wiem, że dziewczyny/kobiety się borykają. Mogę dzień w dzień ćwiczyć i tak właśnie robię, a jedynie podczas jogi nie wykonuję uniesień. Basen/saunę zamieniam na inną formę aktywnego spędzania czasu – dziś wybrałam rower, a jutro z samego rana pobiegam. Zawsze też można wybrać w „te dni” dobry film, kino, spotkanie ze znajomymi… masa, masa „zamienników”.
OdpowiedzUsuńKiedyś też się przejmowałam pościelą, piżamą itd. Teraz staram się spać – na wszelki wypadek – w tych II kategorii coby „przyplamienie” mniej mnie zabolało
W „te dni” z reguły zakładam ciemną bieliznę i spódnicę, dlatego byłoby super, gdyby chociaż skrzydełka od podpasek były w kolorze czarnym. Tak kiedyś wymyśliłam, że idealnie byłoby gdyby całe były czarne, a wkład biały… i że nikt jeszcze o tym nie pomyślał…? Ups… wygadałam, a powinnam opatentować pomysł.
Ograniczamy swoją aktywność, swoje pasje ze względu np. na pogodę (bo pada, bo za gorąco), ubiór (co mam założyć), brak towarzystwa (bo sama), brak czasu (bo lubię spać do 10:00) itd., a wystarczy czasami tylko chcieć, więc…
i miesiączkowym ograniczeniom mówię stanowcze – NIE!!!
ewa.zag@wp.pl
Te testy podpasek są wg mnie nie do końca rzetelne. Mało kto ma wyłącznie ciekły okres. Często zdarzają się skrzepliny krwi, które wcale tak chętnie w plastikową (bo takie always są) podpaskę się wchłoną. Zresztą always ma dość mocny klej, a cienką warstwę otoczki, przez co podpaska nie przecieka od góry (tam gdzie spotyka się ze skórą) tylko od dołu, przez co zabarwia bieliznę. I o ile ciemną da się wyprać w zimnej wodzie tak, że później tej plamy nie widać, tak jasną tylko odplamiaczem/wybielaczem. Poza tym plastikowe podpaski mogą podrażniać, uczulać i zapacać, co nie jest miłe. Lepsze są zwykłe bawełniane. Ważniejsze jest zdrowie, od tego czy nam pełna podpaska nie przeciekła przypadkiem.
OdpowiedzUsuńChyba nie będę zbyt oryginalna, ale moją największa pasją od roku jest bieganie i siłownia. Niestety od kilku lat borykam się z chorobą jelit, która zmasakrowała moją florę bakteryjną, powodując przy tym wiele przykrych dolegliwości. Ogromne bóle brzucha i bardzo słaba odporność na wszelkie infekcje powodują, że bieganie i ćwiczenia siłowe stały się dla mnie wyzwaniem, często niestety muszę z nich rezygnować. Pasja ta jest pewnego rodzaju odskocznią od rzeczywistości i sprawia, że czuje się lepiej. Z każdym treningiem uczę się nowych rzeczy, poznaje lepiej swoje ciało, jest to coś niesamowite. Jak przezwyciężyłam swoją przeszkodę? Od kilku lat każdy dzień jest dla mnie walką. Walczę o lepsze samopoczucie i walczę ze samą sobą by nie przestawać walczyć (co za masło maślane :D). Miesiączka nie jest dla mnie ograniczeniem... już nie. W moim przypadku nie obyło się bez hormonów.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nigdy nie przyjdzie mi do głowy, aby zrezygnować z tego co kocham :) Pozdrawiam!
(malekapuczino@gmail.com)
W przeszłym roku miałam wiele ograniczeń, które nie pozwalały mi na realizowanie swoich pasji. Bardzo kocham sport i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Niestety około rok temu moje wakacje były czymś okropnym... Na początku grając w piłkę nożną na orliku złamałam rękę.Nie płakałam, ponieważ się bałam wyśmiania. Chodziłam tak z tą złamaną ręką przez parę godzin. Ukrywałam ból. Nie mogłam uprawiać sportu co mnie bardzo bolało. Cieszyłam się gdy termin ściągnięcia gipsu nadchodził... Niestety lekarz przesunął go o caluśki miesiąc. Gdy moja ręka wyzdrowiała stało się następne nieszczęście. Mianowicie także grając w piłkę nożną kolega wykręcił mi palca u nogi. To było okropne, gdy np. pływając uderzyłam stopą o podłoże, lecz to nie był koniec moich cierpień. W drugiej połowie wakacji dostałam ospy. Całe ciało mnie swędziało, nie wspomnę już nawet o tym że nie mogłam wychodzić na dwór. To wszystko bardzo mnie ograniczało i przeszkadzało nawet w najłatwiejszych czynnościach. Kąpiąc się było mi trudno wytrzeć się jedną ręką ręcznikiem, siostra mnie czesała i wiązała buty. Niektórym może to wydawać się rewelacyjne, ale wcale takie nei jest. Często ograniczała mnie także krytyka innych, ponieważ moim jak i mojej siostry bliźniaczki marzeniem jest zakup motoru. Niestety każdy nas wyśmiewa i krytykuje. Jednak my się nie poddamy i będziemy dążyć do celu. Odkładamy każdy grosz by spełnić swoje marzenia. Kiedyś pokarzemy wszystkim którzy w nas zwątpili, że się mylili! Pokonujemy ograniczenia i wierzymy, że nic nas nie zatrzyma przed spełnieniem marzeń! :)
OdpowiedzUsuńAgssymi@gmail.com
Moją pasją od zawsze był taniec, głównie towarzyski. Odkąd pamiętam chodziłam na dodatkowe zajęcia, później polubiłam salsę. Wszystko zmieniło się w gimnazjum, pierwsza miesiączka - i bum, co miesiąc zaczęłam unikać treningów, ale też szkoły. Leżałam i odliczałam ile pozostało do końca okresu. Przez to zaniedbywałam to, co było dla mnie najważniejsze - taniec i naukę, co spowodowało ogromne zaległości w szkole. Nadal pamiętam, jak prosiłam mamę o zwolnienia z wf'u, którego szczerze nienawidziłam i kombinowałam jak mogłam żeby się wymigać od ćwiczeń. Teraz, kiedy już jestem starsza, inaczej na to wszystko patrzę. Źle się czuję tylko w pierwszym dniu, ale termofor, zioła, lekkie ćwiczenia i normalnie funkcjonuję. Polubiłam siłownię, nadal chodzę na lekcje salsy, a ostatnio zaczęłam nawet biegać. Z wiekiem zaczynam doceniać to, że teraz jest tak duży wybór środków higienicznych, które pozwalają nam nie rezygnować z naszych pasji. I wiecie co? Ograniczenia są tak naprawdę w naszych głowach. Nie skupiajmy się na miesiączce, przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia:) Pozdrawiam, mlkl1@autograf.pl
OdpowiedzUsuńMiesiączka nie jest dla mnie ograniczeniem. Więc nawet w trakcie okresu nie rezygnuje z tej aktywności, wręcz przeciwnie, zawsze ćwiczę gdy mam okres a to dlaczego? Dlatego że wtedy szybciej mija i jest mniej bolesny, oczywiście nie pierwszego dnia, ale później wracam na trening zwarta i gotowa. Moją pasją jest żużel, tak wiem, pewnie większość nie wie co to jest albo nie rozumie tego sportu... Ale dla mnie to coś więcej, tata zabierał mnie na mecze żużlowe gdy byłam bardzo mała i później gdy żużel odrodził się w poznaniu też zaczęliśmy chodzić. Patrząc na dziewczyny ze startu też chciałam być jedną z nich. W mojej głowie było ograniczenie: jesteś za niska i nie tak szczupła jak one, fotomodelki. Gdy po skończonym sezonie na stronie pojawiła się informacja o tym że klub szuka podprowadzających, bez namysłu(chyba miałam dobry dzień) zrobiłam sobie zdjęcie z szalikiem opisałam swoją historie tego jak pokochałam żużel, wysłałam i zapomniałam. Po paru tyg. przeżyłam szok gdy klub odezwał się do mnie i zaprosił mnie na rozmowę. Od tego czasu stałam się częścią naszej drużyny która była jak druga rodzina, pamiętam pierwszy mecz z Bydgoszczą, to było dla mnie wielkie przeżycie. W ciągu tych kilku lat poznałam masę wspaniałych ludzi, oddanych, otwartych, zabawnych i baaardzo pomocnych. W tym okresie nauczyłam się wiele, bardzo wiele. Jak ładnie wychodzić na zdjęciach, pokonałam moja niepewność siebie i wstydliwość. Musiałam też zmagać się z krytyką w intrenecie gdy wstawiano zdjęcia z meczy (wiadomo wszystkim się nie będę podobać) ale to zaostrzyło mój charakter. Gdybym miała przeżyć to jeszcze raz znowu bez wahania wysłałam bym maila ze zgłoszeniem :) te doświadczenia wpłynęły na mnie w teraźniejszości gdy wchodząc na strefę wolnych ciężarów czując wzrok facetów typu "Co ona tu robi, to nasza strefa!" dokładałam tylko ciężarów na sztandze by pokazać im że się mylą i nie jestem kolejną lalką z siłowni :) nie da się tego opisać w trzech zdaniach więc przepraszam za mój długi komentarz. Taki aparat marzy mi się na wesele w sierpniu, by każdy z gości miał fajną pamiątkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oliwia
oliwiapawlowicz@wp.pl
11 lat temu wydawało mi się, że takim ograniczeniem będzie posiadanie dziecka, a co dopiero trójki. Bo jak z takim maluchem podróżować, spotyka się ze znajomymi, uczestniczyć w zajęciach fitness irp. Co więcej moje koleżanki utwierdzały mnie w tym przekonaniu siedząc z dzieciakami w domu i zapuszczając korzenie coraz dłuższe z dnia na dzień, bo przecież zarazki, obcy ludzie, tryb dnia malucha. U mnie na początku też tak było. Ale w pewnym momencie powiedziałam dość, nie może być tak, że nie mam czasu na swoje zainteresowania. Jest to kwestia podejścia rodziców, dzieci są w stanie szybko się przystosować. I tak najlepszy przykład w tym roku, jak co roku, w trakcie ferii zimowy, wybraliśmy się na narty na lodowiec. Skład rodziny 2 dorosłych + 3 dzieci w tym najmłodsze 5 miesięcy. Niektórzy pukali się w głowę a wręcz uważali mnie za wyrodną matkę. Wróciliśmy wypoczęci, szczęśliwi i może nie pojeździliśmy tyle co zwykle ale jednak było świetnie. Polecam.
OdpowiedzUsuńA co do miesiączki, nigdy nie była dla mnie ograniczeniem.
Pozdrawiam
mzaremba@dbcc.pl
Hej! Jak każdy miałam w swoim życiu okres gdy poszukiwałam siebie i swojego miejsca. Odnalazłam się w ZHP. Harcerstwo. Po dziś dzień jest to moją wielką pasją!
OdpowiedzUsuńHarcerstwo? a z czym to się je?
Jak ZHP to całodzienne wędrówki po górach, niezliczone noce pod namiotami, ogniska, obozy wędrowne, plecaki na plecach i polna droga, wspinaczki, wyzwania i mnóstwo nocy poza wygodnym ciepłym łóżkiem. Nigdy nie miałam bolesnych i ciężkich miesiączek, ale wiadomo, że nawet najlżejsza miesiączka może powodować dyskomfort. I najbardziej dało się to odczuć gdy mijały kolejne noce pod gołym niebem, bez gorącego prysznica, bez porcelanowej łazienki i bez bieżącej wody :P Ale kto rezygnuje z pasji przez drobne niewygody!
Pozdrawiam :)
wons.katarzyna@gmail.com
Moją pasją od jakichś 4 lat są treningi na siłowni i od jakiegoś czasu również bieganie. Pasją do treningów zaraził mnie mój brat, który od kilku lat prowadzi swoją siłownię. Po skończeniu studiów i długich poszukiwaniach pracy oraz wielu nieudanych próbach podjęcia pracy, która byłaby przede wszystkim stała i satysfakcjonujaca nie wiedziałam już co mam ze sobą zrobić. Podłamało mnie to, czułam się nie potrzebna. Pomocą, ogromną pomocą były właśnie treningi, dzięki nim czułam się względnie dobrze. W końcu wpadłam na pomysł, że skoro kocham trenować to może połączyć to z praca i pójść na kurs instruktorski. No i zaczęło się. Moje ograniczenie - moje myślenie i charakter. Jestem dosyć wstydliwą osobą, nie lubię poznawać ludzi w grupie, wole kontakt "w cztery oczy", boje się oceny innych i ze nie dam rady. Mimo, że na siłowni staje się innym człowiekiem - pewna siebie, tego co robię to pójście na kurs zaczęło być trudne. Najbardziej obawiałam się, że nie dam rady, że tak na prawdę nie wiem nic i inni będą to wyśmiewać. Ale w końcu się przełamałam, stwierdziłam, że trudno, musze coś zmienić, musze łamać swoje słabości. Poszłam. Zdałam. Kurs wspominam bardzo miło.Pracuje w swoim wymarzonym zawodzie dzięki któremu, co najważniejsze, już nie boję się rozmawiać z ludźmi, nie boję się kontaktu z nieznajomymi bo to w końcu praca z ludźmi. Uwielbiam uczucie kiedy ktoś wychodzi zmachany i uśmiechnięty po treningu ze mną, albo jak cieszy się, że w końcu widzi efekty swojej pracy. I jak się okazało ludzie nie są tacy straszni ;) oczywiście mam jeszcze te myśli, że może nie jestem najlepsza, że coś jest nie tak...i co? W październiku idę na kurs trenerski :D musze przezwyciężyć swoje słabości, bo wiem, że inaczej nigdy nic się nie zmieni. Co do okresu, chyba każda kobieta czuje się mało komfortowo podczas tych dni, ale najważniejsze to nie rezygnować z przyjemności i z odpowiednim ekwipunkiem przzeżyć swobodnie ten czas :)
OdpowiedzUsuńkasia_b91@op.pl
Witaj Alinko :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyglądasz na tym filmie!
Dziękuję Ci za to, że prowadzisz tego bloga. Inspirujesz mnie, sprawiasz że chce mi się dbać o siebie i lubię siebie. I nie chodzi tylko o to, o czym piszesz, ale też o to, że prowadzisz tego bloga z ogromną klasą. Ode mnie gratulację za świetne zdjęcia i layout bloga :)! Keep it up!
Moją wielką pasją jest jest grafika (takie też mam wykształcenie) i rysunek. Fotografia też ale aktualnie nie mam aparatu ponieważ musiałam sprzedać moja lustrzankę, żeby spłacić dług zaciągnięty żeby ją kupić (ironia losu ;)). Druga moja pasja to balet. Niestety już nie tańczę...
Jeśli mowa o ograniczeniach, to myślę, że właśnie dzięki nim zyskujemy na sile i determinacji. Ja zaszłam w ciążę na drugim roku studiów, i mimo że kończyłam studia z dzieckiem w chuście, a nad dyplomem pracowałam tylko w nocy kiedy moja córeczka już spała (życie na dwie zmiany :)), jestem na prawdę szczęśliwa i nie zmieniłabym niczego w przeszłości. Tak więc, co do Twojego pierwszego pytania, dla mnie okres po porodzie i opieka nad dzieckiem w trakcie studiów, były pewnego rodzaju ograniczeniem w realizowaniu pasji, w każdym razie byłam ograniczona czasowo i ciężko było to wszystko psychicznie poskładać, ale nie traktowałam tego jako przeszkodę. W zasadzie dzięki temu doświadczeniu nauczyłam się lepiej organizować czas i bardziej doceniać wszystko co pomaga mi te pasje realizować :)
Co do miesiączek, to na szczęście też najboleśniejsze czasy mam za sobą, ale pierwszy dzień lub dwa bywają mimo wszystko trudne. Wtedy odpuszczam sobie codzienne bieganie i ćwiczenia. Ja nawet w okresie bolesnych miesiączek zawsze starałam się żeby, żeby nie były one dla mnie ograniczeniem, nigdy nie pozwalałam żeby przez to że mam okres coś fajnego mnie ominęło. Ale wiem że dla wielu dziewczyn miesiączki bywają niestety ograniczeniem. Trzymam kciuki za wszystkie z Was które cieżko znoszą te dni!
Pozdrawiam :)!
Lorien
artoflorien@gmail.com
Właśnie poczytałam troszkę o tym modelu aparatu, i strasznie mi się podoba! Najfajniejsze jest to, że odbitka powstaje od razu. To musi być świetna zabawa :), w dodatku te kolory!
UsuńPozdrawiam,
Lorien
1,5 roku temu zaczęłam trenować pole dance. Początkowe miesiące jak zawsze jesli chodzi o sport były owocne, ale po jakimś czasie zaczęły pojawiać sie problemy. Pole Dance to dość drogi sport a ja jestem osoba uczącą sie, niepracującą. Do tego wyczerpały sie proste figury które potrafiłam zrobić bez porządnego rozciągnięcia i siły, czasem tez rezygnowałam z zajęć ze względu na bolesne miesiączki. Byłam zmuszona zrobić sobie półroczna przerwę, czesto łapałam dorywczą prace jako hostessa i dokładałam pieniądze na karnety, rozciągalam sie w domu, dzięki dodatkowej gotowce poszłam na siłownie i pracowałam nad wzmocnieniem całego ciała, zmieniłam dietę, a ginekolog pracował ze mną nad zminimalizowaniem bólu podczas miesiączek. Niedawno wróciłam na rurę i odkryłam całkowicie nowe pokłady energii, jestem w stanie zrobić figury o jakich wcześniej nawet bym nie pomyślała. Pole Dance to zdecydowanie moja pasja i polecam to każdemu kogo spotykam! Mail: zosiawaw28@onet.pl
OdpowiedzUsuńHej Alina! Pierwszą miesiączkę dostałam w wieku 9 lat będąc u rodziny na Kaszubach. Leżałam na plaży z rodzicami i siostrą, kiedy poczułam straszny, narastający ból. Wróciliśmy do domu dziadków, założyłam podpaskę pożyczoną od cioci, wzięłam tabletkę przeciwbólową, położyłam się do łóżka i tak męczyłam się z godzinę. Wymiotowałam, skręcałam się z bólu, pociłam jak w saunie. Gdy ból minął, wyszłam na podwórko, gdzie mój tata odkurzał samochód i oficjalnie oświadczyłam mu, że dostałam okres, on przytulił mnie i powiedział: Gratulacje! Haha do dziś to pamiętam :D Euforia nie trwała długo, bo za każdym rozpoczynającą się menstruacją stał ból, wymioty, omdlenia etc. Nie akceptowałam tego stanu. Uważałam okres jako coś obrzydliwego, wstydliwego, niszczącego życie, szczególnie podczas wycieczek do aqua parków, na plażę, kiedy prażąc się w słońcu zostawałam na piasku (nigdy nie przepadałam za tamponami). Tak było przez długi czas, ale moje negatywne nastawienie skończyło się w wieku 16-17 lat. Wtedy zaczęłam praktykować jogę. Od zawsze lubiłam bieganie czy inne dyscypliny sportowe, ale nie była to regularna praktyka. Siłownia średnio mi pasowała. To joga odmieniła moje życie i piszę to całkiem poważnie. Zaakceptowałam wszelkie aspekty kobiecości, ludzkiego organizmu; nie tylko okres, ale także, m.in. owłosienie. Wcześniej różne "defekty" na ciele, np. wypryski (z którymi miałam i wciąż mam niemały problem) doprowadzały mnie do szału. Teraz traktuje je jako sygnały wysyłane mi przez organizm, który jest mądrzejszy ode mnie. Podchodzę do sprawy z uwagą, nie z obsesją, nastawiona na osiągnięcie przyzwoitego wyglądu od zaraz. Ćwiczenie jogi ( w tym odpowiedniego oddechu, kierowania nim), a także wzmacnianie mięśni brzucha pomogło mi w miarę uporać się z problemem bolesnego okresu, choć przyznaję, że kiedy odpuszczam sobie praktykę przez tydzień od razu odczuwam tego skutki, tak było kilka dni temu, kiedy dostałam okres, a w bonusie otrzymałam wymioty i godzinną męczarnię. Pokochałam swoje ciało takim jakie jest, zaakceptowałam to, co wydawało mi się niemożliwe do zaakceptowania. Rozwijam swoje pasje: joga, ziołolecznictwo, dbanie o urodę naturalnymi metodami i nie tylko... Jestem też włosomaniaczką :D Lubię zajmować się sobą szczególnie podczas menstruacji, myślę, że wtedy nasze ciało potrzebuje najwięcej uwagi (kiedyś, podczas okresu "karałam się" nie wykonując przez ten czas żadnych czynności beauty, wychodząc z założenia, że nie ważne co zrobię, w te dni i tak będę nieatrakcyjna). Z czystym sumieniem mogę napisać, że zmieniłam swoje życie, okres nie przeszkadza mi w rozwijaniu pasji (a jeśli ból jest zbyt silny, rezygnuję z pewnych aktywności fizycznych, czy zajęć, nie załamując się) i cieszę się, że jestem kobietą :D bruskamilena@gmail.com
OdpowiedzUsuńKibicuje Ci Katarzyno! Mam nadzieje, że spełnisz swoje marzenia. Zawsze kiedy chce wziąć udział w tego typu konkursach na blogach najpierw czytam wpisy poprzednich osób. Wtedy wydaje mi się, że mój pomysł na odpowiedź konkursową nie ma żadnych szans i zazwyczaj się wycofuje. Heh także moim ograniczeniem jest moje empatyczne podejście do tego typu konkursów:D Mimo to z chęcią czytam odpowiedzi! Jest tu tyle fajnych ludzi i do tego z pasją, że aż chce się tu wracać. Fajnie Alino że jest miejsce gdzie można chociażby poprzez komentarze wymienić się doświadczeniem i radą. A tak na poważnie jeżeli chodzi o ograniczenia w trenowaniu, w trakcie okresu to ja zawsze tego dnia kiedy najgorzej się czuje odpuszczam trening na koszt dopieszczania twarzy pilingami maseczkami i masażem:D Do tego herbatka z lipy i od razu jest lepiej:) polecam Trudniej jest mi poradzić sobie z tym aby przed sama miesiączka nie zjeść tony czekolady. Tak to zdecydowanie ogranicza mnie do celu szczupłej i zdrowej sylwetki ;) Ograniczenie przezwyciężone!Pozdrawiam Mortycja:) lexy86@op.pl
OdpowiedzUsuńKiedy wiesz, że jesteś na dobrej drodze, bo kochasz to co robisz, to z pewnością moja droga, a nawet drogi, są dobre. Z własną pasją bycia w drodze, podróżowania i poznawania nowych miejsc poznałam się już dawno, ale dopiero od jakiegoś czasu mogę w pełni realizować się w tych aspektach. Podróże mają to do siebie, że nie zawsze udaje się zrealizować zaplanowany rozkład, spotykają nas niespodzianki i musimy improwizować. Pewnie każda z kobiet wolałaby podróżować bez tego dodatkowego zmartwienia, którym jest miesiączka. Nie raz zazdrościłam z tego powodu płci przeciwnej. Po wielu przygodach jakie mnie spotkały nauczyłam się radzić sobie nawet w najbardziej nieprzewidywalnych warunkach. Okres pod namiotem w górach po środku niczego? Odhaczone. Paproch w oku w samolocie podczas turbulencji z zablokowanymi toaletami i koniecznością pozostania na miejscach? Odhaczone. Noc na lotnisku, śpiąc na fotelach pomiędzy parą Rosjan z dzieckiem + pani froterująca podłogę terminala przez całą noc? Odhaczone.
OdpowiedzUsuńW takich momentach miesiączka jest jednym z największych utrudnień, jeszcze jednym problemem, którym trzeba się zająć. Zwłaszcza w podróży, kiedy jest tyle miejsc do zwiedzenia, tyle kilometrów do przejścia i tyle ludzi do poznania, miesiączka staje się ograniczeniem, nie pozwalającym na cieszenie się w pełni z przeżywanych chwil.
Podróże, będąc swoistą, nieuchwytną pasją, zazębiają się z tematyką fotografii, która pozwala utrwalić elementy wspomnień i najistotniejszych momentów. Zawsze mówię, że wolę sto razy wydać pieniądze na kolejny bilet samolotowy, niż na cokolwiek innego. Podróżowanie pozwala mi utrzymać formę nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim mentalną i emocjonalną. Pozwala oderwać się od codzienności i rzuca pod nogi nowe wyzwania. W podróży nawet najbardziej rutynowe, monotonne zadania dnia powszedniego jawią się jako odmienione, zróżnicowane, po prostu inne. Kobiece sprawy są ograniczeniami w życiu każdej kobiety, ale dlatego właśnie można mówić o nich jak o stopniach, po których wspina się każda z nas, zwłaszcza dążąc po drodze realizacji pasji, którą kochamy.
drepanididae@gmail.com
Nie uważam by miesiączka była ograniczeniem, no może w pierwszy dzień gdy są bóle. A w życiu owszem borykałam się z ograniczeniami które nie pozwoliły mi zrealizować wiele pasji, a tymi ograniczeniami była choroba i w sumie nadal jest. Nie chce wzbudzać tu litości ale taka jest prawda. Marzyłam by szyć ubrania, być fotografem zawodowym, pływać, być wysportowana, jeździć rowerem i wiele różnych rzeczy. Kiedyś to wszystko realizowałam przez krótki czas ale potem aż do tej pory mogę tylko marzyć o tych moich pasjach. Mój email ale nie tylko ze względu na konkurs, możesz napisać od tak:) wojowniczka8@o2.pl
OdpowiedzUsuńDlaczego teraz tylko marzysz, wojowniczko?
Usuńczy borykałam się z ograniczeniami, które uniemożliwiały mi realizowanie swojej pasji ? oczywiście, jak chyba każdy ;) odkąd pamiętam mam okrutne problemy z błędnikiem i jakąś sensowną koordynacją ruchową, ot wada wrodzona . ale jestem upartą osobą, która uważa, że nie ma rzeczy niemożliwych . przejechałam pół świata autostopem tylko po to, żeby zmierzyć się z pływaniem łodzią przez ocean - możesz sobie wyobrazić, jak bardzo szalał mój błędnik ;) przełamuję te ograniczenia i strach przy każdej możliwej okazji, ostatnio zaczęłam uczyć się jazdy na wrotkach . innym ograniczeniem są wszystkie moje kontuzje - skomplikowane złamanie ręki w dzieciństwie, które uparcie przezwyciężam grając na gitarze, ucząc się kuglarskich sztuczek z ogniem, co wymaga jednak sprawności ... i potrzaskane kolano, które uziemiło mnie na pół roku, ale od lekarza wyszłam dobitnie mówiąc mu, że ja jeszcze będę biegać, skakać i tańczyć . w tym wszystkim poza tym oślim uporem pomaga mi joga - naprawia wszystko !
OdpowiedzUsuńa czy miesiączka jest ograniczeniem ? kiedyś była, bo bałam się, że coś gdzieś przecieknie, coś się przesunie, będzie niewygodnie ... ale po przetestowaniu chyba wszystkiego znalazłam swojego komfortowego faworyta, teraz jedynie od czasu do czasu mam ochotę zwinąć się w kłębek i cierpieć sobie w spokoju z bólu, ale na to też powoli wypracowuję system :)
nuth.red@gmail.com
Od zawsze podobały mi się sztuki walki, jednak pojawiło się sporo ograniczeń. Pierwszym było ograniczenie mentalne, już w gimnazjum uważałam, że jestem "za stara", żeby zacząć, wydawało mi się, że w małym mieście, z którego pochodzę, większość zajęć tego typu jest prowadzona raczej dla dzieci, byłam bardzo niepewna siebie i bałam się co powiedzą ludzie. Tak myślałam przez bardzo długi czas, jednocześnie ogromnie się ekscytując podczas oglądania widowiskowych scen walk w filmach. W końcu jednak, będąc już na studiach, postanowiłam się odważyć, stwierdziłam, że nigdy nie nastąpi idealny moment oraz że warto spróbować. W lutym zapisałam się na Wing Chun i już po pierwszym treningu odkryłam kolejne ograniczenie - kondycja. Mimo, że starałam się ćwiczyć w domu kiedy miałam czas, rozgrzewka okazała się być dla mnie zabójcza. Podczas jej trwania zaczęło szumieć mi w uszach, obraz przede mną zaczął zanikać i w pewnym momencie po prostu usiadłam na podłodze, bo czułam, że zaraz stracę przytomność. Przez kilka kolejnych dni ledwo się mogłam ruszać, miałam tak wielkie zakwasy, że przewrócenie się w nocy na drugi bok wydawało mi się niemożliwym zadaniem. Ale nie poddawałam się, postanowiłam, że dam z siebie tyle ile mogę i wiedziałam, że z czasem będzie coraz lepiej. Wkrótce jednak pojawił się kolejny ograniczający mnie czynnik, którym były pieniądze. W ciągu jednego pechowego dnia przyszło mi zapłacić mandat (mimo, że przed wyjściem sprawdzałam datę na potwierdzeniu zakupu biletu, i miał być ważny jeszcze przez kilka dni, nie zauważyłam tylko, że był to kwitek z zeszłego roku...) oraz dostać ogromny rachunek za gaz, z dalej niewiadomych mi powodów. W czasie paru godzin pozbyłam się ośmiu stówek, co dla niepracującej studentki pochodzącej z niezbyt zamożnej rodziny jest dosyć potężną kwotą. Treningi kosztują niemało, a ta sytuacja wymusiła na mnie ograniczenie wydatków, więc zrezygnowałam. Możliwe, że udałoby się, gdybym zacisnęła pasa, jednak przyłożyło się do tego też drugie ograniczenie - czas. Aktualny semestr okazał się bardzo ciężki, wymaga solidnego przyłożenia się do nauki i poświęcenia większości czasu na rzecz studiów. Treningi wraz z dojazdem w obie strony zabierały mi około 4 godziny i w pewnym momencie było to już bardzo ciężkie do pogodzenia. Pojawiło się na mojej drodze kilka ograniczeń, jednak nie mam zamiaru z tego rezygnować całkowicie. Obecnie jeśli tylko uda mi się znaleźć chwilę to ćwiczę w domu, aby polepszyć swoją kondycję i aby kolejne treningi, na które z pewnością się zapiszę w przyszłym semestrze szły mi lepiej.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o miesiączkę, to sama w sobie nie jest ograniczeniem, jednak bóle już tak. U mnie bywa z tym różnie, czasem są, a czasem nie. Jeżeli czuję się dobrze to ćwiczenie podczas okresu nie stanowi dla mnie żadnego problemu, często nawet polepsza samopoczucie :)
nutheo27@gmail.com
Zapomniałam jeszcze dodać, że w ramach podtrzymania pasji, często "biję się" razem z moim chłopakiem :D Oczywiście żadne z nas nie używa dużo siły, ale i tak pozwala to nieźle się zmęczyć i jest świetną zabawą :)
Usuńnutheo27@gmail.com
Narty! Moją przygodę z nimi zaczęłam już w wieku 3 lat. Ograniczenie? Szerokość geograficzna. Niestety odkąd pamiętam przez cały rok czekałam na zimę i upragniony wyjazd z rodzicami w góry. Nie było łatwo. Przez resztę roku ćwiczyłam siłę mięśni nóg i koordynację, a także oglądałam filmiki zawodowców, by lepiej poznać technikę jazdy. W październiku zaczynam studia. Wybrałam Krakowską uczelnię z aktywnie działającą sekcją narciarską. Wierzę, że już niedługo mój kontakt z nartkami nie będzie ograniczał się do tygodnia w roku.
OdpowiedzUsuńMiesiączka często przeszkadza, ale na pewno nie ogranicza, o ile nie czuję bólu brzucha. Jeśli bardzo czegoś pragniemy, jesteśmy w stanie wszystko przezwyciężyć. Taka wygrana smakuje najlepiej.
maria.anna.mamica@gmail.com
Najgorsze gdy tym, co nam przeszkadza w realizacji pasji jest nasz własny organizm. Mam trochę problemów zdrowotno-hormonalnych i według mnie większość trudności można rozwiązać, a ze swoim ciałem ciężko rozmawiać :-| . Brak czasu? Lepsza organizacja dnia. Dzieci? Można ćwiczyć z nimi i się świetnie bawić. Często w życiu szukamy wymówek, a gdy przychodzą prawdziwe trudności doceniamy to, co mieliśmy kiedyś i było dla nas oczywiste.
OdpowiedzUsuńMiesiączka to dla mnie niestety comiesięczne zmagania z dużym bólem. Przyjacielem wtedy jest tabletka przeciwbólowa, ciepły koc i odpoczynek :-)
Izabela
izabela_szmidla@onet.eu
Jak narazie moje miesiączki są praktycznie bezbolesne, dlatego wcale mnie nie ograniczają! Robię tak naprawdę wszystko to, na co mam ochotę. Jedynie nie chodzę na basen, ale ogólnie rzadko tam bywam. Zdarzyło mi się, że jeździłam na łyżwach, biegałam czy uprawiałam różne inne sporty podczas okresu. Noc również nie stanowi dla mnie rzadnego problemu. Podsumowując- okres mnie w ogóle nie ogranicza i życzę tego wszystkim innym kobietom :)
OdpowiedzUsuńemail: weronikabin@op.pl
Moja pasja? Moja praca- z dziećmi upośledzonymi, niepełnosprawnymi. Pierwsza praca po studiach i mam nadzieję, że ostatnia:) ale nie jedyna, bo po południu zajęcia z fantastycznym dzieckiem autystycznym. Uwielbiam te dzieciaki! Ale nieraz dopada mnie zmęczenie, czasem zniechęcenie, jakiś ból fizyczny. Liczę dni do weekendu...Ale gdy rano wchodzę do szkoły i widzę te uśmiechnięte twarze, słyszę wesołe powitania, ten entuzjazm.... po prostu chce się dalej jak najpełniej spędzić ten czas z "moimi" dziećmi. Życzę każdemu takiej pracy:)
OdpowiedzUsuńaniaa1@vip.onet.pl
Może nie jest to typowa pasja, ale coś, co zajmuje większą część mojego życia, mianowicie - praca z dziećmi. Kocham te małe, rozbiegane szkraby, a spędzanie z nimi czasu dodaje mi optymizmu i mocy. Dlatego cały swój wolny czas poświęcam pracy z nimi - jako wolontariusz w przedszkolu, żłobku i organizacji wspierającej dzieci z trudnych rodzin. Niestety tym, co mocno mnie ogranicza, są "te dni". Po pierwsze - ból pleców i kiepskie samopoczucie, a po drugie - dyskomfort związany z noszeniem "pampersów w wersji dla pań" :D Podczas wygibasów z dzieciakami obawiam się "przecieku", a często przez kilka godzin nie mam możliwości wyjścia do toalety. Na szczęście w moim przypadku tylko dwa dni okresu są tak problemowe i jakoś udaje mi się je przetrwać - dzieci są tak absorbujące, że nawet nie zauważam jak szybko biegnie czas :)
OdpowiedzUsuńpsliwakowska@gmail.com
Miesiączka do niedawna była dla mnie przede wszystkim 6 dniami uporczywego, obfitego krwawienia. Dostałam ją w wieku 11 lat i od tamtej pory często czułam się niepewnie. To uczucie nadal by mnie nękało, gdybym nie wyróbowała podpasek Always ultra night. Dosłownie zmieniły moje życie! Najgorzej było w szkole, gdy nie potrafiłam skupić się na lekcjach. Zastanawiałam się jedynie nad tym, czy może przeciekła mi podpaska, a co gorsze z tyłu mam jedną wielką, czerwoną plamę. Ten scenariusz dręczył mnie przez niemal całą miesiączkę. Teraz, na szczęście, te obawy się zmniejszyły i nauczyłam się normalnie funkcjonować podczas miesiączki. Uwielbiam pływać i gdy tylko mam wolną chwilę biegnę na basen. Jak wiadomo, podczas miesiączki pobyt na pływalni może być mało komfortowy. Dlatego z niecierpliwością czekam na upływ krwawienia, tylko po to by znów pójść na basen i odrobić te stracone dni. Jednak nawet miesiączka nie potrafi powstrzymać mnie przed rozwijaniem swojej pasji, którą jest aktorstwo. Nawet, gdy przedstawienie wypada w w pierwszy lub drugi dzień, nic nie jest w stanie mi przeszkodzić. Wychodząc na scenę staję się inną osobą. Gram, wczuwam się całkowicie w rolę i zapominam o rzeczy, która niegdyś spędzała mi sen z powiek.
OdpowiedzUsuńtuliza@autograf.pl
Alu mam pytanie - czy mogę teraz stosować mezzo serum z Bielendy (z kwasami, polecane przez Ciebie)? Wiem, że kwasy powinno się stosować jesienią i zimą, ale mam ostatnio taki wysyp pryszczy na twarzy, że już nie wiem co robić :/ Doradź, proszę :) Paula
OdpowiedzUsuńJak skóra tego wymaga,to kwasy można stosować cały rok :) Tylko wiadomo - porządna ochrona przeciwsłoneczna to mus! Inaczej można się nabawić niezłych przebarwień.
UsuńZ realizacją moich marzeń było ciężko i mógłbym napisać o tym książkę. Moją pasją od dziecka był i jest nadal makijaż od 15 roku życia pracuję w już teraz zawodzie i od 15 roku życia moi rodzice byli temu przeciwni ( to tak w skrócie pomijając fakty drastyczne ). Jak przezwyciężyłem te i inne problemy ( akcpetacja środowiska mniejszego miasta ) ? Nie poddawając się i robiąc dalej to co kochałem i nadal kocham. Postawiłem na jedną kartę MAKIJAŻ koniec KROPKA. Z biegiem czasu, moi rodzice zauważyli, że to co robię przynosi mi szczęście osiągam dobre wyniki zdobywam nagrody ... pewnego dnia zaprosiłem moją mamę na galę w której wygrałem... widząc ją z widowni jak płacze ze szczęścia i krzyczy że to ja jestem najlepszy ... serducho urosło niesamowicie. To od nas samych zależy czy nasz plan nasze marzenia się spełnią... to MY musimy sobie powiedzieć TAK ZROBIĘ TO ! ... ZROBIĘ ! :) Tak nie jest tylko w przypadku pasji ... a w każdym momencie życia, czy to zakup mieszkania, przejście na dietę, sport, dziecko . Mocno trzymam za Was kciuki, by mieliście zdolność powiedzenia CHCĘ a nie " muszę " !
OdpowiedzUsuńbierlukasz@gmail.com
Łukasz!Świetna historia! I przede wszystkim czuć,że prawdziwa,a nie zmyślona jak co najmniej połowa ze zgłoszeń.
UsuńTo może i ja podzielę się moją historią.. W realizowaniu moich pasji od zawsze przeszkadzał mi zbytni perfekcjonizm. Od dziecka gram na pianinie, jako nastolatka zaczęłam jeździć konno, jakiś czas temu zainteresowałam się również fitnessem. Wracając pamięcią do wszystkich wzlotów i upadków związanych z tymi zajęciami, muszę stwierdzić, że te drugie zawsze wynikały ze zbyt wysokich oczekiwań względem siebie. Uważam że, jest to problem obecnie bardzo powszechny i nierzadko traktowany pobłażliwie. W końcu powinnyśmy być ambitne, dążyć do osiągnięcia jak najlepszych rezultatów. Jednak gdy nie zbalansujemy tego całkowicie zdrowym podejściem każda, nawet największa pasja może stracić cały swój urok.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście odnalazłam swoją receptę na szczęście. Obecnie chodzę na zajęcia nie po to, aby schudnąć tylko by zadbać o zdrowie. Gram na pianinie dla przyjemności i tylko to co lubię. Jeżdżę konno rekreacyjnie, zależy mi na aktywnym wypoczynku, nie na wygrywaniu zawodów. Kiedyś nie istniał dla mnie powód, aby zrezygnować z zajęć. Chodziłam mimo bólu brzucha, fizycznego przemęczenia, czy nawet będąc przeziębiona. Dziś bardziej dbam o siebie, pozwalam sobie na odpoczynek, unikam stresujących sytuacji. Dzięki temu miesiączka nie stanowi dla mnie problemu, jest znacznie mniej bolesna, nie muszę więc z niczego rezygnować :) pozdrawiam laurax261@gmail.com
Podróże to jedno z największych wyzwań w "te dni". Podróżuję dużo zarówno na co dzień, ale również kocham spontaniczne wycieczki i dłuższe wyjazdy. Miesiączka jest dla mnie zawsze jednym z pierwszych elementów jakie biorę pod uwagę w planowaniu np. wakacji. Pierwszą rzeczą jaką sprawdzałam, jest właśnie kalendarzyk miesiączkowy. Ale staram się to zmienić, bo miesiączka to nie choroba :) Wystarczy pozytywne nastawienie i odpowiednie przygotowanie i dzięki temu mogę być gotowa na każdą wyprawę i każde warunki. Zawsze zabieram ze sobą "zestaw ratunkowy" w którym są środki rozkurczowe, odpowiednie środki higieniczne i coś słodkiego :P - i nic nie stanie mi na przeszkodzie by cieszyć się nowym miejscem, obecnością bliskich mi osób i odkrywaniem świata. Miesiączka stawia pewne ograniczenia, ale nie takie, według których trzeba rezygnować z tego co przynosi życie. Jest tyle ciekawych miejsc do zobaczenia! Lepiej w przyszłości, oglądając zdjęcia, wspominać miejsca w których się było, wspaniałe chwile, a nie wspominać dni wyjęte z życia, pod kocem i z głową pełną niespełnionych marzeń. Życie jest zbyt krótkie by dodatkowo na te kilka dni rezygnować z tego co daje nam najlepszego! Jest tyle nieodkrytych miejsc - każdy pasjonat podróży i nie tylko - przyzna mi rację :)
OdpowiedzUsuńmielnalyzwa@gmail.com
Ograniczenie w realizacji pasji chyba każdemu się zdarza. To choroba, to wyjazd, to po prostu złe samopoczucie. Najgorsze w moim życiu było przeciwstawienie się z własną słabością - chorobą lokomocyjną. Bałam się gdziekolwiek podróżować, aby ta podróż nie zamieniła się w koszmar. Kocham podróże, a samochód do dziś budzi mój strach. Najlepiej i najpewniej czyje się za kierownicą, a każdym innym miejscu jest mi źle i niedobrze. Często więc jestem kierowcą i to pozwala mi zwiedzać odległe zakątki, gdzie wszystko chciałabym utrwalić fotografując. Aparat jest więc moim nieodzownym elementem podróży. Nawet gdy w te dni dostaje miesiączki nie widzę w tym nic złego, na drodze często mijam staje benzynowe i restauracje, więc nawet w dalekiej podróży nic mi nie przeszkodzi :)
OdpowiedzUsuńbunikaa@poczta.fm
Pasja jest dla mnie czymś, co nadaje głebszy sens mojemu życiu. Niesamowitą szansą na to, żeby być kimś lepszym. Czy spotkałam się z ograniczeniami? Oczywiście, że tak. Jednak traktuje je jak kolejne wyzwania. Stanowią powód jeszcze większej satysfakcji, kiedy osiągniemy cel. Nadają smaczku :D Bez nich byłoby trochę nudno. Nawet sama byłam dla siebie ograniczeniem. Moje myślenie hamowało działanie, a moje pasje stały w miejscu. Treningi i motywowanie innych wciąż czeka na pełną realizację. Ciąglę pracuje, walczę. Myślę, że najbardziej w przezwyciężaniu ograniczeń i utrudnień pomogło mi właśnie podejście do nich z nastawieniem "Wrogów trzymaj jak najbliżęj i działaj !" Nie rozpaczam, nie myślę dlaczego, po prostu traktuję to jako wyzwanie, niezłego kopniaka i rozpoczynam walkę. Mojego "wroga" poznaję jak nalepiej i dzięki temu wiem jak go pokonać. Wiem. Abstrakcyjne? Niekoniecznie. Wystarczy uwierzyć w swoje możliwości i iść w zaparte. Nie po trupach do celu, a właśnie z podniesioną głową - udowadniając swój poziom działania. W trakcie realizowania swoich pasji wymysliłam sobie swoje własne hasło "Barierą do spełniania marzeń jesteśmy my sami". Jeśli my nie uwierzymy, to kto? Tylko my wiemy, czego chcemy.
OdpowiedzUsuńOstatnio organizowałam charytatywny maraton fitness dla całego miasta. Miałam na to 2 tygodnie. Ludzie patrzyli z niedowierzaniem, a ja po prostu chciałam pomóc choremu chłopakowi. Efekt? Wierzyłam, że marzenie się spełni i tak było ! Ludzi było mnóstwo. Chłopakowi daliśmy szansę na nowe życie. Może być coś piękniejszego? Były po drodze kłody. Jednak moim podejściem udało się je pokonać <3
Miesiączka? Nie jest żadnym ograniczeniem. To sprawa naturalna. Łączy wszystkie kobiety na kuli ziemskiej. Przywykłam do niej. Staram się z nią jakby zaprzyjaźnić, kolejny raz poniekąd "wroga" trzymać jak najbliżej. Myślę "ja ci pokażę". Idę na trening i taaa dam ! Zwycięstwo :)
Miesiączka jest co miesiąc. Mamy się jej zawsze poddawać? O nie kobietki ! Walczymy ! <3 :*
madziagora@onet.eu
Tym pytaniem trafiłaś w samo sedno, naprawdę. Obiema rękami mogę podpisać się pod historią, która związana jest z ograniczeniami tego rodzaju. Odkąd pamiętam, ciągnęło mnie właśnie do fotografii. Nie potrafiłam zrozumieć, skąd wzięła się to zainteresowanie. Pierwsze zdjęcia wykonywałam najzwyklejszym telefonem komórkowym, później, dzięki uprzejmości znajomego mamy wyruszałam z malutką kompaktową cegiełką w plener. Pierwsze zdjęcia przyrody, makro. Moje zainteresowanie nie słabło. Pragnęłam iść dalej, rozwijać się, spełniać swoje marzenia. Takim pragnieniem była lustrzanka cyfrowa. Nie chciałam nadto rozbudowanej, ale chociaż takiej, dzięki której mogłabym poduczyć się, jak operować podstawowymi parametrami. To były lata gimnazjalne. Wówczas rówieśniczki otrzymywały bez okazyjnie aparaty, robiły sobie tzw. selfi w lustrach. Tego rodzaju zdjęcia zaczęły pojawiać się masowo, a wraz z rosnącą ilością fotografii moje samopoczucie spadało. Tak bardzo było mi przykro. Utknęłam w martwym punkcie. Nie miałam najmniejszego pojęcia, jak mogłabym swoje marzenie spełnić. Nie pragnęłam lustrzanki, aby wykonywać zdjęcia z fleszem w lustrze. Gotowało się we mnie, ponieważ czułam niemoc. Podstawowym ograniczeniem okazał się całkiem błahy aspekty, chodziło tylko o większą sumę pieniędzy. To mnie martwiło, ponieważ wiedziałam, że mama nie wykosztuje się na taki prezent, choćby znalazła się taka okazja, jak urodziny. Wiele lat czekałam cierpliwie. Inspirowałam się w sieci, podziwiałam inne pracy, wzdychałam do monitora z kręcącą się łezką w oku. Bezradność,czekanie na okazję. Wciąż nic. A później przyszedł fart, okazja.. Alino, tamtego dnia, kiedy trzymałam opakowanie z lustrzanką, był najszczęśliwszym wówczas w moim życiu! Czekałam ponad 6 lat na spełnienie swojego marzenia. Do końca się nie poddałam, wierzyłam, że doczekam się, kiedyś to się stanie. Udało się. Dzisiaj mam motywację, ogromne chęci, działam mimo że wielokrotnie spotykam się z krytyką, obelgą, hejtem. Nie poddaję się. Wiem, że popełniam wiele błędów, uczę się. Kiedy mam wolną chwilę, poświęcam ją na dokształcanie się. Fotografia, to moja pasja. Nikt mnie nie zna, moich prac, jedynie nieliczni. Ale ciepłe słowa, komentarze dają mi niezłego kopa w tyłek, tylko zachęcając, abym nie poddawała się i nie dała sobie wcisnąć, że warto odpuścić i zająć się czymś innym. Jestem dumna z tego powodu, że odkryłam w sobie smykałkę i powód tej pasji, którą prawdę powiedziawszy zaraził mnie mój tato. Dzięki niemu zrozumiałam, że dzięki zdjęciom sprzed lat mogłam go bliżej poznać, ale też kawał niezłej historii. Zdjęcia to nie tylko radość dla modelki, samego siebie, ale coś wyjątkowego, własnego, zwłaszcza kiedy prowadzi się ręcznie, papierowy album. Bezcenne ukazujące się wspomnienia, super sprawa ;)
OdpowiedzUsuńBiorę tabletki antykoncepcyjne w celach zdrowotnych. W pewnych momentach konkretnie dają mi o sobie znać. Zataczam się, czuję uderzenia gorąco, nie raz jest mi słabo. A kiedy przychodzą te dni mogę pomarzyć o komforcie i dobrym samopoczuciu. Bywają dni, kiedy ból jest nieznośny, a łzy tylko cisną się z oczu. Dzisiaj po kilku latach brania, no nie miałam wyjścia. Jestem silna i dzielna na miarę swoich możliwości. Staram się, aby miesiączka nie była moim ograniczeniem. Jestem w końcu kobietą, nie mogę się jej poddać, to jest normalny proces biologiczny w naszym życiu. W tym czasie więcej odpoczywam, robię rzeczy, na których zwykle nie mam czasu, ale nie poddaję się melancholii, złym myślom, walczę z nimi dumnie. Cieszę się, że jestem kobietą, naprawdę ;)
Mój meil: kulig-kinga@wp.pl ;)
Jest noc. Podobno wtedy najlepiej się myśli. Niektórzy uważają, że tę funkcję włącza się zazwyczaj pod prysznicem. Ale nie ja. To w nocy przychodzą nam do głowy różne scenariusze, które następnego dnia chcemy zrealozować. Zazwyczaj, ze wschodem słońca, one gdzieś ulatują. Tracą odwagę? Albo my zderzamy się z rzeczywistością i stwierdzamy, że to nie ma sensu.
OdpowiedzUsuńCzy tak jest z pasją? Według mnie tak. Jednak ja lubię walczyć z szarą, jak zwykło się mówić, realnością. Wszystko można pokolorować, dokolorować a nawet przekolorować. Wystarczy włożyć w to odpowiednią porcję wysiłku.
Przytoczę pewną historię. O dziewczynie, która swoją pasją wyrażała rzeczywistość.
Miała siedemnaście lat, możnaby pomyśleć, że to głupi wiek. Jednak jest on bardzo ważny. Zazwyczaj wtedy jest się rozdartym – emocjonalnie, życiowo. Posiada się problemy nie do rozwiązania. Szuka się wyrażenia tego, co nas irytuje, wkurza, drażni, ale i tego co nas ciekawi. Owa dziewczyna szukała długo – zagłębiała się w tajniki tańca, ale podpieranie ściany wychodziło jej z tego najlepiej. Próbowała malować, ale jej prace nie różniły się niczym od prac przedszkolaka. Była noc. Siedziała przed monitorem komputera, a jej twarz oświetlała struga słabego światła z lampki. Wpatrywała się w białą kartkę popularnego programu do tworzenia tekstów. Strona zapełniała się, przyjmując wszystko to co tworzyło się w jej głowie. W ten sposób, starała się opowiedzieć pewne historie. Pisała dużo. Folder z plikami zapełniał się, jednak oprócz niej nikt nie znał jej twórczości.
Pewnego dnia postanowiła zaryzykować. Wzięła udział w konkursie na napisanie opowieści, opowieści ze swojego domu. Dumna położyła wydrukowaną pracę na biurku nauczycielki. Ale co usłyszała? Wszystko do poprawki. Język nie ten, historia niemrawa, bohaterowie jacyś tacy...nierealni. Życie tak nie wygląda.
Czasu nie było. Nie było też w niej chęci stworzenia czegoś innego, bo to nie byłoby jej. Byłaby ti historia nauczycielki opowiedziana jej słowami. Co zrobiła? Oddała na ten konkurs niepoprawioną pracę. I co? Wygrała.
Ową dziewczyną byłam ja. Niestety wygrana w tym konkursie, jak i w kilkunastu innych nie wytarła z mojej pamięci nauczycielki i jej słów. Za każdym razem z dużą rezerwą podchodziłam do tego, co ktoś mówił o mojej twórczości. Dlaczego? Może dlatego, że nauczycielka szczyciła się tytułem najlepszej polonistki w mieście – przecież taka osoba musi mieć rację...
Nadal piszę. Nadal dla siebie, jednak z sentymentnem zawsze zaglądam do folderu, w którym znajdują się wszyskie moje historie stworzone przez tyle już lat. Jest to moja pasja. Największa, najbardziej czasochłonna, najbardziej osobista. I życzę takiej pasji każdemu. Jak przezwyciężyłam niepowodzenie? Zawalczyłam o siebie oraz o zbudowanie pewności, że wszystkie historie, które tworzę mają jakąś wartość. Zbudowałam pewość siebie, pewność swojego pióra.
Ale miesiączka nie raz pokrzyżowała mi szyki. Pomimo towarzyszącej mi weny, skutecznie odciąga mnie od komputera i przez pierwsze dwa dni nie daje możliwości tworzenia. Staram się jak mogę, ale nadal nie potrafię pokonać bólu menstruacyjnego. Szkoda, bo to dwa stracone artystyczne dni – może w któryś z nich powstałoby coś czym mogłabym podzielić się ze światem?
mail: monetka.hair@gmail.com
Moim ograniczeniem bylo Obsluga pierwszego cyfrowego aparatu fotograficznego! To zatrzymalo mnie na 5 lat w realizacji marzen. Oto nasza historia - moja i mojego aparatu: i
OdpowiedzUsuńNienawidze zabierac sie za tak techniczne rzeczy, bo z gory wiem, ze jestem skazana na porazke.Wychodze z zalozenia, ze brak mi tego chromosomu niezbednego do przyswajania technicznej wiedzy. Dla mnie trzy przyciski to o dwa za duzo . A tu na kazdej stronie instrukcji obslugi aparatu fot. roilo sie od terminow, ktore przyprawialy mnie o zawrot glowy, ekspozycje, Iso tryby pracy itd, to wszystko skutecznie mnie zniechecalo.Poziom irytacji wzrastal w zastraszajacym tempie i ostatecznie wieczor - bo to wlasnie koniec dnia przeznaczalam na ;nauke;, konczylam po przeczytaniu jednej kartki. I tak codziennie dopoki starczylo mi cierpliwosci. A ze do cierpliwych i konsekwentnych osob nie naleze, przebrnelam przez polowe ksiazeczki ,po czym ladowala ona w najciemniejszym zakamarku regalu, zapomniana i okurzona, jedynie raz na kilka tygodni rzucalam jej nienawistne spojrzenie i na tym skonczyla sie nasza wspolpraca. Tym oto sposobem Instrukcja obslugi aparatu stala sie przyslowiowa kloda na mojej drodze do spelnienia marzen, dazenia do celu. Utknelam przy byle pierdole.
I tak sobie mysle, ze kazdy z nas ma taka swoja ;instrukcje obslugi;, sprawy, do ktorych zabieramy sie od jakiegos czasu, ale wraz z uswiadomieniem sobie, jak wiele pracy przed nami,pesymistycznej wizji poniesienia porazki i w koncu przekonaniem, ze sie jednak chyba do tego nie nadajemy skutecznie nas zniecheca. Tkwimy w martwym punkcie ciagle rozmyslajac, co by bylo gdybym jednak przezwyciezyl moja slabosc i z uporem maniaka pracowal na to marzenie pomimo ograniczen.
Zadna miesiaczka nie byla dla mnie ograniczeniem. To w koncu nie instrukcja obslugi sprzetu fotograficznego:-)
muszynek@o2.pl
Moim ograniczeniem zawsze była nieśmiałość. Nawiązywanie kontaktów z ludźmi było dla mnie dużym wyzwaniem, wręcz unikałam go. Pewnego razu odkryłam małą rzecz, którą miałam zawsze przy sobie, lecz tak rzadko z niej korzystałam... uśmiech. Uśmiech, nawet ten nieśmiały potrafi działać cuda. Zupełnie zmienia się nasz stosunek do ludzi, gdy na ich twarzach jest uśmiech. Miesiączka jest dla nas kobiet comiesięcznym utrudnieniem, lecz mimo wszystko nie powinnyśmy rezygnować z uśmiechu. Co miesiąc udowadniamy sobie i całemu światu, że mimo wszystko jesteśmy silne i powinnyśmy to robić z uśmiechem. Pozdrawiam serdecznie :) kasiulka19920@o2.pl
OdpowiedzUsuńHej Alu
OdpowiedzUsuńJa nie w temacie. Kupiłam żel z dermeny na wypadanie - na ulotce jest informacja ze można stosować codziennie a może rzadziej wcierac. ? Jak długo można tego używać. ? Gdzieś czytałam ze przez 2 tyg a później przerwa i znowu można stosować.
Pozdrawiam
Ala prosiła o zadawanie pytań pod poprzednim postem. Skoro można stosować codziennie to używaj tak jak na ulotce. Zazwyczaj kuracje robi się przez 3tyg - 4 tyg i tydzien przerwy.
UsuńU mnie miesiączka to swego czasu był koszmar do tego stopnia, że trafiałam do szpitala na zastrzyki dramat a sport pomaga mi to przezwyciężyć kocham rower jest miją pasją i miłością. Wraz z mężem jeździmy kilka tysiecy km rocznie zwiedzając świat chodź ja najbardziej lubie Mazury. Niestety mam problem z kolanami wieloletnia rehabilitacja i walka z ciągłym bólem nie jest łatwa. Szczegolnie gdy przez długi czas lekarze zabraniali mi jakiejkolwiek aktywność mówiąc prawdopodobnie do końca życia, ale nie daje się kręcę daje :)
OdpowiedzUsuńmuerte1691@wp.pl
Oczywiście, że borykałam się z takim problemem. Moją największą pasją jest dbanie o siebie i makijaż, co dla mnie jest bardzo powiązane z miesiączką.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem kiedy ma nadejść dostaję wysypu na co nie mam wpływu. I wtedy cała pielęgnacja praktycznie na nic a makijaż wygląda gorzej. Niby mała sprawa ale jak się walczy z trądzikiem od 5 lat i chce się prezentować jak najlepiej to potrafi to troszkę popsuć humor. Po pewnym czasie nauczyłam się w te dni dawać sobie trochę więcej luzu, zamiast idealnego makijażu nakładać korektor, podkład mineralny, puder bambusowy oraz maskarę i cieszyć się pięknym dniem. Pomimo tego co o sobie myślimy większość osób nie zauważa naszych niedoskonałości dlatego nie warto sobie czymś takim zawracać głowy :) Moim zdaniem miesiączka może nam przeszkodzić ale przy odpowiednim nastawieniu nic nas nie zatrzyma.
anitapietrucin@gmail.com
Uwielbiam jeździć na rolkach. Przez wiele lat sam okres nie był przeszkodą. Problemy zaczęły się kilka lat temu (trzy może cztery), kiedy do miesiączki dochodziła jeszcze temperatura za oknem - kiedy tylko na termometrze pojawiało się więcej niż 30 stopni wiedziałam, że przez pierwsze dwa dni okresu jedyne co mi pozostaje, to siedzenie w zaciemnionym pokoju. Jednak jako, że nie lubię próżnować, postanowiłam poszukać rozwiązania. Okazało się, że na moją bolesną miesiączką w trakcie upału najlepiej działa... termofor :D Co prawda jest to troszkę dziwne - używać takiego ciepła w taki gorące dni, ale jeśli działa, to chyba nie ma się co zastanawiać nad sensem :) Do tego tampony nocne używane w ciągu dnia (też nie rozumiem tego fenomenu) i mogę jechać gdzie tylko zapragnę :) yarrovv@gmail.com
OdpowiedzUsuńDroga Alino,
OdpowiedzUsuńmoim największym marzeniem jest zostać lekarzem. Śpiewam również operowo, ale o tym zaraz. Niestety, największym problemem okazuje się matura. Właśnie ją pisałam przez ostatnie 2 tygodnie i szczerze Ci powiem, że mimo iż jestem jedną z najlepszych uczennic w szkole, a poza tym spędziłam nad książkami ostatnie 1,5 roku bez przerwy, to jestem z lekka przerażona, bo matura była naprawdę trudna. Sądzę, że to jest duże ograniczenie, ponieważ matura niestety nie sprawdza naszej wiedzy, a sposób odpowiedzi, poza tym źle, że od tych kilku egzaminów zależy nasze życie. Wolałabym pisać egzaminy na studia. No, zobaczymy. Radzę sobie z tym tak jak już pisałam - uczę się, ponieważ kocham mieć wiedzę i stawiać sobie wysokie poprzeczki. Jestem perfekcjonistką, a poza tym po prostu lubię się uczyć. No to działam !
Co do śpiewu, to właśnie w tym miejscu pojawia się problem z miesiączką - podczas okresu struny głosowe są przekrwione, poza tym przepona nie pracuje do końca tak jakbyśmy chcieli, na dodatek wszystko mnie boli i po prostu nie mam siły, a śpiew operowy to naprawdę duży wysiłek fizyczny. Mój okres trwa aż 7 dni, dlatego ciężko się wbić z terminem koncertu tak, żeby nie było tego problemu, ale tak właśnie sobie radzę; staram się cały czas dawać z siebie wszystko, ale jak już mam wystąpić publicznie, to po prostu staram się manipulować czasem :)
Buziaki :*
Berenika ( beri.barcelonka@gmail.com )
Na drodze do realizacji pasji zawsze pojawiają się jakieś ograniczenia.Mam wiele pasji,począwszy od malarstwa poprzez grafikę, fotografię, kończąc na pisaniu. Jedną z moich pasji są zwierzęta, patrzenie na te cudowne stworzenia i znajdowanie nowych pomysłów na zabawę i komend dla psa. Z wieloma ograniczeniami jesteśmy w stanie sobie poradzić. Jednak znacie to uczucie gdy w końcu ręce opadają Wam z bezsilności? A gdy rozmawiacie na ten temat dusicie w gardle ogromną gule, żeby tylko nie rozplakac się jak dziecko. Z takim właśnie uczuciem pisze ten komentarz. Jak wspomniałam wyżej o pasji do psów, tak teraz powinnam wspomnieć o tym, że nie wyobrażam sobie bez tego życia z prostego powodu-to jest moim życiem. Pisząc ten komentarz mam na kolanach wijącego się z bólu pieska- moją największą pasję. Mój weterynarz podczas zabiegu popełnił błąd, potem kolejny i następny. Piesek z najbardziej żywej istoty zamienił się w mały kłębek, który nie potrafi ustać o własnych siłach. Weterynarz, do którego zabrałam wczoraj pieska podejrzewa zapalenie otrzewnej. Czyja wina? Mimo że na ścianach weterynarza do którego przyszłam na początku wisi ogromna ilość certyfikatów, to nie ma on żadnych kompetencji. To ja czuję się winna, że tam ją zabrałam. Moja największa pasja umiera na moich rękach. Posiadacze zwierząt chyba doskonale wiedzą ile kosztuje leczenie psa. Ja na razie walczę, moja dziewczynka jest już w rękach dobrej pani weterynarz. Jednak mam świadomość, że w pewnym momencie zabraknie pieniędzy, mam 18 lat i jak pewnie wiecie w takim wieku nie ma się fortuny. Będę walczyć dopóki będę mogła.
OdpowiedzUsuńW realizowaniu pasji od zawsze ograniczał mnie mój wygląd. Choć byłam nieśmiałą osóbką, jeśli chodzi o kontakty z ludźmi, to publiczne występowanie otwierało we mnie nowe pokłady determinacji. Uwielbiałam sztukę - grę aktorską, grę na instrumentach, śpiew - choć wszystko to dla wielu ludzi wiązało się ze stresem, dla mnie stanowiło możliwość pokazania swojej wartości, zainteresowanie moją osobą innych. Choć wtedy nie dopuszczałam do siebie tej myśli, to patrząc teraz w przeszłość uważam, że stanowczo zbyt mocno musiałam walczyć o uwagę rówieśników. Powtarzałam sobie, że muszę być silna, jednak zawsze gdzieś z tyłu głowy istniała myśl, że ładniejsze koleżanki są popularniejsze, nawet, jeśli nie dają z siebie tyle, co ja. Wkraczając w dorosłość jeszcze bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że zbyt często jestem odsuwana od tego, co kocham. Zawsze znajdował się ktoś "bardziej". Bardziej przebojowy, ładny, zdolny. A ja każdą kolejną małą porażkę zwalałam na słabą prezencję.
OdpowiedzUsuńAktualnie, będąc już studentką, powoli uświadamiam sobie, że wygląd to nie wszystko. Otworzyłam się na ludzi, zaczęłam bardziej poświęcać się temu, co wychodzi mi najlepiej i coraz mniej walczę o uwagę innych. Staram się po prostu otwierać na innych, więcej słuchać, więcej mówić, i to okazało się być najlepszym lekarstwem na wszystkie problemy :-) Czuję, że nic już nie mnie ogranicza, żadne wahania nastroju czy ból. Fakt, że czasem nieźle daje to w kość, ale halo, wszystko jest do zniesienia przy odrobinie pozytywnego myślenia :-)
Pozdrawiam!
ineednewemailadress@gmail.com
Każdego w życiu spotykają problemy ze zdrowiem, ja się z nimi borykałam od około 8 roku życia. Wtedy lekarz rodzinny stwierdził, że mam skoliozę. Lekkie skrzywienie kręgosłupa, które zadecydowało o całym moim życiu. Przez następne 8 lat ciągle uczęszczałam na zajęcia korekcyjne, odwiedzałam szpitale, lekarzy. Cotygodniowa rehabilitacja w oddalonym od mojego rodzinnego miasta, o około godzinę jazdy, Gdańsku. Już nie wspominając o wyjazdach do wyjątkowych specjalistów między innymi z Poznania. Nawet byłam na obozie dla dzieci ze skrzywieniem kręgosłupa na których zajmowaliśmy się ćwiczeniami poprawnej postawy. Koniec końców skolioza się pogłębiała, a ja trafiłam do szpitala na operację wstawienia metalowych prętów przy kręgosłupie, aby go wyprostować. Moja choroba uniemożliwiła mi rozwój w tańcu. Tańczyłam mniej więcej tyle samo co trwała moja przygoda ze skoliozą. Innym koleżankom łatwiej przychodziło rozciąganie, wysiłek fizyczny. Można pomyśleć, że to tylko krzywy kręgosłup, ale co za tym idzie to większy nacisk na płuca przez wygięte kręgi czyli mniejsza wydolność oddechu. Teraz mam 19 lat i żyję z metalem w plecach, przez który nie mam pełnej kontroli nad moimi plecami. Nie żałuję. Starą pasję zastąpiłam nową, jazdą na rowerze. Czasem tańczę w klubie, na imprezach. Przez moje całe doświadczenie szpitalno-rehabilitacyjne poznałam wiele osób, które mają jeszcze gorzej w życiu. Dlatego nie warto się załamywać i należy szukać innych rozwiązań. Miesiączka nie jest aż takim ograniczeniem. Taka nasza natura, że przez parę dni w miesiącu możemy się gorzej czuć. Nie uważam, aby to miało decydować o tym, czy kobiety muszą się ograniczać w niektórych sprawach.
OdpowiedzUsuńP.S. uwielbiam Twój blog
Agata Żbikowska agatazbikowska1909@gmail.com
Alinko skąd spodnie z ostatniego zdjęcia?
OdpowiedzUsuńZ bolesnymi miesiączkami borykałam się odkąd pamiętam. O ćwiczeniu na WFie, ba, o chodzeniu do szkoły nie było mowy. Niestety wykluczało mnie to z życia społecznego w znacznym stopniu na kilka dni w miesiącu. O bezbolesnej miesiączce albo chociaż mniej bolesnej marzyłam i chodziłam od lekarza do lekarza, by tak się stało... Każdy mówił to samo: "Taka Pani uroda...". Tabletki hormonalne nie pomogły, a lekarze przepisywali mi coraz mocniejsze środki przeciwbólowe, od których mój organizm się uzależniał, a które po pewnym czasie przestawały działać. Robiłam też badania w różnych dziedzinach, by zbadać przyczynę bolesnych miesiączek - na próżno. Podobno byłam zdrowa jak ryba...
OdpowiedzUsuńJestem osobą z natury szczupłą i nie miałam nigdy problemów z wagą i skłonności do tycia, więc nigdy mój ówczesny styl życia nie dawał mi do myślenia. Pepsi, kebaby, fast foody, chipsy i dużo słodyczy (zwłaszcza podczas okresu, bo przecież mnie boli) i gdyby tego było mało, nie ruszałam się praktycznie wcale... W tamtym okresie nie miałam ochoty na nic i doskwierał mi totalny brak energii i bezradność (nie dostałam się na wybrany kierunek studiów), bolesna miesiączka pogarszała wszystko o zaczynały u mnie pojawiać się objawy depresji.
Pewnej miesiączki podczas zwijania się z bólu trafiłam przez przypadek na artykuł w internecie ze słynnym powiedzeniem: JESTEŚ TYM CO JESZ. I po raz pierwszy, mając przed oczami cały ogrom śmieciowego jedzenia, jaki fundowałam swojemu organizmowi, przeraziłam się i na poważnie postanowiłam zmienić swoje odżywianie. Stopniowo zrezygnowałam z kolorowych napojów, fast foodów, przetworzonego jedzenia, ograniczyłam do minimum spożywanie cukru i soli i zaczęłam sama przygotowywać sobie jedzenie. Studencki budżet spowodował, że musiałam zrezygnować z innych przyjemności na rzecz lepszego odżywiania, ale szybko wybrałam swoje priorytety. Wszystko potoczyło się szybko i sama byłam zdziwiona swoim samozaparciem i tym, że nie wróciłam już do starych nawyków. Po krótkim czasie zobaczyłam najlepszy efekt jakiego mogłam się spodziewać - dużo lepsze samopoczucie i wielkie pokłady energii, bo wreszcie jadłam wartościowe posiłki, pełne witamin i wartości odżywczych. Dołożyłam do odżywiania po jakimś czasie jazdę na rolkach i rowerze oraz bieganie, bo chciałam zbudować masę mięśniową. Z biegiem czasu zaczęłam chodzić na siłownię, aż w końcu odkryłam moją największą pasję jaką okazała się joga.
Odkąd zmieniłam swój styl życia, stopniowo moja miesiączka przeszkadzała mi coraz mniej, nawet bóle nie były już tak silne. Nie pokonałam tego problemu i nadal pierwszego dnia muszę zostać w domu z tego powodu, ale drugiego i trzeciego dnia mogę trochę się porozciągać, a czasem nawet wyjść na jogę. Dzięki zapałowi do sportu poznałam również wiele wartościowych przyjaciół, w tym miłość mojego życia. Wszystko powoli zaczęło się układać I poszłam nawet na studia związane ze sportem i mam nadzieję, że już niedługo moja pasja będzie również moją pracą.
Chciałam przekazać Wam dziewczyny, że zawsze można zmienić swoje życie. Nie zawsze będzie to łatwe i czeka na nas dużo pracy i samozaparcia ale warto i nie mówcie sobie nigdy, że jest za późno! :)
memakeupnow@gmail.com
Witaj :) od niedawna zaczęłam chodzić rano na siłownie i w końcu porządnie ćwiczyć. Mam pytanie odnośnie pielęgnacji twarzy - co stosować na siłownie? Przed siłownią używam wody różanej jako toniku i lekkiego kremu brzozowego sylveco. Po godzinie ćwiczeń, mam wrażenie, ze moja skóra twarzy jest strasznie zapchana, nie może oddychać. Chyba nie tędy droga... Jak więc postępować? Alinko, ty na pewno wiesz! Ps. Pierwszy trening miałam w drugi dzień miesiączki. Kiedyś to pewnie byłaby wymówka do pozostania pod kołdrą, teraz nic mnie nie powstrzyma ;) pozdrawiam, ec.
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat miesiączka była dla mnie straszną udręką! Nie dość, że bardzo obfita i długa, to jeszcze okropnie bolesna - najgorzej było przez pierwsze 2-3 dni: omdlenia, bóle nie do wytrzymania i wiele innych nieprzyjemności. Generalnie w krytycznym momencie pomogły mi hormony, a potem po ich odstawieniu aż tak bolesne miesiączki już nie powróciły :) To jednak tylko mała dygresja, bo chodzi przecież o realizację pasji w czasie okresu ;) Moją pasją i prawdziwą miłością są Włochy! No i rzecz jasna podróżowanie po Włoszech. Jednak okres może być dużą przeszkodą w swobodnym zwiedzaniu i podróżach pociągiem, busem czy samolotem. Sama przekonałam się o tym bardzo boleśnie podczas jednej z moich podróży, gdy przez moje "okresowe" mdłości i omdlenie kierowca busa (już w Polsce, z lotniska) miał przymusowy postój i opóźnienia. Szczęście w nieszczęściu, że dzięki mnie miał też dobrą wymówkę dla policji, która nas zatrzymała za przekroczenie prędkości - tłumaczył się, że chciał szybko zawieść mnie na pogotowie! Sytuacja była na tyle poważna, że ostatecznie do szpitala miałam transport policyjnym wozem, ale za to teraz mam ciekawą (choć momentami straszną) historię do opowiedzenia ;) No i nauczkę, by zawsze mieć ze sobą zapas silniejszych leków przeciwbólowych, bo nigdy nie wiadomo kiedy dopadnie nas okres - czasem lubi przyjść za wcześnie i nieźle nas zaskoczyć, szczególnie gdy w grę wchodzi podróżowanie. Zapas podpasek, leki przeciwbólowe i żadna miesiączka mi w podróży niestraszna! Jestem żywym przykładem na to, że da się spełniać swoje pasje także w czasie okresu. :) Szkoda siedzieć pod kocem w domu, gdy tyle pięknych miejsc do zobaczenia! :) Serdeczne pozdrowienia i gratuluję pięknych pasji, Tobie Alinko i innym dzielnym dziewczynom! MAGDA Mój mail: italiano.it.pl@gmail.com
OdpowiedzUsuńJaki cudowny konkurs! Dzię-ku-je-my :)
OdpowiedzUsuńMoją największą pasją są języki, praktycznie wszelkie spotykane i omawiane ze wszelkich możliwych perspektyw, ale nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę w stanie się tego utrzymać i spodziewałam się raczej, że "w dorosłym życiu" będę musiała z tego zrezygnować na rzecz poważnych, dorosłych zobowiązań... Tyle się mówi, że nieścisłe studia nie dają przyszłości, żartów o humanistach na stanowiskach w McDonaldzie są miliony, zresztą nawet moja własna rodzina kiedy wybierałam się na studia powtarzała, że owszem, po jakimś porządnym kierunku filologicznym, azjatyckim może, mam jeszcze jakieś życiowe szanse, ale... ROMANISTYKA? To tak na poważnie?
Więc zaparłam się, wygrałam licealną olimpiadę właśnie z francuskiego, czym przeciwnikom mojej decyzji dałam sporego prztyczka w nos, i oto jestem najszczęśliwszą studentką filologii romańskiej na świecie :D Zdobywam doświadczenia, robię to co totalnie uwielbiam i nikt mi nie powie, że studia humanistyczne nic nie dają! I już szykuję sobie na przyszły rok nowy kierunek, językowy oczywiście, a co :)
A miesiączka... Dla mnie jest gigantyczną przeszkodą w wykonywaniu wielu czynności, nie tylko ze względu na czysto fizyczne przypadłości, ale również kwestie psychiczne, więc na dobrą sprawę walczę na dwóch frontach. Cały czas trwania miesiączki jest dla mnie czarnym tygodniem - człowiek nie wie co robi na tej ziemi, ma ochotę przespać parę lat i obudzić się kiedy życie odzyska sens :D Jest to dla mnie dość nietypowa sytuacja, ponieważ normalnie mam całkiem sporo energii, a tu nagle taka przeszkoda. Niemniej jednak lepiej się z nią walczy będąc fizycznie zabezpieczonym, bez możliwej perspektywy chowania się po kątach z potężną plamą na spodniach...
Pozdrawiam! :) Dominika (malecka.do@gmail.com)
Cześć :)
OdpowiedzUsuńKiedyś uważałam miesiączkę za przeszkodę...teraz, kiedy poznałam inne ograniczenia fizyczne, nie narzekam na okres. Przeszłam seronegatywne zpalenie stawów. Głównie drobnych stawów dłoni. Moje bolące dłonie przestały ze mna wpółpraować. Były obce...opuchnięte, przekrwione i przede wszystkim poza moją kontrolą :/ nie mogłam zapiąć guzika, zapleść włosów, pisać, narysować kreski od linijki....a moją pasja był rysunek. Kiedy medycyna zawiodła, nie poddałam się ograniczniom narzucanym przez moje ciało. Dieta, ziołolecznictwo, sprowadzna z Ukrainy maść...dzisiaj jestem wdzięczna za to, że moge własnorecznie, bez bólu zaginać skrzydełka w podpasce ;) Co do pasji to nie zostane znaną artstką, ale pomimo bólu i nieraz przez łzy... koloruję! Kupiłam w sklepie plastycznym cudowne mięciutkie kredki firmy Derwent. Samam mogłam wybrac kolory. Stworzyłam własną palete barw w najcudowniejszych odcieniach. Modne teraz antystresowe kolorowanki spadły mi z nieba :) Moge tworzyć coś ładnego, pomimo ograniczeń. Jestem dumna, że nie poddałam się chorobie. Niby, żeby uwierzyć trzeba zobaczyć, ale czasami trzeba uwierzyć, żeby zobaczyć. :)
Pozdrawiam Ren
renata_kosowska@interia.pl
Hej Alinko:) bardzo fajny konkurs. Nie wiem czy moja historia do konca wpisuje sie w ramy konkursu, ale zaryzykuje. Moja najwieksza pasja sa podroze i wyzwanie z nimi zwiazane. Odkad pamietam zawsze 'bylam na walizkach" czy to wyjazd weekendowy do kolezanki z innego miasta czy spontaniczny wyjazd do ktorejs z europejskich stolic. Trzy lata temu zrozumialam, ze nie tylko pragne podrozwac i w ten sposob poznawac nowe kraje, ale chcialbym rowniez zamieszkac gdzies zupelnie indziej, w kraju, ktory kompletnie rozni sie od Polski. Pokonujac wiele przeciwnosci i wyzwan takich jak znalezienie nowej pracy, mieszkania oraz otrzymanie wizy wyladowalam w Doha:). Obecnie podrozoje znacznie czesciej, poznalam ludzi z najrozniejszych zakatkow swiata, ale przede wszystkim zrozumialam, ze odwaga by pokonywac napotkane wyzwania jest w nas i nigdy nie wolno chocby na chwile o tym zapomniec! Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńolaa.slomska@gmail.com
Jeszcze do poprzedniego miesiąca myślałam, że okres jest moim ograniczeniem. Dosłownie umierałam, za każdym razem gdy okres nadciągał jak burza, pierwszego dnia, dosłownie wyłam z bólu. Aż do tego okresu. Koleżanka wyciągnęła mnie na siłownie. Wiedziałam, że następnego dnia dostanę okres, ale jak już wykupiłam karnet, to było mi żal nie pójść i mimo, że "natura mnie odwiedziła" poszłam, na siłownię, i to pierwszego dnia, gdy jeszcze miesiąc temu umierałam. I powiem tak, okres był ograniczeniem, ale już nie jest, od tego miesiąca nie bolało mnie nic, a nic. Przy ćwiczeniach po prostu nie bolało. Następny moim ograniczeniem był strach. Bałam się, że nie dam sobie rady na tej siłowni. Ale poszłam z koleżanką jak wspomniała, trafiłyśmy na cudownego trenera, który nam wszystko wytłumaczył i obdarzył cudownym uśmiechem. I bariery pękły. Odważyłam się nawet na spróbowanie innych aktywności typu skakania na trampolinach, i mam ochotę na więcej!
OdpowiedzUsuńk.mokrosińska@gmail.com
Pozdrawiam!
Moja największa pasja? To coś co kocha każda kobieta - moda! Buty, ubrania, dodatki, biżuteria. Niestety jako osoba ucząca się i wciąż przebywająca na utrzymaniu rodziców, nie miałam wystarczająco środków na te wszystkie cudeńka! czasem udało mi się coś zarobić niestety nie były to duże kwoty i nie było szans na kupienie chociaż części rzeczy, które tak mi się podobały. Na początku zaczęłam od wyprzedaży jednak zazwyczaj mój rozmiar był już wyprzedany. Zaczęłam więc kombinować. Moja mama kiedyś kochała szyć- od bluzek aż po żakiety, a nawet kurtki. Zwróciłam się do niej o pomoc. Nauczyła mnie szyć, a dzięki jej bogactwie materiałów ( zawsze je kupuwała nawet jak przestała szyć haha taka pasja) miałam z czego wybierać. Później odkładałam już tylko na nową maszynę a pozostałe złotóweczki wydawałam tylko na buty i torebki (: tak jak widać aby móc rozwijać jedną pasję musiałam znaleść kolejną i bardzo mnie to cieszy (: roseb@wp.pl
OdpowiedzUsuńzapomniałam jeszcze dodać, że miesiączka nigdy nie była dla mnie ograniczeniem :)
UsuńMoja wielka pasja jest gotowanie i odkrywanie nowych fit możliwości i przepisow. Niestety kiedyś się pogubilam i zatracilam w tym, tracąc kontrolę nad swoim ciałem i umysłem. Chorobę pokonałam i staram się dbać o to o dobre dla mojego organizmu, chce dostarczać mu dobrego paliwa. Niestety tu pojawia się wiele moich ograniczeń takich jak alergie i nietolerancje. Musiałam wykluczyć wiele składników i poszukać ich alternatyw. Dziś wiem ze mozna nie jeść mięsa a być zdrowym, bez pszenicy I nabiału tez można funkcjonować, wystarczy szukać i czasem zasiegnac rady u specjalistów. Miesiączka tez jest dla mnie pewnym ograniczeniem a raczej jej brak, co jest po części konsekwencja moich problemów żywieniowych z przeszłości ale i chorób z którymi się borykam. Jednak widzę jak dobre jedzenie wpływa pozytywnie na mój organizm i sprawia że mam nadzieje ze kiedyś niebędące moim ograniczeniem. Pozdrawiam Kasia (89kett@gmail.com )
OdpowiedzUsuńMoją największa zmorą było poczucie opuchnięcia na nogach, na tyle,że w dni okresu unikałam przylegających spodni już nie mówiąc o spodniczkach, ale od ponad miesiąca zaczałam trenwać z partnerem na powąznie ,zmienilśmy styl życia,a dzisiaj przebiegłam 5 km , może nie było idealnie ale i tak sieę cieszę, że w Moim życiu nastąpiła taka dobra zmiana,życzę takie wszystkim!!!!!:-)
OdpowiedzUsuńjustyna.m.wojda@gmail.com
Moją największa zmorą było poczucie opuchnięcia na nogach, na tyle,że w dni okresu unikałam przylegających spodni już nie mówiąc o spodniczkach, ale od ponad miesiąca zaczałam trenwać z partnerem na powąznie ,zmienilśmy styl życia,a dzisiaj przebiegłam 5 km , może nie było idealnie ale i tak sieę cieszę, że w Moim życiu nastąpiła taka dobra zmiana,życzę takie wszystkim!!!!!:-)
OdpowiedzUsuńjustyna.m.wojda@gmail.com
Witaj Alinko!
OdpowiedzUsuńJestem Twoją obserwatorką od kilkunastu miesięcy , kobietą po 50tce...
Dzięki córce trafiłam na Twój blog i odkryłam nową pasję - makijaż i dbanie o urodę (nawet tę już przemijającą;)).
Już wiem co mi służy a czego unikac, jak delikatnie podkreślic atuty i jak zatuszowac mankamenty..
Drugą pasją są wypieki, które namiętnie dokumentuję - na razie komórką :), ale mam nadzieję że to się wkrótce zmieni:)
Uwielbiam też uwieczniac przyrodę , której mam wokół nadmiar gdyż mieszkam na wsi.
I to , paradoksalnie jest moim ograniczeniem, niestety nie mam dostępu do innych przyjemności dostępnych dla mieszkańców miast.
Pamiętam też ograniczenia wynikające z miesiączki, co prawda to już dla mnie historia, ale nadal żywa- pamiętam doskonale pierwsze dwa dni wyrywane z życiorysu co miesiąc..
Alinko jesteś inspiracją dla wielu kobiet i tak trzymaj!
Pozdrawiam serdecznie :)
Jane
konto e-mail: janina-andrzej@wp.pl
Od dawna walczę sama ze sobą. Biję się z własnymi myślami. Długo by wymieniać wszystkie rzeczy, których w sobie nienawidzę. One wszystkie mnie ograniczają. Przychodzi mi to z trudem, ale staram się - ładnie ubrać, umalować, uczesać. Staram się też uśmiechać. Ponoć usmiechnięci ludzie są bardziej atrakcyjni. Po wielu latach wstydu przed samą sobą i pustoszącego moją głowę strachu, wydepilowałam pośladki. Mój największy kompleks. Ba! Wiosna nadeszła, pozazdrościłam dziewczynom - wydepilowałam dziś ręce. Boję się co dalej. I czuje się jakbym oszukiwała... Jednak w jakiś sposób to pomogło:) Radzę sobie. Choć wciąż szukam dalej - pewności siebie, samoakceptacji oraz akceptacji ze strony kogoś... Walczę, lecz tak naprawdę marzę tylko o tym, żeby już nie walczyć. Chciałbym być sobą, a jednocześnie tak bardzo nie chce sobą być... Wierzę, że wróci dawna Ja, z pełnią pasji i marzeń.
OdpowiedzUsuńOkres to przy tym dość miły element kobiecości. Jeden z niewielu, który sprawia, że dociera do mnie, że jednak jestem kobietą :D Częściej raczej potworkiem. I tym pozytywnym akcentem zakończę.
specjalne9@interia.pl
Czy kiedyś w życiu borykałaś się z ograniczeniami w realizowaniu pasji i jeśli tak, jak je przezwyciężyłaś? Czy uważasz miesiączkę za jedno z takich ograniczeń?
OdpowiedzUsuńOd zawsze mam problemy z nadwagą, od samego dzieciaka. Marzyłam o tym, żeby schudnąć i uzyskać wymarzoną figurę. Pierwsze 20 kg schudłam w wieku 16 lat, wtedy zeszłam z wagi 80 kg na 60 kg. Niestety nie nacieszyłam się tym zbytnio, gdyż sposób w jaki schudłam wywołał niepożądany efekt, mianowicie efekt jo-jo, a to dlatego, że stosowałam głodówki. Po 6 miesiącach wykryto u mnie pierwsze początki anemii, niedokrwistość itp. W porę się opamiętałam i skończyłam z tym. Wróciłam do starych nawyków i przytyłam ponownie 20 kg. Od tamtego momentu moja waga niewiele się zmieniała, raz chudłam 5 kg, raz tyłam. Tak jest do dziś. Choruję na wrzodziejące zapalenie jelita grubego i nadwrażliwość jelit, zmagam się więc z zaparciami, a moja przemiana materii jest... no taka sobie, nie pomagają żadne diety, ani te wysokobłonnikowe ani żadne inne. Po prostu zaakceptowałam ten fakt i nauczyłam się już z tym żyć. Dziś mam 20 lat i wiem, jak to powinno wszystko wyglądać, wszystko robię małymi kroczkami, nie zawsze mam czas na treningi, ale jestem bardzo aktywna i dużo się ruszam. Powoli odrzucałam stare nawyki, przestałam słodzić herbatę (oczywiście nie z dnia na dzień, to by było zbyt trudne, zwyczajnie zmniejszałam sobie dawki, dziś nie wypiję posłodzonej herbaty, zwyczajnie mi nie smakuje), ograniczyłam słodycze do 2 razy w tygodniu, zwracam uwagę na produkty, które kupuję i co mają w składzie, zamieniam te ''chemiczne'' na bardziej naturalne itd., itd. Wiem, że najważniejsze jest to, żeby się nigdy nie poddawać i aby wszystko robić małymi krokami, a przede wszystkim nie traktować diety i treningów jako kary i po prostu to pokochać i zrozumieć po co to wszystko robimy. Nie uważam, że miesiączka to ograniczenie, przecież to tylko kilka dni w miesiącu, a na odpoczynek też zasługujemy :) Czasem zwalamy winę na nią o to, że mamy niepohamowany apetyt, mamy zachciewajki, zły humor, ale nie sądzę, że jest to ograniczenie, bo najczęściej to to właśnie my ograniczamy siebie same, jeśli już :) Wszystko co się dzieje w naszym życiu, to z jakim postępem będziemy szły i jak się będziemy rozwijały zależy tylko i wyłącznie od nas :) Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko słabe charakterki, wszystko siedzi w naszej głowie, każdy jest panem swojego życia, nikt, ani nic nie ma prawa nas ograniczać.
Od 6 miesięcy miesiączka, choćby nawet bardzo chciała zupełnie mnie nie ogranicza. Wcześniej prowadziłam spokojne, szczęśliwe życie. Moją pasją była praca i nauka. Bardzo lubiłam gotować, szczególnie dla innych. Wszędzie jeździłam rowerem lub szłam pieszo. Gdy pojawiały się "te kobiece dni" musiałam odrobinę zwalniać tempo. Lecz pewnego miesiąca, niespodziewanie, po prostu miesiączka nie pojawiła się. Normalnie bardzo by mnie to zmartwiło ale... Okrągły brzuszek z pępkiem na wierzchu, dwa rozmiary większe piersi, gładka cera i może czasem opuchnięte nogi zwiastują, że niedługo prawdziwa pasja mojego życia dopiero się (dosłownie) narodzi. Te 9 miesięcy wcale nie jest kolorowe i niesie ze sobą całą masę ograniczeń i radykalną zmianę stylu życia. Niekiedy niestety trzeba zrezygnować z wielu wcześniej lubianych rzeczy. Jednak wiele z nich można zaadaptować do nowej sytuacji i z dnia na dzień odkrywać nowe rozwiązania. Dla mnie wszystko dopiero się zaczyna i teraz wiem że miesiączka nie będzie żadnym ograniczeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki Agata i mała Ania ;)
agatamikolajczak2@wp.pl
4 lata temu zaczęłam trenować kickboxing. Od samego początku zakochałam się w tym sporcie i zaczęłam trenować coraz ciężej. Po 6 miesiącach pracy dostalam możliwość pojechania na najważniejsze zawody- Mistrzostwa Europy. Godzinę przed walką dostałam miesiączkę, która spowodowała, że czułam się tragicznie- brak komfortu, ból brzucha i całego ciała. Myślałam, że jest to najgorsza rzecz jaka mogła mmnie spotkać. Jednak pod wpływem adrenaliny zapomnialam o bólu i udało mi się wygrać walkę. Okres chciał pokrzyżować mi plany, ale nie udało mu się :) Dzis juz wiem, że nie jest on ograniczeniem i TE dni nie są dla mnie przeszkodą do realizacji marzeń.
OdpowiedzUsuńdagmaraa.t@gmail.com
Nie ma nic gorszego dla zwykłego twórcy i wielkich artystów niż blokada w tworzeniu, brak powszechnie znanej weny twórczej, moment, w którym nic sensownego nie przychodzi do głowy, nie wpada do niej żadna myśl lub też koncepcja na coś nowego. To także spotkało mnie i to - niestety - nie raz.
OdpowiedzUsuńPiszę praktycznie od zawsze. Już od najmłodszych lat, kiedy tylko nauczyłam się stawiać pierwsze literki na kartce, próbowałam sił w pisaniu. Jako dziecko pisałam swoje - krótkie, ale jednak - opowiadania, bajki.. Uwielbiałam to. Z czasem przerodziło się to w tworzenie swego rodzaju książek, których większa część leży nadal w szafie i być może doczeka się ujrzenia światła dziennego, jak inne, które można znaleźć w sieci. Miewałam blokady, braki pomysłów, ale jednak zawsze potrafiłam zwalczyć takie przeciwności dając z siebie wszystko.
Pierwszy dzień miesiączki jest dla mnie okropnym doświadczeniem, często nie mogę pozwolić sobie na nic innego oprócz leżenia i płaczu z bólu. W takie dni staram się uciekać w czytanie ksiązek. To cudowne uczucie, kiedy mogę zanurzyć się w świecie liter i przenieść się do innej rzeczywistości, zapominając, że miesiączka może ograniczać. Oby w przyszłych latach była coraz mniej odczuwalna!
e-mail : joustiney.blogspot@onet.pl
Pozdrawiam ;)
Każdy człowiek natrafia podczas swojego życia na różne ograniczenia.Wielkie jak góra i takie małe schodki.
OdpowiedzUsuńMoim ograniczeniem była powracająca jak bumerang od czasów gimnazjum depresja. Dla młodej osóbki pełnej pasji do sportu, sztuki i nauki było to coś niezrozumiałego. Dni spędzone na rozmyślaniu, dlaczego nie jestem taka, jak moi rówieśnicy, dlaczego czasem ciężko mi wstać z łóżka, dlaczego jestem smutna, skoro otacza mnie kochająca rodzina. Depresja potrafi paraliżować człowieka jak każde inne schorzenie.
Jest wielkim ograniczeniem, bo nie pozwala czerpać z życia garściami. Jest niewidoczna, często ludzie nie są świadomi, że na nią cierpisz. Nie potrafią zrozumieć że cierpisz, bo przecież życie jest takie piękne...
Minęły dni spędzone na rozmyślaniach, pracy nad sobą, ćwiczeniach fizycznych, by zwiększyć poziom serotoniny, stawianie sobie małych wyzwań, walka ze sobą samą. To wspaniałe, wiedzieć, że dzięki pracy nad sobą, można pokonać ograniczenia, o które przecież nigdy nie prosimy. Dla mnie depresja była jak walka z wielkim potworem - na szczęście wygrana.
U mnie najgorzej zawsze było w TE kobiece dni. To były takie dołki. O tyle dobrze, że do przewidzenia! ;)
Dziewczyny, co miesiąc mierzymy się z takim potworkiem. W te dni należy nam się taryfa ulgowa, ale nigdy nie pozwólcie, żeby były one dla Was przeszkodą w wykonywaniu swoich pasji! :D
Ja swoje lepsze dni dokumentowałam na zdjęciach. Nawet nie wiecie, jak dużo radości potrafi dać cała ściana fotografii! Banan na całą twarz. Nawet w tych gorszych chwilach. Polecam :D!!!
Buziaki!
M.
magdallenic@gmail.com
Moją wielką pasją jest farmacja. Mimo, że samo studiowanie znacząco zmniejszyło moją kreatywność (ach to uczenie się na pamięć!) to teraz, już jako profesjonalistka żyję farmacją. Za cel postawiłam sobie wykorzenienie spróchniałych naleciałości uniwersyteckiego świata który tłamsił przejawy aktywnego myślenia i promował powtarzanie starych, dawno już nieaktualnych tez. Więc każdego dnia staram się iść naprzód i czynić farmację w moim życiu nie tylko pracą w aptece, ale stylem życia ;) Ciągłe kształcenie, dochodzenie, sprawdzanie badań, rozmyślanie nad strasznie skomplikowanymi jak i codziennymi i banalnymi problemami. Próbowanie patrzenia na świat oczami pacjenta. Szukanie zagadek i rozwiązań. I Ty Alino też jesteś jednym z moich okien na świat, przytaczasz różne roślinne remedia i skłaniasz mnie do zagłębiania wiedzy o nich :)
OdpowiedzUsuńA miesiączka... O ile ja przechodzę ją w miarę spokojnie - ten jeden dzień po prostu stawiam siebie, swoją wygodę, swój komfort na pierwszym miejscu, to codziennie widzę dla ilu osób jest to wyzwanie i walka ze swoim ciałem. I widzę, że mimo wiedzy, leków i innych sposobów niektórych ten stan wyłącza z normalnego funkcjonowania. A na pewno jest sposób, żeby ten czas przeżyć lepiej, żeby trochę ulżyć w cierpieniu i dyskomforcie, dlatego tak ważne jest nie zamykanie się z problemem, tylko jednak próbowanie, szukanie i pielęgnowanie chęci pomocy sobie samej. Żeby bycie kobietą było przyjemne ;)
Pozdrawiam!
czary.mary.pstryk@gmail.com
Myślę że większość z nas spotyka się z problemami w realizowaniu pasji. Są takie codzienne problemy (jak np. miesiączka), są też problemy nie do przeskoczenia. Kiedyś ból miesiączkowy i dyskomfort z tym związany unieruchamiał mnie na co najmniej dwa dni. Teraz gdy patrzę na to z dystansem to nie było to nic wielkiego.
OdpowiedzUsuńMoją pasją jest malowanie obrazów oraz fotografia. Obie te pasje realizuję podczas wędrówek po górach
( polskich i nie tylko). Ograniczenie pojawiło się kilka lat temu kiedy to moje stawy odmówiły mi posłuszeństwa. Przestałam chodzić. Szybka, dość dziwna diagnoza- EDS typ III. Nigdy nie słyszałam o tej chorobie! Okazało się że jest to dość rzadka przypadłość. Nie załamałam się! Jasne nie mogłam chodzić po górach, utrzymać aparatu w ręce, a pędzlem wykonywałam niezgrabne ruchy. Nie poddałam się! Kilkumiesięczna rehabilitacja i mogłam stanąć o własnym nogach. Zaczęłam normalnie funkcjonować. Rok później wróciłam w góry. Walka z tą chorobą jest moim codziennym zmaganiem. Bez wysiłku i codziennych ćwiczeń, basenu, rozciągania, wiem że historia by się powtórzyła. Bywają lepsze i gorsze dni, ale za każdym razem gdy mogę utrzymać aparat w ręce dziękuję że jest to możliwe. Dziękuję za to, że nadal mogę chodzić, malować i fotografować. Życie i to jak ważną rolę odgrywają w nim nasze pasję doceniłam dopiero w momencie gdy zrozumiałam ze mogę to stracić nieodwracalnie. Teraz wiem, że zrobię wszystko by do tego nie dopuścić.
Pozdrawiam. :)
kruk.karolina@interia.pl
Mnie ograniczenia dopadają głównie wtedy gdy pogoda nie sprzyja mojemu nastrojowi. W tym momencie najczęściej tracę motywację i odpuszczam. Jeżeli obowiązki dnia codziennego mnie przytłaczają wtedy również nie daję rady, miesiączka również się do tego przyczynia. Aczkolwiek wtedy wiem, że muszę zrobić coś dla siebie i poświęcam czas na zrobienie maseczki, nowej fryzury czy pójścia na zakupy. Małe rzeczy mogą dać nam "kopa" do działania. To super, że bywają ciężkie dni bo dzięki temu uczymy się jak z nimi walczyć. Może nam wystarczyć jeden wieczór na podniesienie się po porażce, ale ważne jest byśmy wierzyli w sobie. Wiara daje nam motywację i skłania do działania. Każdemu zdarzają się gorsze dni, ale musimy uczyć się dawać sobie z nimi radę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie ! :)
juleczka932@wp.pl
Witaj Alinko:* Jak nigdy nie zostawiam komentarzy tak dzisiaj to zrobię.
OdpowiedzUsuńOd kiedy pamiętam, miałam uzdolnienia plastyczne. Byłam samoukiem. Każdy mi zazdrościł, na wystawie koledzy ze szkoły ogladali moje prace, kibicowali w konkursach. Umiałam też śpiewać i trochę grałam na organach.
Wszystko to dostarczało mi dużo radości.
W wieku 16 lat poznałam wspaniałego chłopaka. Jedyną przeszkodą była odleglość. Mieszkaliśmy 100km od siebie. Dla osób w naszym wieku był to problem. W dodatku byłam kiepsko sytuowana ładnie mówiąc. W pół roku podciagnelam średnia ocen z 4.2 do 4.8 i dostałam wymarzone swiadectwo z paskiem. Dostałam się do technikum i wystaralam się o stypendium dzięki któremu częściej widywalam się z moją Miłością. Na drodze od początku stawali moi rodzice. Mój Chłopak był obrazany, obmawiany oczywiscie przy mnie, żeby bolało. Kpiny dawały o sobie znać. Porzucilam pasje i moje radości. Cały czas starałam się robić jak najwięcej, żeby się wyrwać i żeby zawalczyc o Naszą wspólną przyszłość. Zdobyłam stypendium PRM, bardzo prestiżowe. Dostałam się na studia w mieście mojego Narzeczonego. Zareczylismy się rok temu a w te wakacje bierzemy ślub. Nie będzie na nim mojej rodziny.
Opłacało się walczyć bo teraz mam Go przy sobie i jestesmy bardzo szczęśliwi. Zamierzam teraz zająć się sobą i cieszyć się życiem.
Jeśli chodzi o okres to był moją zmorą. Stres że coś będzie widać i ból wyłączający z życia. Po zażywaniu oleju z wiesiolka sytuacja się trochę poprawiła.
Gdy przychodzi okres postanawiam się nie forsować. Robię sobie kilka dni relaksu.
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny, wasze historie zainspirowały mnie do dalszego działania!
Trzymajcie za mnie kciuki.
zbrzana@wp.pl
Realizując swoje pasje, dążąc do upragnionego celu ,trzeba liczyć się z przeciwnościami losu napotkanymi na swojej drodze. Już się nauczyłam, że nic nie przychodzi lekko ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w ostatni dzien wakacji przed pójściem do nowej szkoły złamałam rękę. Był to dla mnie koniec świata- bo co inni pomyślą, dodatkowo utrudnienie w poruszaniu się po mieście, koszmar. No i musiałam zrezygnowac z mojej pasji, czyli jeździectwa, na całe cztery miesiące. Jakoś przertrwałam, znajomych wbrew pozorom poznałam, a do koni wrócilam już następnego dnia po zdjęciu gipsu. Teraz, w czasie studiów coraz mniej czasu mam na kilkugodzinne realizowanie sportów, za to stałam się bardziej aktywna w innych aspektach życia, jak chociazby koła naukowe. Studia pozwalają mi się realizowac, rozwijać swoje zainteresowania. Niestety często (na szczęście nie co miesiąc ;) bywa tak, że ból głowy i kręgosłupa chce mi uniemożliwić normalne funkcjonowanie. Ale wbrew pozorom na to najbardziej pomaga aktywność fizyczna. Nawet w pierwszych dniach okresu cwiczenia, jak chociazby pilates powodują, że czuję się znacznie lepiej. A w miare upływu czasu miesiączka nie przeszkadza nawet w bieganiu czy pływaniu. Najwazniejsze to nie zamykac sie w pokoju z tabliczką czekolady :D od zawsze wychodzę z założenia, że okres to nie jest choroba, nigdy nie załatwiałam sobie zwolnien z lekcji w-fu z tego powodu, i bardzo się dziwię, że dziewczyny traktują go jako wymówkę do wszystkiego. Kobietki! nie pozwólmy facetom być silniejszymi, niż my! oni nie mają takich problemów, ale jesli chcemy być na równi traktowane, zarówno w pracy, jak i w codziennych relacjach, nie powinnysmy pozwolić, żeby ktoś traktował nas pobłażliwie wlasnie z powodu okresu. To nie musi być comiesięczna apokalipsa ;) absolutnie nie uważam miesiączki za jakiekolwiek ograniczenie, bo mamy tyle rozwiązań, że nie powinna to być przeszkoda w codziennym funkcjonowaniu.
Pozdrawiam :)
sara330@poczta.onet.pl
Mam ogromne szczęście - miesiączki nigdy nie były dla mnie dużym problemem: późno się zaczęły, trwają krótko i mijają właściwie bezboleśnie. Nietrudno się więc dziwić, że nie stanowiły dla mnie ograniczenia. Była nim natomiast cecha, na którą nie miałam żadnego wpływu - płeć.
OdpowiedzUsuńChoć dyskryminacja ze względu na płeć wydaje się nam czymś odległym kulturowo, ja miałam okazję zetknąć się z nią osobiście.
Mam chłopaka, którego pasją jest "nerdowska" gra karciana - Magic the Gathering. Dla niewtajemniczonych - gra stanowi połączenie "wieloturowej" strategii znanej z szachów i liczenia kart oraz przewidywania ruchów przeciwnika rodem z brydża. Partie rozgrywane w domu szybko mnie wciągnęły. Nie trzeba było długo czekać, aż moja druga połowa postanowiła zaciągnąć mnie na rozgrywany co piątek turniej - Friday Night Magic. Na miejscu okazało się, że jestem jedyną dziewczyną jaka kiedykolwiek pojawiła się wśród lokalnych graczy. Byłam nastawiona pozytywnie, z uśmiechem oświadczyłam pierwszemu przeciwnikowi, że jestem "nowa", poprosiłam o zwracanie uwagi na błędy i wyrozumiałość. Szybko okazało się, że brakuje mi doświadczenia i znajomości talii przeciwników - pierwszą grę przegrałam. Nie poddałam się jednak bez walki - gra się systemem "best of 3", jeden z trzech meczy wygrałam. Gdy koledzy pytali mojego przeciwnika jak przebiegał mecz, słyszałam tylko, że wcale nie przegrał z dziewczyną przez słabą rozgrywkę, ale niekorzystny układ kart w talii... Oczywiście - część graczy była bardzo uprzejma, teraz wiem, że to po prostu miłe osoby.
Grałam jeszcze na kilku następnych turniejach - ciągle słysząc seksistowskie komentarze w rodzaju: "szaliczek ci opada, rozprasza mnie to" (byłam ubrana w zwyczajną koszulkę na ramiączkach z H&M, a na to sweter i chustka), "to czym grasz jest w sumie ciekawe, nie wymaga za dużo myślenia, niezłe żeby wprowadzić do gry dziewczynę", "przyszłaś tu bo nie chcesz chłopaka samego gdzieś puścić, co?" i wiele, wiele innych. Czasem było mi naprawdę przykro, ale że należę do osób nieśmiałych, nie umiałam "odpyskować" starszym, często już dorosłym facetom (bo to oni najczęściej rzucali chamskimi uwagami).
Wkrótce przestałam grać na turniejach, choć wciąż pojawiałam się na turniejach z moim chłopakiem. Siadałam obok, przyglądałam się meczom, zadawałam pytania. Ludzie zaczęli nas ze sobą kojarzyć, a kiedy ktoś powiedział coś niestosownego, przeważnie wystarczyło słowo lub spojrzenie mojego chłopaka, aby padły przeprosiny.
Jakiś czas później ktoś zaproponował, że pożyczy mi swoją talię - lepszą od tej, którą miałam na początku. Zgodziłam się - szybko okazało się, że dużo się nauczyłam, a turniej zakończyłam na trzecim miejscu. Zaskakiwałam przeciwników nieszablonowym wykorzystaniem kart. Przestałam być postrzegana jako "dziewczyna która jakimś cudem gra w MtG" a stałam się "zwykłym graczem" - nawet w oczach niedowiarków, którym głupio było ze mną przegrać.
Jak na razie najwyższą lokatą, jaką zajęła kobieta w ogólnoświatowych zawodach jest 8. miejsce - chciałabym kiedyś to zmienić. ;) Nasza mała społeczność zmieniła się w ciągu tego roku, kiedy mogłam ją obserwować. Przyzwyczajono się do obecności dziewczyny (zniknęły głupie, męskie "żarciki"), część chłopaków przyprowadziła swoje dziewczyny, które dobrze radziły sobie z grą. Niesportowe zachowania względem nowych graczy są potępiane, a wiele osób zwraca uwagę na to, aby zachowywać się miło, tłumaczyć, pomagać. Nie przypisuję sobie tych zmian - myślę, że jednak trochę się do nich przyczyniłam. Mam nadzieję, że wkrótce więcej dziewczyn odkryje tę grę, i że żadna z nich nie będzie spotykała się z głupimi uwagami, a tym bardziej, nie będzie uciekać (tak jak ja) na parę miesięcy, aż nie nauczy się grać na tyle dobrze, żeby nie było miejsca na niemiłe uwagi. Nasza mała społeczność przyniosła mi wiele ciekawych znajomości - i myślę, że wiele by straciła, gdyby była otwarta tylko dla jednej płci! :)
gos.krol@gmail.com
Od 10 roku życia choruję na cukrzycę insulinozależną oraz rozstrzenie oskrzeli. Na stałe jestem podłączona do małego aparatu, jakim jest pompa insulinowa. Obie choroby na pierwszy rzut oka mocno ograniczają swobodę życia, ale nie dla mnie:) Przez kilka lat trenowałam salsę co wiązało się z ogromnym wysiłkiem fizycznym, ale udowodniłam sobie samej, że ścisła samokontrola nie jest żadnym ograniczeniem w realizacji marzeń. Tak samo jest dziś - obecnie regularnie uczęszczam na treningi siłowe oraz moją drugą pasją jest wspinaczka górska. Oczywiście bywają momenty, kiedy spadnie mi cukier lub ciężko się oddycha ale doskonale wiem jak reagować, jak sobie radzić i zapobiegać takim sytuacjom. A to wszystko dzięki samozaparciu, ciągłej edukacji i dobrej współpracy ze wspaniałymi lekarzami. Nawet choroby przewlekłe nie muszą być ograniczeniem w realizowaniu siebie, jeśli człowiek ma pozytywne nastawienie do życia oraz po prostu z tymi chorobami się zaprzyjaźnia i na co dzień nie skupia się na użalaniu się nad sobą, ale nad walką z nimi. Dodatkowo, dzięki regularnym treningom miesiączka przestała być ograniczeniem w ćwiczeniu w tych dniach - nie mam już takich bólów. A dodatkowo wsparcie męża i najbliższych, którzy codziennie Ci kibicują, niesamowicie pomaga w realizowaniu pasji związanych ze sportem. Myślę, że moje choroby bardzo wiele mnie nauczyły, przede wszystkim tego, że jak dbasz o siebie, to możesz normalnie żyć i funkcjonować, czego wszystkim życzę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jj.swiatek@gmail.com
Moją pasją jest muzyka, a przede wszystkim śpiew w wielu postaciach - solo, w chórze, w spektaklach. Od dziecka uwielbiam to robić! Przeszkód starałam się unikać, ale wiadomo, że nie zawsze jest to możliwe. Najgorsze były choroby, nawet zwykły katar przy występach potrafi wiele zepsuć. Okres również nie przyczyniał się do lepszego samopoczucia. Najbardziej utrudniał życie podczas podróży na koncerty czy festiwale, a także już na miejscu, kiedy zamiast skupić się na dobrym występie i opanować tremę zastanawiałam się, czy wszystko jest w porządku ;) na szczęście ostatnimi czasy takie sytuacje zdarzają się rzadko, żeby miesiączka zbiegła się z jakimś ważnym wydarzeniem, a chorób staram się unikać dbając o siebie i przede wszystkim o swój głos, bo to instrument na całe życie! :)
OdpowiedzUsuńmartakopec11@gmail.com
Hej. Ja troszkę nie na temat, ale mam pytanie. Moje paznokcie się dość mocno rozdwajają. Zainwestowałam w zestaw do manicure japońskiego. Efekt jest wow, w końcu mam długie paznokcie. Robiłam manicure 2 razy, teraz 2 zaczęły mi się rozdwajać, ale tylko minimalnie. Problem w tym, że nie przepadam się za naturalnymi paznokciami, wolę pomalowane i to na dość intensywny kolor. Myślę o tym, żeby zrobić teraz hybrydę, w końcu urosły takie ładne i długie. Czy myślisz, że robienie na przemian manicure hybrydowego i japońskiego będzie dobrym pomysłem? I czy hybrydę zrobić już teraz, mimo że mi się lekko rozdwajają czy lepiej jeszcze raz ten japoński?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego wieczoru :)
❤️❤️Chyba jak u każdego człowieka bywały w moim życiu momenty, w których musiałam borykać się z ograniczeniami w realizowaniu pasji, lecz to stawia nas w poczuciu, że musimy walczyć z przeciwnościami losu, jeśli chcemy osiągnąć cel. Moja historia nie jest może oryginalna, ale z pewnością stała się powodem wielu rozczarowań. Moją pasją jest gra na fortepianie, skończyłam już dwa stopnie szkoły muzycznej, obecnie studiuję, wciąż ten sam cudowny instrument. Niestety, w pewnym momencie wszystko zawisło na włosku, a mianowicie kontuzja ręki. Byłam lekko zestresowana, bo zbliżał się konkurs, na który przygotowywałam się długi czas i wyczekiwałam z niecierpliwością. Łudziłam się, że pomoże zwykły Altacet i środki przeciwbólowe, ale rodzice nie odpuścili. Lekarska diagnoza: naderwane więzadła ręki, potrzebny gips. To była rozpacz, strach i niepewność. Dla pianisty nie ma nic cenniejszego niż ręce, dłonie, palce. Z konkursu zostałam wycofana, ręka niezdatna do grania, uziemiona. Grałam w domu drugą ręką, żeby mieć kontakt z muzyką chociaż w taki sposób. Najszcześliwszym momentem było zdjęcie gipsu, lecz moja ręka była obca, obolała i pozbawiona mięśni. Przede mną były tygodnie rehabilitacji, lecz udało się wrócić do dawnej formy i mimo, że czasem zdarzy jej się pobolewać, to wiem, że skoro przetrwałam kontuzję, to drobny ból mi w niczym nie przeszkodzi. Ważne jest, by mieć w życiu cel, do którego się dąży i pasje do zrealizowania. Uważam, że miesiączka jest takim szczególnym okresem, w którym kobieta potrzebuje ciepła, spokoju i odpoczynku. Każda z nas ma inne sposoby na radzenie sobie z efektami ubocznymi :), ale nie ma nic, co mogłoby być niemożliwe do zrealizowania. Dla mnie nie jest ona absolutnie żadnym ograniczeniem, bo nie przeszkadza mi w pięlęgnowaniu mojej pasji :)
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim kobietkom, by ten 'czas' był Waszym momentem spokoju i oddawaniu się wszelkim przyjemnościom, które go umilą!❤️❤️
Pozdrawiam,
wiktoria.browarek@gmail.com
Moją pasją jest bieganie i zdrowe odżywianie :D Miesiączka mnie w tym nie ogranicza. Ba, czasem wręcz pomaga w biciu kolejnych swoich rekordów! 2-3 dni przed okresem na światło dzienne wychodzi ze mnie ciasteczkowy potwór i zjadam wszystko co słodkie w zasięgu wzroku ;) Po 3 dniach ciastkowy potwór ukrywa się gdzieś, a ja korzystam z węglowodanów buszujących w moim ciele i biegam półmaratony :D Ograniczeniem mojej pasji, a właściwie "zniechęcaczem" są tylko przykre komentarze znajomych, a zwłaszcza bliskich np. "Batat? Fuj! Nie jadłam nigdy tego. Ja jem NORMALNIE" albo "Nie chcesz chleba?! Co, myślisz, że masz inny żołądek?" Ktoś kto ma słabszą psychikę może pomyślec, że rzeczywiście jest "dziwakiem", ale nie warto się przejmować, trzeba przeć do przodu! Całe szczęście coraz więcej takich dziwaków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Monika
monika.bubu@onet.pl
Hej Alina, dobrze, że wpadłam przy okazji szukania info o malowaniu brwi ;)
OdpowiedzUsuńMiesiączka absolutnie nie była dla mnie nigdy przeszkodą. Komfortowe podpaski zawsze ułatwiały sprawę. Niestety cel nie był blisko, a jego realizacja graniczyła z wieloma przeciwnościami. Jak to bywa w życiu, wzloty. Upadki. Upadki. Często bez chęci powrotu do treningów. Ludzie, którzy krytykują. Nie zwracają uwagi na wkladany trud i pracę. Bieg po miejsce na podium był rzeczywistym biegiem maratońskim. Po drodze krwawym. Krwawa walka ze samą sobą, ze swoimi przekonaniami i przeciwnościami. Walka z krytyką. Kontuzje nigdy nie były problemem. Moja forma była całkiem w porządku. Niestety z wielu ust padały słowa, które sprawiały, że myślałam o rezygnacji. Swój "talent" do czynienia postępów w maratonach musiałam sobie wytrenować. Nie byłam sprinterem, długodystansowcem, a wytrzymałość była mi obca. Psychika była słabsza niż mięśnie.
A co jest wtedy, kiedy główne centrum naszego organizmu, odpowiedzialne za czucie, stan ogólny i formę jest słaby? Eliminacja. Nie walczysz. Przestajesz. Ja przestałam.
Dwa lata później...
Przypominam sobie, że JESTEM KOBIETĄ. Zaczynam od nowa.
Aktualnie...
Trwam, bo jestem kobietą.
pozdrawiam
agawnuczek2(malpa)gmail.com
Od dziecka poszukiwałam w życiu czegoś co będzie mi sprawiać przyjemność. Czegoś w czym mogłabym się realizować, co dawałoby mi szczęście i poczucie spełnienia. Nie zauważyłam, że tak naprawdę miałam to od długiego czasu. Odkąd pamiętam uwielbiałam pisać opowiadania. W mojej głowie znajdowały się dziesiątki historii które przelewałam na papier i je urzeczywistniałam. Jednak dopiero po kilku latach uznałam to za coś co mogę nazwać swoją pasją. Pewnego dnia w szkole postanowiłam podzielić się tym z innymi, jednak reakcja moich znajomych była zupełnie inna niż się spodziewałam. Usłyszałam śmiech i dogryzki. Jestem bardzo tolerancyjną osobą dlatego ich zachowanie mnie zraniło. W obecnych czasach niewiele osób lubi czytać książki, a ich pisanie? To na pewno coś dziwnego. Zamknęłam się, straciłam wenę twórczą. Nie miałam ochoty na wymyślanie nowych historii bo w końcu to nie było coś normalnego. Jednak los się do mnie uśmiechnął. Odnowiłam kontakt ze swoją starą przyjaciółką która powiedziała mi, że robi to samo. Co więcej, swoje historie publikowała w internecie na blogu. Dzięki niej postanowiłam zaryzykować i podążyłam jej śladami. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie przestawałam się uśmiechac kiedy czytałam komentarze moich obserwatorów - zarówno te pozytywne jaki i te z radami na przyszłość. A moi znajomi? Zaakceptowali moją pasję i kibicowali mi. Mimo, że od tamtych czasów minęło już kilka lat i teraz piszę jedynie dla siebie, wiem jak ważne w realizowaniu się jest wsparcie bliskich. Gdyby nie moja najlepsza przyjaciółka prawdopodobnie straciłabym w życiu to co tak bardzo kocham. I to co pozwala mi przetrwać kobiecie ciężkie dni. Mimo, że miesiączkę przechodzę bardzo boleśnie, chwila odpoczynku i napisanie kilku stron mojego opowiadania napełnia mnie pozytywną energią i daje siłę do dalszego działania. Bo w końcu czy coś tak błahego jak okres może nas kobiety zatrzymać w dążeniu do celu? Na pewno nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dominika1519@gmail.com
Alinko, ratuj!!! ale narobilam sobie biedy! mam cere mieszana i krostki w strefie T mam czesto, jednaj policzki zawsze btly normalne i nic mi sie tam nie robilo.ostatnio co nieco zaczyna wyskakiwac, zazwyczaj bolesne gule lub typowe pryszcze, ktore sa o krok od wybuchu. Wiaze to z hormonami, dlatego bardzo na nie uwazam by ich nie drapnac, nie wycisnac, ho potem zostanie straszna rana albo sie rozsieja. Boje sie ze mi sie zrobi tak jak czesto tradzikowcy maja, czyli maaakra na polivzkach szpecaca cala twarz i wyglad :( az tu wczoraj ni z tego ni z owego, przy sporym stresie bezwiednie zaczelam dlubac przy pryszczu na policzku, ktory pojawil sie miesiac temu i tylko dzieki temu ze nie wyciskalam, nie zrobilo sie z niego nic gorszego. Najwyrazniej byl w stadium zanikania, bo nie bylo ropy ani czopa tylko polala sie krew. Pryszcz przybral gigantyczne rozmiary, jakhy cos zebralo sie pod powierzchnia.... co mam zrobic? Jestem zalamana bo boje sie, ze zalatwilam sobie pryszcza na kolejne pare miesiecy z wizja gigantycznej blizny. Ratunku!!!! Ps teraz zaklejam to plastrem by nie ruszac...
OdpowiedzUsuńMoja pasją która stała się później ważnym punktem zwrotnym w moim życiu było uprawienie badmintona. Dość specyficzny sport. Nauka tej gry rozpoczęła się na początku gimnazjum i nieprzerwanie trwała aż do końca liceum . Stało to się moją pasją. Wszystkie te lata intensywnych treningów zaowocowały w zajmowaniu satysfakcjonujących miejsc na liście rankingów w mistrzostwach wojewódzkich . Po mimo tego ze byłam dobra zawodniczką i techniką gry nawet pokonywałam bardziej zwinne dziewczyny spotkało mnie wielkie ograniczenie w realizowaniu swojej pasji. Miałam paniczny lęk i niechęć do biegania na czas i długie dystanse. Ogólnie nie lubiałam biegać, samo w sobie bieganie było dla mnie koszmarem. Integralną częścią naszych treningów było uczestnictwa w maratonach, testach sprawnościowych. Były to najgorsze chwile mojego życia. Nie było mi łatwo ale postanowiłam wszystko zmienić. Dziś kończę studiach nie wyobrażam sobie dnia bez 40 minutowego szybszego joggingu wcześnie było to nawet nie do pomyślenia. Po prostu ważne jest aby pracować nad swoimi słabościami jeżeli na czymś nam zależy być konsekwentnym. Codziennie zaczęłam w samotności biegać bez narzucania czasu i rywalizacji, aoz się przełamałam i złapałam na tyle kondycji ze mogłam biegac godzine i nie czuć wyczerpania Sotrach ma wielkie oczzy i wiele rzeczy jest się w stanięwypracować. Menstruacja nie jest dla mnieo wielkim ograniczeniem jeśli sobie pomożemy. Zawsze pije wode z cytryna aby zmienijszyc pintensywność miesiaczki oraz przyjmuję zelazo Ascofer, jeśli czuję się osłabiona. Zawiera duże ilości tego pierwiastka i często jest wystawiany przez lekarzy bez rezepty na anemię.
OdpowiedzUsuńJak każda z poprzedniczek, napotykałam trudności w realizacji swoich pasji (marzeń, celów etc.). Jak do tej pory największym wyzwaniem (na szczęście już zrealizowanym) było zostanie mamą. Nie będę opisywać szczegółów, ale kiedy po wielu miesiącach przygotowań, nastawienia psychicznego, łykania tabletek itp. żeby już zaraz natychmiast po ślubie zajść w ciążę, jednak dostałam tę nieszczęsną miesiączkę, od razu zalałam się łzami snując najgorsze wizje, że na pewno nie mogę mieć dzieci. Ogarnęłam się na żądanie męża (polecam kalendarzyk i erotycznego chińczyka) i następnego okresu już nie było ale wyobrażam sobie jak czują się pary, które latami starają się o swojego bobasa. Także dziewczyny pomyślcie, że jak wkurza nas miesiączka, to i tak jest nic w porównaniu do uczucia kobiety, która dostała ją kolejny raz i kolejny miesiąc musi się pożegnać z myślą o byciu mamą. evelynix1987@gmail.com
OdpowiedzUsuńWitaj Alinko :) Chyba każdy z nas czasem boryka się z jakimiś przeciwnościami losu , tak było też u mnie . Zawsze bardzo lubiłam pomagać ludziom , czasem drobnymi uprzejmościami a czasem także tymi większymi . Zawsze byłam bardzo wrażliwa na cierpienie ludzkie , dlatego postanowiłam aby moja droga życiowa szła również w tym kierunku . Skończyło się liceum i nadszedł ten moment kiedy musiałam wybrać studia które często mają wpływ na całe nasze życie . Wybrałam pielęgniarstwo ! Pierwsze miesiące studiów były cudowne , z biegiem czasu coraz bardziej czułam że to jest to , że dobrze wybrałam . Uwielbiałam chodzić na zajęcia na których opowiadano nam o pracy w szpitalu i o pomaganiu ludziom , o tym , że należy się im szacunek oraz nasze zaangażowanie i pomoc .. Wszystko szło pięknie , aż pewnego dnia zostałam postawiona przed chyba najtrudniejszą do tej pory w moim życiu decyzją .. Zaszłam w ciążę , uczelnia była daleko od domu , nie dała bym rady dojeżdżać z brzuchem a później pogodzić opiekę nad maluszkiem i dojeżdżanie na studia. Było mi ciężko , chociaż od początku wiedziałam , że chcę urodzić to dziecko . Stało się , zrezygnowałam ze studiów i wróciłam do domu rodzinnego gdzie wkrótce zamieszkałam z moim chłopakiem . Parę miesięcy później urodził się mój syn . To był najpiękniejszy dzień w moim życiu . Straciłam możliwość pracy w zawodzie w którym bym się prawdopodobnie spełniała , ale w zamian za to dostałam od szczęścia o wiele więcej , syna i wspaniałego Męża. Najlepsze jest jednak to , że dzięki temu odkryłam swoją nową pasję. Pasję do gotowania ! Wcześniej nie wiedziałam że świat kulinarny może być taki interesujący . Uwielbiam gotować dla moich najbliższych, odkrywać coraz to nowe smaki , ciekawe przepisy ;) A co do tej pierwszej pasji , mam możliwość realizowania jej w dalszym ciągu , ponieważ całą moją sympatię i miłość do ludzi przelałam na mojego Synka , co nie znaczy że na innych ludzi się zamknęłam ;) Rozważam także drugie podejście do studiów ;) A co do miesiączki , powiem tyle , w te dni staram się być aktywną Mamą jak w każdy inny dzień , gotuję, chodzę ze swoim synkiem na spacery , plac zabaw i dzięki przebywaniu na świeżym powietrzu a także dzięki spacerom czuję się lepiej i lepiej znoszę ból . W dzisiejszych czasach myślę że miesiączka nie jest już dużym ograniczeniem ze względu na dużą dostępność wielu rodzajów podpasek , dzięki czemu możemy dopasować odpowiednią do dnia i pory okresu nie martwiąc się o żadną "wpadkę";) Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuństokrotka9494@onet.pl
Myślę,że jednym z takich ograniczeń była moja waga. Zawsze byłam ruchliwa,kochałam pływać,jeździć na rolkach,biegać,skakać :D Jednak w pewnym momencie wyglądałam bardzo źle. Byłam "nabita" dodatkowymi kilogramami,wsytdziłam się wyjść na zewnątrz.Rolki,basen,bieganie i cały sport-wolałam nie pokazywać się w legginsach,jako "grubaska" na rowerze,jako wielorybek w basenie. Stwierdziłam że ograniczam sama siebie.W ciągu 3 lat schudłam 15 kg. Teraz pływam,biegam,ćwiczę z Chodakowską,tańczę i nic ani nikt mnie nie ogranicza!Miesiączka?! Nieee ogranicza ! Trzeba tylko potrafić się nią obsługiwać ! :D
OdpowiedzUsuńHej, ja trenowalam wyczynowo 6 lat łucznictwo i wymogiem mojego klubu podczas zawodow bylo strzelanie w bieli co bardzo mnie stresowalo. Mam nadzieje, ze dzis juz mlode dziewczeta i łuczniczki nie musza stresowac sie takimi sprawami i realizuja sie w tyk co kochaką :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
kasisko88@poczta.onet.pl
Oczywiście, że były przeszkody. Największymi z nich były śmierć ojca w połączeniu z 5-letnim toksycznym, patologicznym związkiem. Ale zebrałam się w sobie, musiałam to zrobić sama, bo przy depresji potrzeba czasu. Wsparcie innych było bardzo ważne, ale najważniejszy był czas i to, że w końcu pękła we mnie potrzeba normalności, wolności i potrzeba podstawowych rzeczy, czynności, których nie mogłam mieć. Teraz, gdy jest dobrze, mam rodzinę, kochającego, cu-do-wne-go chłopaka, przyjaciół, studia, marzenia, normalne życie wiem, że wszystko da się przeskoczyć! Jestem silna, charakterna, odkryłam w sobie zdolności przywódcze i mimo, ze też płaczę, smarkam chłopakowi w ramię, wyżalam się i klnę czasem jak szewc to jadę z tym koksem zwanym życiem! :)
OdpowiedzUsuńA co do miesiączki.. Mam je okropnie bolesne i jest to duża przeszkoda w życiu codziennym. Nie mogę iść na trening przez 5 dni, czasem brałam zwolnienie z pracy albo nie idę na uczelnie i żyję jak ameba, zawinięta w kebabo-koc czekając, aż przejdzie. Czuję się jakby mi ktoś brzuch przejechał ciężarówką.
lilas9012@gmail.com
Miesiączka ograniczeniem ? Nie ! Wręcz przeciwnie, była wybawieniem i pozytywnym znakiem na mojej drodze :)
OdpowiedzUsuńDziwne? Trochę tak, ale jednak prawdziwe. Zacznę od początku. Od gimnazjum interesowałam się fotografowaniem. Chodziłam na długie wycieczki z aparatem i fotografowałam wszystko co się dało. Moja pasja rosła w siłę. Nowy aparat, mnóstwo książek na temat fotografii, coraz lepsze ujęcia i duma :) Lecz wszystko to zostało przyćmione przez nieoczekiwanego gościa.... anoreksję. To ona stała się moim największym ograniczeniem. Teraz spacer skupiał się głównie wokół spalonych kalorii a nie robienia zdjęć. Pasja zaczęła umierać a razem z nią ja. Byłam coraz chudsza, coraz bardziej nerwowa, zła na cały świat. Zanikła miesiączka. Trafiłam do szpitala, potem długie leczenie w domu, godziny psychoterapii. O spacerach z aparatem nie było mowy. I światełkiem w tunelu okazała się być właśnie miesiączka :) Długo wyczekiwany znak zwiastujący powrót do zdrowia, który dał mi siłę do dalszej walki o siebie. No i jestem :) Zdrowa, szczęśliwa, pełna energii i fotografująca wszystko co się rusza :)
Ograniczeniem nie jest miesiączka. Ograniczeniem są te wszystkie złe emocje i myśli, które mamy w głowach.
migrenazaura@gmail.com
:) :) Alinko, Kocham Twojego bloga <3 Gratuluję świetnego filmiku do kampanii, pasji i ambicji :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że kiedy przeczytałam Twojego posta, to wręcz zaśmiałam się w głos, bo wraz z nim odżyła moja historia! :) Ale wszystko po kolei.
Jestem podróżniczką...
Podróżniczką, pełną szaleńczej, niezmierzonej pasji szukania, odkrywania i poznawania wszystkiego co nowe. Nie tylko wspaniałych miejsc, ale w głównej mierze cudownych ludzi, którzy zawsze pojawiają się na mojej drodze. To niesłychane jak zupełnie obca osoba potrafi bezinteresownie oddać cząstkę siebie - serce, uśmiech, dobroć, pomocną dłoń.
A wszystko zaczęło się w pewien pogodny, okraszony słońcem i śpiewem ptaków, poranek, kiedy to razem z przyjaciółką wpadłyśmy na pomysł. Pomysł, który zmienił nasze życie, pomysł, który rozsupłał worek uśpionej pasji, pomysł, który przyniósł nam morze doznań, pomysł, od którego wszystko się zaczęło. "Jedźmy na stopa do Pragi!"
I przysiadłyśmy, rozrysowałyśmy, zaplanowałyśmy. Ustaliłyśmy datę startową. Ale kiedy nadszedł dzień rozpoczęcia naszej przygody, okazało się, ze jest to jednocześnie "ten dzień" kiedy kobieta woli schować się pod kołdrą i zniknąć. Wówczas stanęłam przed wyborem, albo poddać się ograniczeniu i zakopać głęboko swoją dopiero budzącą się pasję, albo odpowiednio się zaopatrzyć i rozwinąć skrzydła.
I jak zapewne się domyślasz Alinko, oczywiście, że się nie poddałam i dzięki produktom Always, do dziś podróżuję, przemierzając kilometry, ściskając dziesiątki serdecznych osób, wymieniając setki uśmiechów, tysiące razy wystawiając kciuka do przodu. Bo życie z pasją jest piękniejsze!
Oczywiście historia jest w pełni autentyczna i była to najpiękniejsza podróż, pierwsza z wielu następnych, ubogacających moje życie. A co więcej, nawet powstało zabawne stwierdzenie, że w kolejne wyprawy wybieramy się tylko w "te dni", bo przynoszą one szczęście, stąd moje rozbawienie, o jakim pisałam na początku.
Dlatego niech ograniczenia nigdy nie stają nam na drodze ku szczęściu! :)
Ściskam i życzę przeepięknego dnia Alinko!
Paula
paula.wieczorek@o2.pl
Zdecydowanie miesiączka jest czymś, co mnie organicza. Jestem pewna, że nie każda dziewczyna tak ma. Dużo zależy od indywidualnej fizjologii. Ja w trakcje miesiączki odczuwam duże bóle w podbrzuszu, bez środków przeciwbólowych się nie obędzie. Pierwszy dzień najchętniej spędzam w łóżku z herbatą i termoforem. Moją pasją są podróże, wszelakie...zarówno te samolotem, autem jak i autobusem czy autostopem. Do krajów dalekich i tych bliskich. Nigdy nie podróżuję sama, zawsze towarzyszą mi znajomi, rodzina lub ukochany. Miesiączka w trakcje podróży potrafi wiele zepsuć i utrudnić. Zawsze, kiedy mam tylko możliwość staram się uniknąć wypadu w te dni...Jednak planując podróż i kupując bilety lub nocleg na kilka miesięcy wcześniej nie da się przewidzieć terminu miesiączki, nawet kiedy jest ona regularna. Dla mnie ograniczeniem jest ból, nie wyobrażam sobie kilkugodzinnej podróży autem lub całodniowej wycieczki pieszej podczas pierwszych dni. Nie tylko zwiedzanie i długa podróż są przeszkodzą, a również sam nocleg. W pierwsze dni mam zawsze problem z plamkami, chociaż dobrze jestem zabezpieczona, czasem coś niespodziewanie pobrudzi piżamę i bieliznę. Najgorzej jest kiedy nie śpimy sami, co czasem zdarza się a wyjazdach ze znajomymi, albo kiedy ubrudzimy pościel. Jak sobię radzę? Przede wszystkim staram się nie podróżować podczas pierwszych dwóch dni miesiączki, jednak kiedy ona się jednak przytrafi, zawsze mam pod ręką skuteczny środek przeciwbólowy i wodę. Jak tylko czuję lekki ból, połykam tabletkę, wiem, że nie doprowadze do dużego dyskomfortu, bo zanim ból się rozwinie, tabletka zacznie działać. Po drugie, zawsze mam ze sobą zapas podpasek i wkładek. Staram się je wymieniać tak często jak mam okazję, wiadomo, że podczas podróży może być utrudniony dostęp do toalety. A na noc...używam długiej podpaski i boki i tył dodatkowo zabezpieczam wkładkami, wybieram też biezlinę, która mocno przylega do ciała i jest bawełniana- wiem wtedy,że podpaska się nie odklei. Jeżeli w nocy się przebudzam- idę to toalety zmienić podpaskę, tak by do rana uniknąc przykrych niespodzianek. I ostatnie i najważniejsze- modlę się abym to ja pokonała okres, a nie on mnie ;)
OdpowiedzUsuń03paulls@gmail.com
Chyba każdy z nas boryka się z jakimiś ograniczeniami, moim, które trzyma się mnie całe życie jest 'social anxiety' czyli po polsku tak zwana fobia społeczna. Przy tym miesiączka to pikuś. Fobia, która utrudnia życie w mniejszym lub większym stopniu każdego dnia, sprawia, że jestem bardziej zamknięta i zdystansowana, obniża poczucie własnej wartości i nie pozwala korzystać z życia w 100%.
OdpowiedzUsuńWciąż walczę i staram się ją pokonać. Małymi kroczkami osiągam mniejsze lub większe sukcesy, przełamuję się, dzięki temu jestem w stanie czerpać przyjemność z najprostszych rzeczy i sytuacji jak choćby spędzanie czasu z ludźmi.
Jesteśmy tylko ludźmi, zawsze będziemy napotykać na problemy i przeciwności, ale nigdy nie wolno się poddawać. Pamiętajcie, że życie jest piękne :) Nawet wtedy kiedy nie masz ochoty wyjść z łóżka bo Twoja głowa mówi Ci, że na zewnątrz na pewno spotka Cię jakaś przykrość - wtedy szczególnie wyjdź, pokonaj swój własny lęk. Cały świat stoi przed nami otworem (wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić ale powiedzenie sobie tego to dobry start).
Mówię NIE ograniczeniom :)
limitless_blue_sky@interia.pl
Pasje i ograniczenia..
OdpowiedzUsuńPasja to życie i wszystkie jego aspekty a ograniczenia są w głowie. Wszystkie, nawet prozaiczne czynności można wykonywac z pasją, unikając jak ognia rutyny.
I nie chodzi o to, by były to jakieś niezwykłe, wielkie rzeczy, można w proste czynności wkładac serce :).
Uwielbiam podróże, te małe i duże. Cieszę się z każdego nowo poznanego miejsca i wracam pamięcią do tych chwil magicznych gdy robi się szaro i smutno.
A ograniczeń nie ma, to tylko ściema..
Jagoda
duzajagoda@wp.pl
Witam!
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś temat jakże bliski nam kobietom, która z nas nie miała ciężkiej nocy z poplamioną pościelą lub dnia z uczuciem dyskomfortu w pewnych okolicznościach... Pewnie jest nas duuużooo!
Na szczęście z szeroką gamą produktów Always tzw. grupą wsparcia w trudnych sprawach;) - te dni da się przetrwac :) nie rezygnując ze swoich pasji i życia w dzisiejszym pośpiechu.
Trzymajcie się dziewczyny!
monwal1988@wp.pl
To ja bardziej krótko. Chyba najlepiej podsumują to słowa mojej Mamy, że: "miesiączka to nie choroba!", a nasze ograniczenia to iluzja. Wszystko zaczyna się zatem od naszej głowy...
OdpowiedzUsuńUla
toljak@o2.pl
Przeciwności przyjmują różne formy. Moje to choroba, która przyszła w pakiecie z największym dla mnie szczęściem, czyli dziećmi. Niestety mój organizm znielubił moją tarczycę, a za tym poszedł w rozsypkę metabolizm – na ostatnim badaniu wyszło, że mój jest na poziomie osoby sześdziesięcioletniej. Załamałam się, wpadłam w poważną depresję, było ze mną bardzo źle. Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że wciąż mam szansę – mam 32 lata i całe życie przed sobą, musze o siebie zawalczyć. Tak więc wzięłam się ze swoją chorobą za bary – zaczęłam czytać o diecie i jej wpływie na ciało, eliminować potencjalnie szkodliwe składniki, powoli uczę się jeść czysto, bo poza dziećmi i „etatem” domowym mam też stałą pracę z nieregularnymi godzinami i dotychczas najłatwiej było po drodze kupić bułę + bułę + jogurt. Tak, wybitny pomysł w mojej sytuacji, nie czarujmy się. Teraz pomimo dwóch etatów uczę się szykować fast foody w domu – zdrowe, pełne witamin, smaczne, nieprzetworzone. Czytam etykietki, wielu rzeczy unikam. Jeżdżę do pracy na rowerze, co sprawia, że do biura wpadam z ogromnym uśmiechem. Wiadomo, zdarzają się słabsze dni, kiedy wracając ciężko pokonać spory podjazd. Wtedy szukam w sobie nagromadzonej w ciągu dnia/tygodnia złości, po czym zamieniam ją w energię, żeby tylko się nie poddać. Od czerwca zacznynam siłownię i fitness, czekam teraz na kartę z pracy. Krok po kroku chce odzyskać to, co straciłam, dać dzieciom sprawną, zdrową mamę, zachęcić je do ruchu i czystego jedzenia, zadbać o ich zdrowy start. Nadal zdarzają się złe chwile, ale mam cel, wiem, ze choroba zostanie ze mną już na zawsze, nie pokonam jej, ale mogę uśpić, złagodzić i żyć tak, jak kiedyś. Okres? U mnie nie jest już problemem, wiem, że ciało potrafi boleć bardziej, a dobre „opakowanie się” zapobiega katastrofom. Chcę przestać się wstydzić siebie na zdjęciach, bo to naprawdę bolesne. Przynajmniej odzyskałam już usmiech, a to ogromna zmiana.
OdpowiedzUsuńyrithee@gmail.com
Przy okazji - proszę, proszę zrób swoje filmiki z ostatniego roku publicznymi. Jak siedzę w pracy do 20, tak dobrze mi się Ciebie slucha, a te stare mam dosłownie wklepane na pamięć.
OdpowiedzUsuńCzy kiedyś w życiu borykałaś się z ograniczeniami w realizowaniu pasji i jeśli tak, jak je przezwyciężyłaś? Czy uważasz miesiączkę za jedno z takich ograniczeń?
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc trudno mi odpowiedzieć na te pytania, bo dotąd nie znalazłam prawdziwej pasji, która towarzyszyłaby mi przez większą część czasu. Próbowałam różnych rzeczy, bo uwielbiam zmiany i sprawdzanie siebie w nowych sytuacjach. Na różnych etapach mojego życia chwytałam kolejno za ołówek, książki, rower, kosmetyki naturalne, a ostatnio - rolki. Od początku studiów regularnie jeżdżę w góry, które szczerze uwielbiam. Czytając Twój wpis i pytania konkursowe uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie ostatniego wyjazdu, podczas którego miałam tą "przyjemność" dostać okresu. Miesiączka nigdy nie stanowiła dla mnie ograniczeń jeśli chodzi o aktywności fizyczne, bardziej irytowały mnie moje zmiany nastroju. Na szczęście nie byłam sama w tej sytuacji, ponieważ koleżanka, która się ze mną wybrała również przez to przechodziła:) Na poprzednim rajdzie współczułyśmy wszystkim dziewczynom, którym przydarza się to w takich chwilach...cóż za ironia losu:) Niemniej jednak majówka w górach zaliczona, Śnieżka zdobyta, a wspomnienia do dziś.
Serdecznie pozdrawiam
aneta_xyz@onet.pl
Nadeszła chwilka, by powiedzieć o mojej pasji słów kilka ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy byłam dzieckiem małym, lubiłam patrzeć w niebo przez dzień cały.
Układałam z chmur przeróżne obrazy, twarze, postacie - cokolwiek się zamarzy.
Zaś gdy noc przychodziła, jedna myśl w mej główce się kłębiła...
"Co to za kropki na niebie lśniące, takie piękne, takie błyszczące?"
Zapragnęłam więc zatem, obserwować je latem!
Kupiłam "Przewodnik po niebie" i lornetkę, wyczyściłam przy tym portmonetkę ;-)
Patrzyłam na gwiazdy przez długie wieczory, aż dostrzegłam meteory!
Chciałam widzieć dalej, dokładniej, po prostu więcej,
pobiegłam do sklepu czym prędzej.
A tam niestety... cóż za rozczarowanie...
jeśli kupię teleskop, pieniążków już nic nie zostanie :-(
I tak do tej pory, czekam z niecierpliwością,
aż moje marzenie stanie się rzeczywistością...
Aż uzbieram ile potrzeba, by móc zajrzeć w głąb nocnego nieba :-)
Ważne jest, żeby walczyć o własne pasje, marzenia i dążyć do ich spełnienia!
Jeśli o miesiączkę chodzi, to mnie niewiele obchodzi.
Czy jest, czy jej nie ma, nie powstrzyma mnie w podziwianiu nieba!
Pozdrawiam wszystkie pasjonatki/marzycielki :-)) <3
Kasia
kfr89@wp/pl
Dla mnie,osobiście, ogromnym problemem było poradzenie sobie z bliznami widocznymi na plecach, których nabawiłam się przy okazji kompulsywnego drapania różnego rodzaju krostek m.in. pod wpływem stresu. Najpierw matura,później sesja jedna,druga,nieprzespane noce.. nie przejmowałam się zbytnio samym drapaniem,dopóki nie było za późno. Wygląd blizn spowodował,że nie było absolutnie mowy o ubraniach odkrywających ramiona,a tym bardziej całych pleców,z czasem problemy pojawiły się tez na dekolcie. Utrudniało mi to przede wszystkim realizowanie mojego hobby-pływania,gdyż zwyczajnie wstydziłam się stroju kąpielowego i tego jak w nim wyglądam,czułam na sobie wzrok wszystkich wokół.. oraz poskutkowało noszeniem ubrań przypominających golfy i chroniczną nieśmiałością. Dopiero po jakimś czasie,kiedy zdałam sobie sprawę że to w jakim skóra jest stanie nie jest normalne,wzrosła moja świadomość na temat pielęgnacji całego ciała,a nie tylko twarzy i włosów. Punktem zapalnym był również TWÓJ post - o trądziku,który ma podłoże stresogenne,oraz o wyciskaniu i drapaniu tych nieszczęsnych krostek. Uderzyło mnie to,że to przecież ja! To o mnie! Nie bez znaczenia było również uświadomienie sobie zagrożenia w postaci gronkowca obecnego m.in w paznokciach. Rozpoczęłam walkę o normalną skórę,używając kosmetyków m.in z zawartością węgla,ale przede wszystkim-silna wola,żadnego drapania! Ziołowe herbatki, zwrócenie uwagi na jakość snu oraz jedzenia również bardzo mi pomogły i teraz staram się przełamywać każdego dnia - a sukienki z odkrytymi plecami czekają na cieplejsze dni z nadzieją,że już bez poczucia wstydu je włożę i nie będę w kółko zasłaniać się swetrami :)
OdpowiedzUsuńco do pytania numer 2 - okres nie jest najgorszą rzeczą która może się przytrafić kobiecie. Oczywiście, czasami przechodzimy go gorzej i wtedy należy sobie zapewnić dodatkowe względy i być bardziej wyrozumiałą dla samej siebie - np zamieńmy ten trudniejszy dzień na przyjemny wieczór w kinie z koleżankami,zamiast traktować za każdym razem jako wymówkę do Dnia Znoszonego Dresu :) okres towarzyszy nam przez większość życia, więc niech będzie pretekstem dla zachowania samej siebie w równowadze :)
takeoffyourcolours@o2.pl
Witam Alino;) każdy ma swoje problemy, swoje pasje i swoje przeciwności. Wiem jednak, że osobiste podejście do nich może zdziałać cuda. Moja historia zaczęła się kilka lat temu w rzeszowskim plastyku. Wybrałam się do tej szkoły, gdyż zakochana byłam w każdej formie sztuk plastycznych, jednak głównym celem było ukończenie reklamy wizualnej i zostanie grafikiem :) uwielbiałam 'plastyczną' atmosferę: malarstwo i zapach terpentyny czy robienie odbitek miedziorytów. Atmosfera jest tam wyjątkowa i ciężko to opisać, ale sama dobrze o tym wiesz:) Plastyk jednak pokrzyżował moje plany, rozkochując mnie całkowicie w historii sztuki. Dla mnie to był wybór oczywisty, dla mojej mamy, która została wdową wychowującą samodzielnie trójkę dzieci w wieku 27 lat, mniej. Jestem to w stanie zrozumieć. Chciała dla mnie pewniejszego życia, stabilizacji i pewnej przyszłości, a nie zakurzonych książek. Byłam jednak uparta jak osioł i 3 lata pózniej wyprowadziłam się z domu na ukochane studia. Nie było mi łatwo, bo musiałam utrzymać się sama, a studia odbywały się w wymiarze dziennym. Dniami pracowałam, nocami tonęłam w książkach. Jednak zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy z autoimmunologiczną chorobą tarczycy i przysadki mózgowej. Przytyłam 15 kg, byłam wiecznie przemęczona i obolała. Stałam się innym człowiekiem. Nie poznawalam się w lustrze. Ambitna ja ustapila miejsca osobie bez pasji i planow. Cały ogranizm zaczął wariować, a razem z nim moje miesiączki, które stały się na tyle bolesne, ze potrafiłam mdleć w środku dnia. Tydzień wiec spędzałam w łożku, nafaszerowana tabletkami przeciwbólowymi i z termoforem na brzuchu. Czułam się złe ze sobą zarówno fizycznie jak i psychicznie. I wtedy w mojej głowie narodził się szalony pomysł. Paryż! Wyjadę do Paryża! Będę mieszkać w tym cudownym mieście kultury i sztuki. Pomysł magiczny, ale byłam zwykła dziewczyna z garstka problemów, jednak bez podstawowej znajomosci francuskiego. I ta decyzja zmieniła moje życie. Dałam sobie takiego kopa mobilizacji, że stałam się inna osoba. Nie myślałam już o przeciwnościach, szaleństwie zawartym w tym planie, braku zapasu pieniędzy na pierwsze miesiące życia, braku znajomosci języka czy moim zwariowanym ciele, które było moim wrogiem. Zaczęłam ćwiczyć, biegać, uczyć się języka. Nauczyłam się działać na pełnych obrotach. Zgubiłam nadprogramowe kilogramy, nauczyłam się języka, stałam się lepsza wersja siebie. Nauczyłam się przezwyciężać ból i zmęczenie. I co? Ten komentarz piszę właśnie do ciebie z Paryża. Mieszkań tutaj już 2 lata. Kończę studia na prestiżowej Ecole du Louvre. I mogę powiedzieć, ze jestem przeszczęśliwa i spełniona. Uwielbiam moje życie i kocham siebie za to, ze podjęłam ryzyko i zmieniłam tę pulchną, zrezygnowaną i zmęczoną dziewczynę w lepszą wersję. Codziennie chodzę miedzy pięknymi kamieniczkami czy odkrywam zakamarki Luwru i jestem szczęśliwa jak nigdy. Odnalazłam tutaj swoje życie, swoją codzienność i przyszłość. Więc jestem w stanie powiedzieć, że czasami kilka małych czynników utrudnia nam realizowanie swoich pasji i planów, ale musimy mieć w sobie tyle samozaparcia i siły, aby to wszystko przezwyciężyć. Bo to, co czeka nas za przeszkodami jest warte każdego wysiłku. Pozdrawiam cię Alu :) jeżeli kiedyś będziesz w Paryżu, to bycie twoim prywatnym przewodnikiem będzie dla mnie zaszczytem:) buziaki :):* Dominika. dumel0602@gmail.com
OdpowiedzUsuńWitam Alino;) każdy ma swoje problemy, swoje pasje i swoje przeciwności. Wiem jednak, że osobiste podejście do nich może zdziałać cuda. Moja historia zaczęła się kilka lat temu w rzeszowskim plastyku. Wybrałam się do tej szkoły, gdyż zakochana byłam w każdej formie sztuk plastycznych, jednak głównym celem było ukończenie reklamy wizualnej i zostanie grafikiem :) uwielbiałam 'plastyczną' atmosferę: malarstwo i zapach terpentyny czy robienie odbitek miedziorytów. Atmosfera jest tam wyjątkowa i ciężko to opisać, ale sama dobrze o tym wiesz:) Plastyk jednak pokrzyżował moje plany, rozkochując mnie całkowicie w historii sztuki. Dla mnie to był wybór oczywisty, dla mojej mamy, która została wdową wychowującą samodzielnie trójkę dzieci w wieku 27 lat, mniej. Jestem to w stanie zrozumieć. Chciała dla mnie pewniejszego życia, stabilizacji i pewnej przyszłości, a nie zakurzonych książek. Byłam jednak uparta jak osioł i 3 lata pózniej wyprowadziłam się z domu na ukochane studia. Nie było mi łatwo, bo musiałam utrzymać się sama, a studia odbywały się w wymiarze dziennym. Dniami pracowałam, nocami tonęłam w książkach. Jednak zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy z autoimmunologiczną chorobą tarczycy i przysadki mózgowej. Przytyłam 15 kg, byłam wiecznie przemęczona i obolała. Stałam się innym człowiekiem. Nie poznawalam się w lustrze. Cały ogranizm zaczął wariować, a razem z nim moje miesiączki, które stały się na tyle bolesne, ze potrafiłam mdleć w środku dnia. Tydzień wiec spędzałam w łożku, nafaszerowana tabletkami przeciwbólowymi i z termoforem na brzuchu. Czułam się złe ze sobą zarówno fizycznie jak i psychicznie. I wtedy w mojej głowie narodził się szalony pomysł. Paryż! Wyjadę do Paryża! Będę mieszkać w tym cudownym mieście kultury i sztuki. Pomysł magiczny, ale byłam zwykła dziewczyna z garstka problemów, jednak bez podstawowej znajomosci francuskiego. I ta decyzja zmieniła moje życie. Dałam sobie takiego kopa mobilizacji, że stałam się inna osoba. Nie myślałam już o przeciwnościach, szaleństwie zawartym w tym planie, braku zapasu pieniędzy na pierwsze miesiące życia, braku znajomosci języka czy moim zwariowanym ciele, które było moim wrogiem. Zaczęłam ćwiczyć, biegać, uczyć się języka. Nauczyłam się działać na pełnych obrotach. Zgubiłam nadprogramowe kilogramy, nauczyłam się języka, stałam się lepsza wersja siebie. Nauczyłam się przezwyciężać ból i zmęczenie. I co? Ten komentarz piszę właśnie do ciebie z Paryża. Mieszkań tutaj już 2 lata. Kończę studia na prestiżowej Ecole du Louvre. I mogę powiedzieć, ze jestem przeszczęśliwa i spełniona. Uwielbiam moje życie i kocham siebie za to, ze podjęłam ryzyko i zmieniłam tę pulchną, zrezygnowaną i zmęczoną dziewczynę w lepszą wersję. Codziennie chodzę miedzy pięknymi kamieniczkami czy odkrywam zakamarki Luwru i jestem szczęśliwa jak nigdy. Odnalazłam tutaj swoje życie, swoją codzienność i przyszłość. Więc jestem w stanie powiedzieć, że czasami kilka małych czynników utrudnia nam realizowanie swoich pasji i planów, ale musimy mieć w sobie tyle samozaparcia i siły, aby to wszystko przezwyciężyć. Bo to, co czeka nas za przeszkodami jest warte każdego wysiłku. Pozdrawiam cię Alu :) jeżeli kiedyś będziesz w Paryżu, to bycie twoim prywatnym przewodnikiem będzie dla mnie zaszczytem:) buziaki :):* Dominika. dumel0602@gmail.com
OdpowiedzUsuńNiestety- miesiączka jest dla mnie naprawdę dużym utrudnieniem. Moja praca to jednocześnie moja pasja. Pracuję w marynarce handlowej. Wyjeżdżam na kontrakty 4-5 miesięczne. Nigdy nie wiem do jakich krajów zawitam, czy bedzie możliwość wyjścia do miasta i żeby zapewnić sobie spokój i komfort psychiczny pakuję do walizek taką ilość podpasek, żeby wystarczyło na min. 3 miesiące 😄 wiąże się z tym zabawna historia. Na jeden z kontraktów spakowałam podpaski bez głównych opakowań. Wciskałam je pojedynczo w wolne przestrzenie, gdzie tylko się dało. Kontrakt zaczynałam w Wenezueli. Przyjechał po nas do hotelu agent (taki opiekun załogi w porcie) i wsiedliśmy do autobusu. Miał nas zawieść na keję pod sam statek. Wenezuela jest bardzo skorumpowanym krajem, gdzie jak zobaczy się białe twarze próbuje się je oskubać ;) tak i było tym razem. Zatrzymała nas straż graniczna i kazała otwierać walizki. Agent dogadał się z młodym celnikiem, że zapłacimy 10$ każdy i nas puści. Zebrał pieniądze a my szczęśliwi myślimy, że to koniec. Co to to nie kochane;) zaraz podjechał drugi celnik i pomimo tłumaczeń każe otwierać walizki. Upał ponad 40 stopni, jakieś piaszczyste peryferia portu Ameryki Poludniowej, a mnie przy 25 obcych mężczyznach wypadają podpaski z torby 😃 jedyne co muszę przyznać, że moi nowi towarzysze-marynarze odwrócili się przy inspekcji, a młody celnik prawie spłonął ze wstydu 😃 Niestety muszę brać pokaźne ilości tychże środków higienicznych, bo mam dosyć obfite okresy. I muszę przyznać, że Always sprawdzają się u mnie najlepiej, choć przy jednym powrocie z kontraktu i one zawiodły :D ale to już temat na inną historię :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMalwina.kaczmarek@o2.pl
Moja pasja to po prostu ... rower :) Od zawsze gdy tylko mogłam wsiadalam po to aby gdzies szybko dotrzec lub wybieralam sie na wycieczki w urodziwych jak sie pozniej okazywalo miejsach w okolicach mego rodzinnego domu. Gdy tylko moglam zabieralam ze soba przyjaciol, siostry , ale nawet samotna przejazdzka sprawiala ogromna radosc gdy moglam odciac sie od otoczenia i słuchając muzyki "podrozowac" w okolicach zamieszkania ale tez we wlasnych marzeniach w glowie :) Rower pomogl mi tez na poprawe relacji z moja mama , moglysmy w koncu miec czas dla siebie i z kazdej wycieczki wracalysmy szczesliwe w lepszych humorach :) Przeciwnościami jakie wtedy byly podczas moich wycieczek rowerowych bylo nieprzyjemne samopoczucie w pierwszym dniu kazdego cyklu menstruacyjnego , poniewaz w okresie dojrzewania w tym czasie najbardziej odczuwały to moje uda ( nie jak u wiekszosci dziewczyn podbrzusze) ,wiec niemozliwe bylo w tym dniu wsiadac na rower i "meczyc" dalej biednych nog :) cale szczescie , gdy juz dojrzalam wszystko sie unormowalo i nawet teraz, w pierwszy dzien miesiaczki moge wziąść na rower chocby po to , aby poprawic samopoczucie w te dni ;)
OdpowiedzUsuńPatiii1654@wp.pl
Moje miesiączki zazwyczaj są bardzo bolesne, jestem wtedy bardzo opuchnięta i zmęczona. Mimo to staram się nie rezygnować z ćwiczeń, które są moim uzależnieniem, niektóre nawet pomagają ukoić ból. Ale chciałam opowiedzieć o innej mojej pasji i spotykających mnie ograniczeniach. Kocham śpiewać i chciałabym się w tym kierunku rozwijać, ale ograniczają mnie ciągłe przewlekłe przeziębienia i nieżyty nosa, które zniekształcają mój głos i wywołują efekt 'kluski. Do tego niefortunnie oberwałam piłką lekarską w nos w podstawówce, i to tylko pogłębia ten nieprzyjemny proces. Pomimo że głos jest czysty, i technicznie cały czas nad nim pracuję, jego barwa nigdy nie jest taka, jak bym chciała i jak powinna brzmieć.. Wizualnie też nie wygląda to dobrze, szczególnie z profilu. Bardzo nad tym ubolewam, bo nie mogę się realizować, a żaden z lekarzy nie potrafi stwierdzić czy to wina alergii, czy jeszcze czegoś innego. Uff ale się wyżaliłam, mam nadzieję że nikt nie będzie miał mi tego za złe ;) Pozdrawiam, mój mail:
OdpowiedzUsuńimeny.jenny@gmail.com
No niestety, miesiączka jest dla mnie dużym utrudnieniem w wykonywaniu mojej pasji - a jednocześnie pracy. Pracuję w marynarce handlowej. Moje kontrakty zazwyczaj trwają 4-5 miesięcy i nigdy nie wiem do jakich krajów trafię, ile ich będzie, czy będzie mozliwość wyjścia do sklepu. Muszę być przygotowana na wszystko. Na tropiki, mrozy, wiatry, nie mówiąc już o tak przyziemnych sprawach jak skończenie się szamponu :D I podobnie jest z podpaskami - pakuję się tak, aby starczyło ich na minimum 3 miesiące. Do tego wyjmuję je z głównego zbiorczego opakowania i wciskam pojedynczo w wolne przestrzenie w walizce. Wiąże się z tym zabawna historia. Jeden z kontraktów zaczynałam w Wenezueli. Po mnie i resztę załogi (20 mężczyzn w różnym wieku) przyjechał agent (ogólnikowo - opiekun załogi w danym porcie). Wsiedliśmy do podstawionego nam autobusa i mieliśmy pojechać na keję z naszym statkiem. Wenezuela jest bardzo skorumpowanym krajem, gdzie jak się zobaczy białe twarze, próbuję się na nich zarobić ;) Tak i było tym razem. Nasz autobus przy bramie w porcie zatrzymał młody celnik. Chciał sprawdzić nasze bagaże. Agent dogadał się, że zapłacimy po 10$ każdy i puści nas wolno. Tak też zrobiliśmy. Niestety, za chwilę dołączył drugi celnik - najwywraźniej zwierzchnik tego młodego i kazał wyjmować wszystkie bagaże, pomimo, że nie doczekaliśmy się zwrotu naszych pieniędzy. Ponad 40-stopniowy upał, piaszczyste peryferia portu w Ameryce Południowej, a mnie na ten piach wylatują bielutkie podpaski (Bell - z tego co pamiętam:D) Młody celnik o mało nie spłonął ze wstydu :D Mam jeszcze jedną wesołą historię z okresem w tle - tym razem z powrotu z kontraktu, ale to już nie będę się rozpisywać :) Powiem tylko, że czasami środki higieniczne zawodzą :D A ja niestety mam obfite, 5-dniowe miesiączki. Pozdrawiam dziewczyny! malwina.kaczmarek@o2.pl
OdpowiedzUsuńNo niestety, miesiączka jest dla mnie dużym utrudnieniem w wykonywaniu mojej pasji - a jednocześnie pracy. Pracuję w marynarce handlowej. Moje kontrakty zazwyczaj trwają 4-5 miesięcy i nigdy nie wiem do jakich krajów trafię, ile ich będzie, czy będzie mozliwość wyjścia do sklepu. Muszę być przygotowana na wszystko. Na tropiki, mrozy, wiatry, nie mówiąc już o tak przyziemnych sprawach jak skończenie się szamponu :D I podobnie jest z podpaskami - pakuję się tak, aby starczyło ich na minimum 3 miesiące. Do tego wyjmuję je z głównego zbiorczego opakowania i wciskam pojedynczo w wolne przestrzenie w walizce. Wiąże się z tym zabawna historia. Jeden z kontraktów zaczynałam w Wenezueli. Po mnie i resztę załogi (20 mężczyzn w różnym wieku) przyjechał agent (ogólnikowo - opiekun załogi w danym porcie). Wsiedliśmy do podstawionego nam autobusa i mieliśmy pojechać na keję z naszym statkiem. Wenezuela jest bardzo skorumpowanym krajem, gdzie jak się zobaczy białe twarze, próbuję się na nich zarobić ;) Tak i było tym razem. Nasz autobus przy bramie w porcie zatrzymał młody celnik. Chciał sprawdzić nasze bagaże. Agent dogadał się, że zapłacimy po 10$ każdy i puści nas wolno. Tak też zrobiliśmy. Niestety, za chwilę dołączył drugi celnik - najwywraźniej zwierzchnik tego młodego i kazał wyjmować wszystkie bagaże, pomimo, że nie doczekaliśmy się zwrotu naszych pieniędzy. Ponad 40-stopniowy upał, piaszczyste peryferia portu w Ameryce Południowej, a mnie na ten piach wylatują bielutkie podpaski (Bell - z tego co pamiętam:D) Młody celnik o mało nie spłonął ze wstydu :D Mam jeszcze jedną wesołą historię z okresem w tle - tym razem z powrotu z kontraktu, ale to już nie będę się rozpisywać :) Powiem tylko, że czasami środki higieniczne zawodzą :D A ja niestety mam obfite, 5-dniowe miesiączki. Pozdrawiam dziewczyny! malwina.kaczmarek@o2.pl
OdpowiedzUsuńPasję zawsze traktowałam jako najlepszy sposób pozwalający człowiekowi zachować wewnętrzną równowagę. Bez niej nie można przecież osiągnąć szczęścia. Moją pasją od najmłodszych lat jest podróżowanie. Rozbudził ją we mnie mój tata, który również się nim fascynował. Wraz z wiekiem pokochałam także fotografowanie. Dlatego to co wzbudza we mnie podziw staram się uchwycić na zdjęciu. Miesiączka nigdy mnie w tym nie ograniczała, choć zawsze jest przyczyną trudności na mojej drodze. Lecz poprzez odpowiednie przygotowanie nie pozwalam jej się pokonać. Był jednak taki czas, gdy ograniczało mnie coś innego. A właściwie ktoś. Choć wtedy nie byłam w stanie stwierdzić kto konkretnie. Na początku obwiniałam moją przyjaciółkę, będąc pewną, że to ona jest przyczyną mojego nieszczęścia. Interesowała się tym samym co ja, więc od zawsze odrobinę ze sobą rywalizowałyśmy. Każda z nas chciała być lepszą od drugiej. A ponieważ była niesamowicie ambitna, niejednokrotnie pozostawałam z tyłu czując się o wiele gorszą. I tak upłynęło wiele lat. Nie chciałam dłużej pozostawać w jej cieniu, ale brak było mi już sił aby dalej walczyć. W końcu poddałam się. Perspektywa ciągłej rywalizacji była ponad moje siły, nie potrafiłam już czerpać radości z tego co nazywałam pasją. Odłożyłam aparat, plany podróży zniknęły gdzieś w gąszczu codziennych spraw. Taki stan utrzymywał się długo. W końcu zaczęłam szukać odpowiedzi na pytanie co tak naprawdę było powodem smutku, który przyćmił mój świat. I znalazlam. Zdałam sobie sprawę, że wszystko co działo się w mojej głowie, działo się z mojej winy. Ograniczyłam siebie, bo nie potrafiłam uwierzyć we własne siły. Goniłam wciąż za czymś co nie było mi potrzebne. Miałam pasję, ale przestałam dostrzegać jej sens. Wciąż widziałam w sobie tylko wady, nigdy nie szukałam dobrych stron. Dlatego postanowiłam sobie nigdy nie popełniać drugi raz tego błędu. Zaczęłam słuchać swoich potrzeb, skupiać się na dobrych cechach. Oczywiście nie było to łatwe. Wymagało wielu przemyśleń, emocji i cierpliwości. Nie obyło się bez trudnych chwil, małych upadków, ale z czasem odzyskałam dawny spokój ducha. Są różne ograniczenia, ale z odpowiednio silną wolą każde z nich jest do pokonania.
OdpowiedzUsuńklaudia.franczak@wp.pl
Gdy byłam młodsza, moim największym ograniczeniem była chorobliwa wręcz nieśmiałość i brak pewności siebie. Zawsze za to uwielbiałam podróże, ale łączyło się to z potrzebą odnalezienia się w nowym środowisku, wśród obcych ludzi. Bardzo nie lubiłam też, gdy ktoś robił mi zdjęcia, przez co dzisiaj właściwie nie mam żadnych pamiątek z okresu, kiedy byłam nastolatką, czego bardzo żałuję. Oczywiście, podczas miesiączki byłam jeszcze bardziej niepewna siebie, starałam się wręcz unikać wychodzenia z domu przez cały tydzień! Często krzyżowało mi to moje podróżnicze plany. Jednak idąc na studia postanowiłam wszystko zmienić. Teraz nie mam już problemu z zawieraniem nowych znajomości a także ze znienawidzonym wcześniej pozowaniem do zdjęć, które są teraz wspaniałą pamiątką z podróży! Najbardziej lubię właśnie wydrukowane zdjęcia, mają w sobie pewną magię. Marzy mi się taki aparat, ponieważ od września wyjeżdżam na Erasmusa do Hiszpanii i byłoby świetnie móc uwiecznić ten rok na zdjęciach, które są błyskawicznie wydrukowane. Na szczęście pokonałam swoją największą słabość i nie boję się już zawierać nowych znajomości. Ten wyjazd jest spełnieniem moich marzeń o podróżowaniu i poznawaniu nowych kultur, a także okazją do udowodnienia sobie, jak wielką metamorfozę przeszłam. :)
OdpowiedzUsuńkasiaa.kosinskaa@gmail.com
Jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało to moim ograniczeniem w realizacji pasji była komunikacja miejska, a raczej międzymiastowa. Moją pasję odkryłam w trakcie studiów, a stał się nią taniec brzucha. W dużym mieście było mnóstwo szkół tańca, więc bez problemu mogłam sobie wybierać zajęcia najlepiej pasujące do mojego grafiku. Problem pojawił się gdy przeprowadziłam się do małego miasteczka. Niestety nie było w nim tego typu zajęć, ale nie poddałam się. Najbliższą szkołę znalazłam w mieście oddalonym o 30 km. Nie pozostawało mi więc nic innego jak biec z wywieszonym językiem zaraz po skończeniu pracy na przystanek autobusowy żeby móc dojechać na zajęcia. Jak to jednak w życiu bywa nie zawsze mi się to udawało, bo albo musiałam zostać chwilę dłużej w pracy i wtedy nie było szans żeby zdążyć na autobus, a to autobus odjechał za wcześnie, a to stałam dłużej na skrzyżowaniu i autobus odjechał mi sprzed nosa... postanowiłam coś z tym zrobić. Zapisałam się na kurs prawa jazdy. Poświęcałam niemalże każdą wolną chwilę na jazdy żeby jak najszybciej móc zdawać egzamin. Po kilku miesiącach byłam szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy kat. B. W międzyczasie mocno ograniczyłam wydatki żeby z każdej wypłaty móc zaoszczędzić jak najwięcej. Wkrótce po otrzymaniu prawa jazdy zakupiłam swój pierwszy samochód – pełnoletniego opla kadetta za zawrotną sumę 1500 zł. Nie przejmowałam się jego mało eleganckim wyglądem, dla mnie najważniejsze było, że był sprawny i jeździł. W ten sposób pokonałam swoje ograniczenia w realizowaniu pasji, gdyż na zajęcia mogłam dojeżdżać już bez przeszkód :) Za to miesiączka nigdy nie była dla mnie większym ograniczeniem w uczestniczeniu w zajęciach. Co prawda pierwszego dnia raczej zostawałam w domu, gdyż często dokuczały mi bóle podbrzusza, jednak w kolejne dni zakładałam ciemny, luźniejszy strój i z takim samym zapałem jak zawsze pędziłam na zajęcia :)
OdpowiedzUsuńarielka18@wp.pl
W moim przypadku przeszkodą w realizowaniu pasji była chorobliwa nieśmiałość.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam robić różne rzeczy - m.in. rysować, recytować, gimnastykować się, projektować ubrania, pisać opowiadania. Jednak bałam się tego robić na oczach innych, a co za tym idzie rezygnowałam z zapisywania się na kursy/koła zainteresowań, uczestnictwa w wyjazdach i warsztatach. Cała moja twórczość lądowała w szufladzie, a ja zamiast się doskonalić pod okiem nauczycieli stałam w miejscu. Próbowałam namawiać koleżanki na wspólne zapisywanie się na zajęcia czy to sportowe czy plastyczne, jednak ponieważ nie dzieliły moich pasji, ja również z nich rezygnowałam.
Na szczęście z wiekiem mój charakter się zmienił. Zaczęłam sama zapisywać się na lekcje i stopniowo przełamywałam swój strach. Teraz robię już to co chcę i nie obchodzi nie cudza opinia ani nie potrzebuje wsparcia koleżanek. :)
Miesiączka nigdy nie była dla mnie ograniczeniem. Prowadzę zdrowy tryb życia i nie cierpię na PMS, okres przechodzę bez bólu :)
email: kasiaweganka@aol.com
Nie ma chyba osoby na tym świecie, która chociaż raz nie borykała się z ograniczeniami w realizowaniu swojej pasji. Tak też było i w małym stopniu jest nadal.
OdpowiedzUsuńOd stycznia tego roku postanowiłam kompletnie zmienić swoje życie (mimo iż wcześniej miałam kontakt z siłownią, a zdrowe odżywianie to u mnie codzienność). Postanowiłam dać z siebie 100%. Więcej, mocniej, częściej. Siłownia prawie codziennie bez względu na wszystko. Od lutego postanowiłam wziąć trenera, by jeszcze bardziej widzieć efekty. Zakochałam się w siłowni. W dzień bez treningu myślałam o treningu. Co za ironia. W połowie marca startu od zera potrafiłam przebiec 8 km w 56 minut! Byłam bardzo z siebie dumna, więc zapisałam się na bieg na 5 km, który odbędzie się na początku czerwca- bieg zabawa "color run". Każdy o nim pewnie słyszał. Ale wtedy pojawiły się też moje problemy. Ból kolan. Trener musiał mi zmieniać ćwiczenia, ponieważ nie byłam w stanie połowy wykonań. Czasem bolały mnie tak mocno, że nawet stanie w pracy na recepcji przychodziło mi z trudnością. Wtedy właśnie dostałam rozkaz od trenera- "musisz przestać biegać". To było jak strzał w serce. Przecież tak bardzo je pokochałam. Polecił mi też żebym zakupiła coś na stawy. Tak też zrobiłam. Mimo tego ograniczenia nie zrezygnowałam. Ćwiczyłam dalej. Dzisiaj mija dokładnie dwa miesiące gdy przestałam biegać. Magiczny bieg jest za 3 tygodnie. Nie poddaje się. Mój trener powiedział, że za tydzień mogę zacząć biegać. Mimo tylu ograniczeń i zapewne tak słabej formy pobiegnę- bo to moje marzenie by dać z siebie wszystko. Siła walki- to się liczy!
Miesiączka w porównaniu z tym to pikuś. Może nie tyle co ograniczenia a dyskomfort. Cały czas się kontrolujesz, czy wszystko jest okej, czy nic nie przeciekło. Przy wykonywaniu niektórych ćwiczeń czujesz ten dyskomfort. Przy większym wysiłku lub intensywności może być nieciekawie- zawroty głowy i inne. Jednak on nie pokrzyżuje mi planów. Ćwiczę normalnie i nie uważam go za dużego konkurenta w spełnianiu swoich marzeń i realizowaniu pasji. :)
patrycjasurmela@wp.pl
Przepraszam za dublowanie. Pisałam z telefonu. Zasięg zanikał i myślałam, ze nie doszlo ;) Malwina.kaczmarek@o2.pl
OdpowiedzUsuńWitam Alinko!
OdpowiedzUsuńNa pewno jak każda z piszących na temat tego konkursu dziewczyn, borykałam się z ograniczeniami zarówno w życiu jak i w samorealizacji.
Bo któż jest wolny od problemów; życia w pośpiechu, chorób, zdarzeń losowych i innych czyhających na nas ludzi nieszczęśc?
Tak, każdy ma na swym koncie OGRANICZENIA, ważne jak je pokonujemy.
Czy schylamy przed nimi kark, czy zaciskamy zęby i przemy do przodu..
Ja z racji już niemłodego wieku, patrzę trochę inaczej na świat i nie skupiam się na ograniczeniach a raczej na ich pokonywaniu - szkoda każdego dnia.
Miesiączka nie jest już moim ograniczeniem ponieważ ją pokonałam i to na zawsze ;).
Pozdrawiam Cię Alu serdecznie i życzę dalszego samodoskonalenia na naszych oczach.
Wierna obserwatorka w tzw. średnim wieku;)
poduszeczka55@wp.pl
Moją największą pasją od zawsze i na zawsze są książki. Jeżeli chodzi o czytanie - jedyną przeszkodą jest mój słaby wzrok 😂. Na szczęście wystarczą okulary. Od zawsze jednak marzyłam, żeby zostać pisarką. Pisząc czuję spokój, wewnętrzne szczęście. Wiele razy słyszałam, że nie dam rady, że się nie nadaję. Jednak największą przeszkodą ku spełnieniu marzeń okazałam się ja sama. Po prostu uwierzyłam w to, co mówiono na mój temat. Mimo wielokrotnych pochwał moich prac, mimo nagród w przeróżnych konkursach - poddałam się. W końcu komuś się nie podobało, więc pewnie miał rację, jestem beznadziejna. Pomaga mi mój narzeczony - wierzy we mnie bardziej niż ja sama, skubany. Dzięki niemu odzyskuję wiarę w moje możliwości. Zaczynam znowu pisać - pewnie niedługo wystartuję z własnym blogiem 😉 najważniejsze z czym przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć to olać innych i odzyskać pewność siebie. Wierzę, że idę w dobrym kierunku 😊
OdpowiedzUsuńA co do miesiączki - zawsze była przeszkodą. Prawdopodobnie cierpię na endometriozę i cierpię to idealne określenie, bo ból doprowadza mnie do łez. Jednak jestem w trakcie badań, mam dobre leki przeciwbólowe, będzie dobrze 😉
Pozdrawiam serdecznie inne dziewczyny biorące udział - wierzę, ze każdej z nas się uda pokonać przeciwności!
XO Marta
marta.gospodarewicz@gmail.com
Od dziecka uwielbiałam tańczyć. Mama śmiała się , że tańczyłam już zanim nauczyłam się chodzić ;) stałam z małym radyjkiem W ręce i gibałam się na boki. W wieku 10 lat zapisałam się w szkole na lekcje tańca towarzyskiego , tańczyłam przez 3 lata , jeździłam na obozy taneczne , jednak miałam pecha do partnerów i to zmusiło mnie do odejścia z grupy. Rok później pojechałam znów na obóz taneczny i poczułam , że daje z siebie 100% , wiedziałam , że szło mi dobrze , na każdym treningu byłam chwalona i czułam się doceniana. Po tych 10 dniach spędzonych na sali chciałam więcej , więc postanowiłam zapisać się na zajęcia tańca nowoczesnego. Tam również świetnie sobie radziłam. Wracałam do domu ledwie żywa , ale zawsze zadowolona i po chwili odpoczynku zaczynałam trenować "nowe kroki". Potem moja grupa przeszła na styl jazzowy, co wiąże się również z tańcem na podłodze. I jak się okazało , tego nie znosiłam. Jestem szczupła i niestety mam bardzo wystające kości. Każde rzucenie się na podłogę było dla mnie bardzo bolesne , po zajęciach wychodziłam z siniakami , strupami, zostawał mi potem blizny. Zaczęłam myśleć o zrezygnowaniu z tańca , ale jakoś nie potrafiłam tego zrobić. W końcu pasja wymaga poświęceń , miałam też świadomość tego , że wiążą się z tym kontuzje. Tańczyłam jednak dalej , dopóki moja grupa się nie rozwiązała. Nie byłam na żadnych zajęciach od dwóch lat i czasem strasznie mi tego brakuje , uczucia wolności i swobody , gdy tańczę , ale też tego , że mogę panować i świadomie kontrolować swoje ciało. Teraz nie mam za bardzo czasu , żeby móc się gdzieś zapisać, wiec boje się, że już nigdy do tego nie wrócę :( a co do miesiączki to osobiście nigdy z niczego nie rezygnowałam, jedynie czasem nie dawałam z siebie wszystkiego i trochę odpuszczałam. Ale rozumiem kobiety , które przeżywają tak bolesne i niekomfortowe miesiączki , że jednak nie są w stanie normalnie funkcjonować przez złe samopoczucie.
OdpowiedzUsuńirmina.markiewicz@wp.pl
Moją pasją jest makijaż. Chciałabym robić to profesjonalnie. Własny salonik, stałe jak i nowe zadowolone klientki z uśmiechem na twarzach oraz szczęśliwa i spełniona ja. W chwili obecnej jestem na etapie nauki i rozwijania swojej pasji i doskonalenia swoich umiejętności, jednak mam swoje małe grono stałych klientek, którymi są kuzynki oraz koleżanki. Dla mnie największym ograniczeniem nie tylko w realizowaniu pasji, ale także w życiu codziennym jest moja waga, z którą mam problemy od czasów dojrzewania. Kiedy zaczęłam zauważać, że jestem inna niż koleżanki wolałam stać z tyłu, cicho, tak aby nikt mnie nie zauważył. Jako nastolatka ten problem narastał. Strach przed pójściem do nowej szkoły, wyjście do ludzi, których nigdy wcześniej nie widziałam, nie znałam to jak wspinaczka na Mount Everest. Strach był na tyle duży, że nie miałam ochoty pójść do szkoły. Przez I klasę szkoły średniej jakoś przebrnęłam, jednak w II klasie znów zaczęło coś się dziać. Blokada totalna, tak jakby ktoś inny był w moim ciele. Przestałam chodzić do szkoły a mama postarała się o nauczanie indywidualne, jednak sama podróż do szkoły była jak kolejna wyprawa, która wywoływała strach oraz ból. Przerwałam naukę. W momencie gdy siedziałam w domu mama postanowiła zadziałać. Liczne badania, pobieranie krwi oraz wizyty u lekarza stały się codziennością. W końcu diagnoza- niedoczynność tarczycy czyli wypadanie włosów, osłabione paznokcie, depresja a co najgorsze wzrost wagi. Zaczęłam leczenie, jednak leki będę brała już do końca życia. Z tej choroby się nie wychodzi, jednak patrząc na objawy cieszę się, że tak to się skończyło, przecież są osoby, które mają o wiele gorsze choroby i cieszą się życiem. To sprawiło, że schudłam prawie 30 kilogramów a od września kolejnego roku poszłam do nowej szkoły. Nikt mi nie wierzył, jednak ja ich zaskoczyłam. Właśnie jestem absolwentką liceum dla dorosłych, która zakończyła szkołę ze średnią 4,75 :) Dalej walczę z kilogramami, choć nie jest to łatwa walka. Dla mnie nie jest to walka o szczupłą wymarzoną sylwetkę bo takiej nigdy nie będę mieć, ale o lepsze samopoczucie i o pewność siebie, z którą nadal mam problem. Jednak jeśli chodzi o realizowanie swojej pasji moja waga absolutnie nie jest już moim ograniczeniem, bo w pasji chodzi o to abyśmy robili to co kochamy, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi a nie to jak wyglądamy i ile ważymy. Zrozumiałam to, gdy widzę jak wiele dziewczyn mimo swoich ograniczeń jakimi mogą być choroby czy waga realizują swoje marzenia, zostają modelkami są po prostu szczęśliwe i są sobą ! Dlatego też mój wpis nie jest anonimowy jak większości z dziewczyn a to wcale nie było dla mnie proste. Życie każdego człowieka to nieustanna walka, jednak trzeba je pokonywać z uśmiechem na twarzy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o miesiączkę to miałam z nią problemy, ponieważ jej nie miałam a to wszystko wina choroby. Jednak teraz, gdy mam ją wywoływaną stwierdzam, że miesiączka nie jest żadnym ograniczeniem. Są o wiele gorsze sytuacje, z którymi na co dzień musimy się mierzyć. Najważniejsze to się nie poddawać i wspinać na szczyt, nieważne czy robimy małe kroczki, najważniejsze to nie stać w miejscu <3
straszewska.m@gmail.com
Hej, dla mnie miesiączka nie była chyba nigdy przeszkodą w spełnianiu pasji, ponieważ moja pasja nie ma nic wspólnego ze sportem, czy ogólnie poruszaniem się.
OdpowiedzUsuńOd dziecka ciekawiły mnie obce kultury, nigdy nie miałam okazji ich poznać, a i tak niesamowicie mnie do nich ciągnęło. Jako dziecko 13-letnie dowiedziałam się o darmowym kursie języków obcych w moim mieście, jednak moi rodzice uważali że to nie jest dobry pomysł, łączyć kurs językowy ze szkołą muzyczną w której czasem spędzałam nawet 10 godzin dziennie. Ale się uparłam, no i co zrobisz. Nawet tak mała ilość czasu jak na tak młody wiek nie powstrzymała mnie przed spróbowaniem. Poszłam się zapisać, ale to już była końcówka, przede mną 3 osoby, za mną już nikogo. Pani przede mną zadzwoniła córka, że ona nie chce się uczyć, i żeby jej nie zapisywała. I wiecie co? Tak! Byłam ostatnią osobą, która się załapała na ten kurs :) i tak zaczęła się moja przygoda z hiszpańskim. Obecnie uczę się go już 8 lat. Jakoś rok temu czułam, że stoję w miejscu, nie rozwijam siebie ani mojej pasji. Chciałam coś z tym zrobić, ale przeszkodą były pieniądze, oczywiście. Po roku ciężkiej pracy odłożyłam pieniądze i zapisałam się na kolejny kurs języka obcego, tym razem padło na norweski. I wiecie co? Znów mam mało czasu na wszystko, koniec studiów to nie najlepszy czas na dodawanie sobie zajęć. A i tak podjęcie się nauki języka norweskiego dodało mi skrzydeł.
Mam nadzieję, że uda mi się w te wakacje pojechać do Norwegii i zobaczyć kraj, o którym tak dużo się uczę...
Pozdrawiam wszystkich, nie zapominajcie szukać siebie i swoich pasji i się w nich spełniać!
a94niedzwiedz@gmail.com
Moją pasją są książki. Uwielbiam je czytać! Wieczór pod kocem, z książka, herbatą czy też spędzanie latem czasu na hamaku/leżaku z książką w ręce to idealne chwile dla mnie :) Nie wyobrażam sobie dłuższej podróży samochodem, pociągiem czy tez autobusem bez czytania ;) Mam nadzieję, że gdy uda mi się polecieć samolotem to będę w stanie oderwać wzrok od tekstu ,aby móc spojrzeć na widoki z okna (o ile nie umrę ze strachu, bo mam największy lęk wysokości na świecie). Jestem bardzo otwarta na różne gatunki, uwielbiam książki Sparksa, Kinga, ale także różnego rodzaju książki motywujące, poradniki. Chłopak nie raz się denerwuje, że książki są wszędzie i powoli zaczyna nie mieć miejsca na swoją kolekcje gier oraz płyt. Powoli myślę o tym, aby dzielić się z innymi swoimi przemyśleniami i mam nadzieję, że tego kiedyś dokonam ;) Niestety czasem spotyka mnie organicznie jakim jest miesiączka. Od zawsze te dni były dla mnie bardzo bolesne. Pierwszego dnia zwijam się z bólu i nic mi nie jest w stanie pomóc. Wtedy musze odstawić swoją pasję.. Uważam, że miesiączka jest jednym z ograniczeń. Głównie ta bardzo bolesna podczas, której nie możemy się ruszyć. Mam nadzieje, że uda mi się znaleźć sposób, aby nie musieć robić przerwy od mojej największej miłości jaką są książki ;)
OdpowiedzUsuńE-mail: patrycja.kurczynska@gmail.com
Czytając "ograniczenia w realizowaniu swojej pasji" od razu wracam wspomnieniami do czasów 15 lat wstecz, szkoły podstawowej.
OdpowiedzUsuńOd zawsze podziwiałam moją Panią od muzyki. Zawsze czynnie brałam udział w kołach muzycznych, reprezentowałam szkołę w różnorodnych konkursach piosenki. Naturalnym było, że pewnego dnia zrodziła się we mnie myśl posiadania instrumentu...wybór padł na GITARĘ. Zawsze byłam zaangażowana w pełni w moje pasje, tym razem nie było inaczej. Z łatwością przyswajałam naukę gry na gitarze, w ciągu 6 miesięcy już akompaniowałam wspólnie z Panią od muzyki na naszych szkolnych koncertach i konkursach.
Pewnego dnia niestety wszystkie marzenia, dotychczasowe osiągnięcia i perspektywy zostały zaprzepaszczone. Miałam wypadek, ucięłam palca... Tak, tej dłoni którą się "łapie" akordy. Na szczęście uszkodzony został tylko paliczek dalszy. Moja nauczycielka powiedziała, że z gry na gitarze i tak już nic nie będzie, bo palec ten nie będzie trzymał dobrze struny. Zostało mi porzucić pasję lub próbować. Oczywiście nie poddałam się... Było wiele momentów krytycznych, gdy już prawie się poddawałam. Straszliwy ból podczas dotykania struny tym palcem, powodował tylko płacz i zaciskanie zębów. Ale nie dałam za wygraną. Sama nauczycielka powiedziała, że nie wierzyła, że mi się to uda! Ja dowiodłam, że liczy się upór. Gdy upadamy podnosimy się. Dziś już mój palec przyzwyczaił się do strun, nie boli nic a nic! Dalej gram na gitarze.
Co do miesiączki, to jasne, że jest ograniczeniem! Ból, który zawsze mi towarzyszy w jej pierwszych dniach powoduje to, że chce się zamknąć w pokoju z kubełkiem lodów i dobrym filmem. Rozprasza uwagę, która jest ważna np. w graniu na instrumentach. Skupiam się na bólu oraz na tym czy przypadkiem na pupie nie pojawiła się żadna plamka. Jest to dość deprymujące i krępujące. Dlatego warto mieć do swoich podpasek/tamponów 100% zaufanie. Ja od zawsze takie mam do Always, które wyniosłam od mamy, bo ona podarowała mi pierwszą paczkę :)
Żaneta
zanetka_chmiel@o2.pl
W życiu spotkałam się z wieloma ograniczeniami, a raczej sama stawiałam sobie większość z nich. Jednym z moich ograniczeń jest moja choroba- bulimia. Odkąd pamiętam ograniczałam spotkania w gronie znajomych i rodziny, przez to, że nie lubiłam pokazywać się przed ludźmi, mimo iż nie mialam problemów z nadwagą. Na moje kompleksy pomogła siłownia i rower. Przerodziły się one w moją wielką pasję a miesiączka w cale mnie nie ogranicza. Są poważniejsze ograniczenia, często narzucone przez nas same, które blokują nam drogę do spełniania swoich pasji. Do dziś nie cierpię, kiedy ktoś robi mi zdjęcia a ten konkurs to właśnie takie małe przełamanie mojego strachu, bo takim aparatem aż mam chęć aby ktoś mi pstryknął fotke ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
przysposobienie@op.pl
Witam :) Zacznę od tego ,że mam kilka pasji ,ale największe to podróżowanie i taniec. Już od kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam tańczyć. Wspominam czasy kiedy tata zabierał mnie na festyny w naszej miejscowośći. Wiele razy otrzymywałam różne nagrody. Póżniej dołączyłam do szkoły tanecznej w sąsiedniej miejscowości. Często nawet w środku nocy puszam sobie ulubioną piosenke na słuchawkach i tańcze przyglądając się mojemu cieniowi.Pół roku temu zaczęłam chorować. Osłabiła się moja odporność. Miałam podejrzenie guza mózgu z powodu złych wyników i samopoczucia. Spędziłam dwa tygodnie w krakowskim szpitalu. Lekarze jednak do dziś nie potrafili stwierdzić co mi jest. Jedyną diagnoze jaką usłyszałam to silna nerwica o podłożu wcześniejszej depresji. Podobno to ona mnie tak paraliżuje. Staram się zaakceptować moją chorobę i z nią walczyć. Taniec i muzyka to najlepsi przyjaciele w mojej sytuacji. Kiedy tańczę uwalniam wszystkie swoje emocje jakie są we mnie głęboko ukryte. Kocham swoją pasje i wierze,że z każdym dniem będę ją pogłębiała.
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać email : 4leksi4@gmail.com
OdpowiedzUsuńMoim największym problemem zawsze był mój wzrost. Mam 23 lata i zaledwie 155cm wzrostu. Nie byłam nigdy z tego powodu jakoś bardzo wyśmiewana czy gnębiona ale zawsze brakowało mi pewności siebie, przeszkadzało mi to że wyglądam bardziej jak dziecko niż dojrzała kobieta no i że ubrania nigdy nie będą na mnie wyglądać jak na modelce. Mój kompleks skończył się gdy zaczęłam zauważać kobiety,moich rozmiarów, które podziwiałam pod różnymi względami, w skrócie takie które wygrały życie (piosenkarki, blogerki, czy nawet moja instruktorka fitness). I w pewnym momencie sobie powiedziałam: kurcze ludzie mają poważne problemy, choroby, bankructwo, samotność a Ty płaczesz bo masz 10 cm mniej?! Od tamtej pory staram się żeby każdy dzień był lepszy od poprzedniego i nie przeszkodzi mi w tym nawet pierwszy ZŁy dzień bo miesiączkę też można pokonać choćby wsiadając na rower (sprawdzone info ;). mrowka2411@gmail.com
OdpowiedzUsuńBorykałam...no właśnie. Jak genialnie jest powiedzieć, że to po części czas przeszły. Moje ograniczenie, może banalne dla kogoś kto nie czuł lęku. Ja czułam i to wściekły - lęk przed wodą. Nigdy nie byłam ignorantem sportowym, o nie! Wręcz przeciwnie - dużo wszystkiego prócz pływania i sportów okołowodnych. Po 30stce spięłam pośladki i powiedziałam sobie, że jeśli teraz tego nie zrobię to już chyba nigdy. I teraz sedno sprawy: UCZĘ SIĘ! UCZĘ SIĘ! UCZĘ SIĘ! Od dwóch miesięcy! Wraz z koleżanką która też się bała, ale namówiłam! :-) Uczucie kiedy pierwszy raz swobodnie bez strachu, zanurzasz się pod wodą...ehh..fantastico. Polecam przełamywanie barier. Mam ich jeszcze tyle do przełamania, ale pomału, po kolei.
OdpowiedzUsuńPs. Miesiączka-u mnie na szczęście mija bez przeszkód i oby tak pozostało. W końcu jestem silną 30stolatką, to kto jak nie my ;-)
Madi, email: g.magic@interia.pl
Wielki szacun za odwage kobieto 30stko :-)
Usuń''Wystarczy, że raz doznasz lotu, a będziesz zawsze chodził z oczami zwróconymi w stronę nieba, gdzie byłeś i gdzie pragniesz powrócić.'' LEONARDO DA VINCI
OdpowiedzUsuńWszystko zaczęło się bardzo niepozornie. Pińczów, tereny aeroklubu. Była możliwość przelotu na motolotni. Niepozorne 15 minut. Ja nie chciałam, mąż mnie zmusił ( On zrobił to celowo;) ).Ubrałam się w super kombinezon, dostałam profesjonalny kask, zapięłam pasy i byłam gotowa do lotu. Trochę się bałam, nigdy wcześniej w takiej formie nie byłam w powietrzu. Moim całym dorobkiem lotniczym były dwa loty samolotem pasażerskim do Anglii. Mój strach nie był duży , bo nie wiedziałam czego się spodziewać. No ale kiedyś musi być ten pierwszy raz :) Wystartowaliśmy. Nawet nie wiedziałam, kiedy oderwaliśmy się od ziemi. Poczułam tylko lekką formę nieważkości i opór stawiany przez powietrze. Zaparło mi dech w piersiach i już wiedziałam,że przepadłam. Zapragnęłam patrzeć się na ten świat z góry, z perspektywy ptaka.
Postanowiłam,że będę latać:) Będę latać paralotnią. Paralotnią z napędem.
Zawsze mówi się, że początki są najtrudniejsze. W tym konkretnym przypadku wcale tak nie było. Swoją naukę zaczęłam od biegania po łące ze skrzydłem. Skrzydło przypięte do uprzęży , a ja w tej uprzęży biegnę trzymając linki w rękach i staram się by skrzydło wskoczyło mi nad głowę i utrzymało się jak najdłużej, a ja wtedy je napędzam i biegnę jak szalona na drugi koniec łąki. I tu już zaczęły się schody. Jestem KOBIETĄ, na dodatek małą , szczupłą kobietą. Problem z dobraniem skrzydła… Nie może być zbyt duże , bo nie wciągnę go nad głowę. Przez pierwszy miesiąc skrzydło miałam pożyczane. Było trochę duże, ale raz na pięć razy udawało się przebiec z nim łąkę. Strasznie to cieszyło, ale też strasznie męczyło. Miałam siniaki na rękach i nogach. Wieczorami mąż masował mi mięśnie, by choć trochę mniej bolało. Nie dawałam sobie rady ze skrzydłem, gdy był silniejszy wiatr. Wtedy skrzydło robiło ze mną co chciało. Pamiętam takie dwa razy, gdy przedarło mnie po świeżej trawie kilka metrów. Spodnie były do wyrzucenia, nie dało się sprać plam po tej trawie:) Chcę dodać,że mąż mój w podobnym czasie zaczął się uczyć. Jest to facet, ma więcej siły . Jemu to lepiej wychodziło, ale starałam się nie załamywać. Przyszedł czas na kolejny etap. Kupujemy napęd. Napęd waży ok.18 kg bez benzyny. Przejechaliśmy za nim prawie pół Polski. Gdy go pierwszy raz założyłam na plecy wydawał się taki ciężki i taki duży...Musiałam się do niego przekonać. Powiedziałam A, więc muszę powiedzieć B. Nie ma przeproś. Biegałam po łące z napędem wyłączonym. Długo nie nabiegałam, za ciężki. Barki miałam obite, bolało. Potem miałam włączony napęd , było trochę lżej. Po dodaniu gazu silnik prze do przodu. Kupiliśmy też nowe skrzydło, skrzydło dla mnie w rozmiarze M. I kolejny krok do przodu. Bieg z napędem na plecach z jednoczesnym stawianiem skrzydła, mordęga. Okazało się ,że kosz w napędzie jest za duży, nie mam takich długich rąk by linki przeszły przez kosz, jednak uparłam się, powiedziałam sobie, że dam radę. W całej tej nauce ten moment był i jest dla mnie najtrudniejszy. Nie raz złościłam się na siebie, płakałam z braku sił oraz bezsilności. Ale w głowie miałam cały czas ten lot w Pińczowie. Czuć tą wolność, być tam w górze…( c.d. w następnym poście)
AGA,
celoma@wp.pl
Gdy powoli, bardzo powoli coś tam już mi wychodziło była późna jesień. Mąż już miał swój pierwszy lot. Pogoda o dziwo była nadal bardzo dobra. Ciepło i ze słabym wiatrem. Nie było mrozu oraz deszczu. Bardzo się cieszyłam z jego pierwszego lotu, ale i mnie dopadły myśli: co i jak to będzie gdy przyjdzie czas na mnie?? Przecież tyle w to wszystko włożyłam wysiłku, czy ja się do tego wszystkiego nadaję? Co będzie w momencie jak coś pójdzie nie tak?? Strach zaczął zaglądać mi do oczu. Często budziłam się nocy z potwornie ściśniętym żołądkiem. Na myśl o pójściu na łąkę dostawałam lekkiego paraliżu. Bałam się, tak zwyczajnie się bałam, chyba pierwszy raz w życiu czegoś tak bardzo się bałam. Myślałam,że może to wszystko nie jest tego warte, że będę zdrowsza na ciele i umyśle ,gdy zarzucę całe to moje hobby i zajmę się czymś innym. Z drugiej jednak strony tak mi się to podobało, byłam ciekawa jak jest samemu kierować tym skrzydłem , siedzieć w uprzęży i machać nogami, a pod nogami mieć tylko powietrze. Zima to był czas ciągłej walki samej ze sobą. Biłam się z myślami i próbowałam okiełznać swój własny strach.
OdpowiedzUsuńMój dzień naszedł. Byłam skupiona, bo wiedziałam,że wkraczam w świat ekstremalny. Skrzydło zostało dokładnie ułożone na ziemi, by ułatwić mi start, silnik został odpalony , czułam ,że brakuje mi śliny, miałam metaliczny posmak w ustach. Serce biło jak szalone, adrenalina dawała o sobie znać, ale myśli miałam czyste. Udało mi się pokonać strach, na chłodno podejść do tego zagadnienia. Wystartowałam, skrzydło prosto wskoczyło nad głowę, zrobiłam kilka kroków wprzód i dodałam gazu. I było tak jak na motolotni kilka miesięcy wcześniej. Nawet nie zorientowałam się , a już nie było mnie na ziemi. Latałam czterdzieści minut, a może i latałabym dłużej, tylko zimno było mi w ręce,nie miałam rękawiczek,bo one krępowały mi ruchy palcami. Wylądowałam i wszyscy obecni na łące
(faceci, tylko i wyłącznie faceci, to taki męski sport...)mi gratulowali. Zastałam wylaszowana, sprana o tyłku śmigłem w imię chrztu i wtedy poczułam się częścią tej dziwnej lotniczej społeczności ;)
Było cudownie, pokonałam swoje słabości i jestem z tego naprawdę dumna. Wiem,że pierwszy lot to bardzo duże przeżycie, ale to tak naprawdę dopiero początek. Trzeba świadomie nauczyć się kontrolować skrzydło, trzeba z nim współpracować, czuć. Trzeba zrobić licencję pilota, znając życie będę jedyną kobietą zdającą ten egzamin. Może i jedyną z jaką egzaminator w ogóle będzie miał do czynienia. Gdyby nie mój upór i samozaparcie pewnie nic z tego by nie wyszło. Czuję,że zrobiłam krok do przodu, że przełamałam swoją barierę. Bardzo mi w tym pomógł mój mąż, który wysłuchiwał wszystkich moich obaw. Jego również zasługa, że mi się udało. Warto walczyć ze swoimi słabościami, bo to powoduje że człowiek staje się szczęśliwszy. Poza tym należy gonić swoje marzenia, przeciwności można pokonać, trzeba tylko chcieć.
Pozdrawiam wszystkich walczących,
Aga :)
celoma@wp.pl
P.S.próbowałam skrócić post, ale nie byłam w stanie (dlatego jest podzielony)
Alinko Twoje pytanie wywołało we mnie mnóstwo refleksji. Myśląc nad tym co jest moją pasją przyszło mi do głowy narciarstwo, malarstwo, grawerka i pływanie, ale nie mogę w 100% szczerze powiedzieć, że faktycznie to są pasje. Mogę się bez tego obyć, poza tym robię to raz na jakiś czas, nieregularnie. Jeżeli pasja to coś co dodaje sił, nieustannie napędza i rozwija to jest nią Miłość (zapewne dla większości z nas, chociaż ja uświadomiłam sobie to dopiero teraz). Mam na kasecie nagranie jak w wieku dwóch lat podchodzę do ludzi i mówię im, że ich kocham. Kilka lat temu mój sąsiad wyznał mi, że byłam pierwszą i jedyną osobą od której usłyszał te słowa i był nimi bardzo wzruszony. 50 letni człowiek zapamiętał dziecięce "Kocham Cię". Nie wiedziałam wtedy co mu odpowiedzieć i to smutne, że nie miałam odwagi mu tego powtórzyć. Ale dzisiaj doskonale wiem, że właśnie największym ograniczeniem w kochaniu jest lęk. Przed wyśmianiem, odrzuceniem, zranieniem, utratą - dzieci na szczęście tak tego nie odczuwają. Możemy się od nich uczyć tej prawdziwej, szczerej i bezinteresownej pasji.
OdpowiedzUsuńJakoś się tak poważnie zrobiło ;) Kończąc te refleksje życzę Wam i sobie żeby nic nie było dla nas przeszkodą w kochaniu. A już na pewno nie miesiączka ;) A nuż się uda... :)
Pozdrowienia dla wszystkich
ewelwol@gmail.com
Kochana przepraszam, że nie na temat. Nadal mam problem z doborem kremu bb na lato. Czy testowałem może missha 29 lub 31? Który byłby bardziej zbliżony kolorem do skin79 bronze? Z góry dziękuję Ci za podpowiedź. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOGRANICZENIE - trudnośc którą trzeba przezwyciężyc, ominąc, pójśc czasami inną drogą,
OdpowiedzUsuńPASJA - zamiłowanie, przyjemnośc, nałóg, pragnienie które trzeba zaspokoic,
MIESIĄCZKA - fizjologia, kobiecośc, czas który trzeba przetrwac,
ALWAYS - produkty nieocenine w przezwyciężaniu OGRANICZENIA
- pomagające w kontynuacji i rozwijaniu PASJI
- którą trzeba konicznie udokumentowac aparatem FUJIFILM INSTAX MINI 8 :-)
Pozdrawiam
Monika
Adres mailowy: cacanka1980@wp.pl
Cale zycie sie z tym borykam. Taniec- fajnie, spoko, ale nie czuje rytmu i moge sobie popodrygiwac co najwyzej na wiejskiej potupance. Polubilam bieganie- odpadlo, bo chrzastka w kolanie byla uprzejma sie zdezintegrowac. Samochody i wszystko, co z nimi zwiazane- tutaj najwieksza przeszkoda, no bo jak- KOBIETA i samochody? I to kobieta ktora chce sie ZNAC na samochodach? Masakra, ciezko bylo, bardzo... Dobrze zrobily mi trzy lata liceum w klasie niemal meskiej, przynajmniej nauczylam sie odparowywac wszystkie docinki i nie przejmowac tym, co ludzie mowia. Dalej robie swoje i mam w... co mowia inni :) Tylko mnie to twardsza uczynilo. A okres w sumie nigdy nie byl dla mnie przeszkoda w czymkolwiek. Dobre zabezpieczenie i jazda!! :)
OdpowiedzUsuńRuda, mail: k.garusiewicz@vp.pl Pozdrawiam! :)
W moim wypadku miesiączki nie są żadnym ograniczeniem. Nie cierpię jakoś specjalnie podczas TYCH dni. Mogę więc wykonywać wszystko czynności. Jedynym moim ograniczeniem może być to, co siedzi w mojej głowie...:)
OdpowiedzUsuńMoją pasją od ponad dwóch lat jest bieganie. Niestety we wrześniu ubiegłego roku złapała mnie poważniejsza kontuzja kolana. Przez pierwszy miesiąc wpadłam w całkowitą rozpacz, zaprzestałam praktycznie wszelką aktywność fizyczną. Z perspektywy czasu widzę, że była to zwykła strata czasu. Miesiąc po kontuzji, gdy kolano nadal bolało, zdecydowałam się dać kolejną szansę siłowni oraz treningowi siłowemu. Powiem szczerze, nie zaiskrzyło za pierwszym razem :p Ale już po paru tygodniach zaczęłam czerpać z treningów coraz więcej satysfakcji. Ze względu na kontuzję ćwiczyłam głównie górne partie ciała, które dawniej zawsze pomijałam w treningach. Teraz z uśmiechem patrzę w lustro na siłowni gdy podnoszę coraz większe ciężary, sztangi i hantle nie napawają mnie przerażeniem. Widzę lekko zarysowane mięśnie pleców i ramion - nigdy nie spodziewałam się, że to mi się spodoba. Radość z kolejnych kilometrów zastąpiłam kolejnymi podciągnięciami i powtórzeniami. Z początkiem tego roku zaczęłam powoli wracać do biegania. Jednak treningi na siłowni pozostały w moim planie treningowym na stałe. Nawet zajmują więcej miejsca w kalendarzu niż treningi biegowe. Pierwsze starcie z kontuzją skończyło się zdobyciem nowej pasji, ogólnym wzmocnieniem ciała. Zaczęłam biegać szybciej dzięki urozmaiceniu mojej aktywności. W kwietniu potknęłam się na schodach co spowodowało problemy z kostką. Podeszłam do tego z większym dystansem. Skupiłam się żeby podczas kontuzji zrobić jak najwięcej na ile sobie mogę pozwolić w tej sytuacji. Nie było łez, wystarczyła woda w basenie :) Wróciłam do pływania, nie miałam pojęcia że naprawdę się za nim stęskniłam. Na siłowni opanowałam ławeczkę i zaprzyjaźniłam się z wiekszością maszyn, na których siedząc odciążam nogę. Jestem coraz bardziej aktywna - gdy mam ochoty na trening siłowy wybieram stretching czy aqua aerobik. W całym tym wirze nowych alternatyw zapomniałam o bieganiu. Dawniej myślałam, że kontuzja wiąże się z przytyciem, nudą i cierpieniem. Wszystko zależy tylko od nas! Robię większe postępy niż rok temu tylko biegając a i schudłam przy okazji ;) Zawsze trzeba walczyć bo w każdej sytuacji powinniśmy się starać iść do przodu, chociażbym malutkimi krokami. Teraz już tylko czas jest dla mnie przeszkodą w rozwijaniu pasji. Gdy dojdę do ładu z kostką na pewno spróbuję boksu. Różnorodność jest fantastyczna i przynosi wiele dobrego. Każdą chwilę warto pozytywnie wykorzystać. Nie ma żadnych ograniczeń! Miesiączka dla mnie nie jest ograniczeniem, jeżeli gorzej się czuję wybieram lżejszy trening ale i tak na złość oraz słabe samopoczucie najlepiej pomaga mi odrobina ruchu. Jeszcze więcej satysfakcji przynosi pokonywanie trudności czy jest to miesiączka czy kontuzja. Czuję się nie tylko silniejsza fizycznie ale przede wszystkim psychicznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
e.rybczynska@gmail.cm
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRealizowanie swoich pasji jest dla mnie najważniejsze! Mimo że bywa ciężko, bo ciągle brakuje pracy - najważniejsze to być uśmiechniętym i cieszyć się z każdej chwili. Moją pasją jest czytanie książek, a największą trudnością - problemy ze wzrokiem. Jednak postanowiłam, że się nie poddam - a lekarz dobrał mi fantastyczne okulary, dzięki którym mogę czytać. Miesiączkę uważam za doskonałą okazję do czytania książek w łóżku, z kubkiem gorącej herbaty.
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
ewelina.wrona08@poczta.fm
REALIZOWANIE MOJEJ PASJI TO NIE TYLKO BYŁY MIŁE CHWILE.
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże! Moje życie codzienne skupione jest na planowaniu i zbieraniu pieniędzy na kolejną wycieczkę.
Zazwyczaj wszystkich ograniczeń mogłam się łatwo pozbyć bez większych kłopotów.
Jednak ostatnio nogi poprowadziły mnie w stronę biedniejszych krajów Azji.
Moja trzymiesięczna podróż obejmowała Kambodżę, Wietnam, Tajlandię i Malezję.
Wraz z moim jedynym towarzyszem zmienialiśmy codziennie miejsce.
Powodowało to, że noclegi nie zawsze należały do eleganckich.
Spakowana w jeden plecak nie miałam możliwości zabrać zapasu podpasek na cały ten czas. Niektóre dni były dla mnie koszmarem.
Nieznajomość języka lub całkowity brak w sklepach produktów dla kobiet, to była bariera której nie sposób pokonać.
Wyobraźcie sobie jakie było me szczęście po powrocie do Polski na widok skrzydełek w podpaskach.
Pozdrawiam :)
anita.sikora.x@gmail.com
Mam 19 lat i wczoraj skończyłam pisać matury. Poprzeczkę sobie zawiesiłma wysoko, bo zaplanowałam medycynę. Zapał był ogromny, jednak od godzin spędzonych nad matematyką, biologią i chemią szybko zgasł. Nie miałam siły siadać do zadań (szczególnie wtedy, gdy w mojej macicy grasowalo jakieś krwiozercze zwierzę) i wtedy moja mama zaczęła się borykać z trudnymi problemami ginekologicznymi. Patrząc na nią i kobiety leżące z nią w szpitalu szybko sobie zdałam sprawę z tego, że marzę o tym, by ratować życie (i samopoczucie) kobiet. Kiedy ma się jasno określony cel i motywację, to nawet najgorsze bóle nie są w stanie przeszkodzić w spełnianiu marzeń. Tak właśnie doszłam do obecnej chwili, kiedy na wyniki egzaminów czekam z dobrymi przeczuciami i wiem, że wszystko robię dla niej, dla najważniejszej kobiety na świecie.
OdpowiedzUsuńnajnaa97@gmail.com
Często bywa tak, że w życiu największe ograniczenia narzucamy sami sobie. Mówię to na podstawie własnych większych lub mniejszych doświadczeń życiowych. Dlatego uważam, że bardzo ważna jest praca nad sobą w sensie nie tylko fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym - wiara w siebie, uświadomienie sobie, że jest się kimś wartościowym, że stać nas na wiele więcej niż nam się wydaje. Każdy powinien fundować sobie codziennie taką "terapię" i przestać analizować każdy swój ruch bojąc się jak odbiorą go inne, często nie przychylne nam osoby. I nie uważam miesiączki za ograniczenie, bo ograniczenia powstają w naszej głowie i tylko od nas samych zależy czy one pokonają nas czy my je pokonamy ;)
OdpowiedzUsuńtatar-marta@wp.pl
Często bywa tak, że w życiu największe ograniczenia narzucamy sami sobie. Mówię to na podstawie własnych większych lub mniejszych doświadczeń życiowych. Dlatego uważam, że bardzo ważna jest praca nad sobą w sensie nie tylko fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym - wiara w siebie, uświadomienie sobie, że jest się kimś wartościowym, że stać nas na wiele więcej niż nam się wydaje. Każdy powinien fundować sobie codziennie taką "terapię" i przestać analizować każdy swój ruch bojąc się jak odbiorą go inne, często nie przychylne nam osoby. I nie uważam miesiączki za ograniczenie, bo ograniczenia powstają w naszej głowie i tylko od nas samych zależy czy one pokonają nas czy my je pokonamy ;)
OdpowiedzUsuńtatar-marta@wp.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma wiele ograniczeń. Przeszkadzają nam one w robieniu codziennych czynności, w kontaktach z ludźmi, w realizowaniu celów i pasji a także w akceptowaniu samego siebie. Oczywiście ich ilość i rodzaj to sprawa indywidualna. Do najczęstszych możemy zaliczyć ograniczenia finansowe czy społeczne. Jednak największym ograniczeniem dla każdego z nas jest to, co siedzi w naszej głowie. Może się to wiązać z kompleksami, przykrymi doświadczeniami w życiu czy też zagubieniem w tym pędzącym świecie. Nie wychodzenie bez makijażu, nie chodzenie podczas miesiączki na siłownię, ubieranie worków zamiast ubrań, nie wychodzenie do ludzi, nie udzielanie się społecznie, nie podążanie za swoimi marzeniami.. To tylko nieliczne rzeczy, których nie robimy bojąc się co powiedzą ludzie, jak zostaniemy ocenieni i co ktoś może sobie o nas pomyśleć. A przecież życie byłoby o wiele prostsze gdybyśmy na te ograniczenia nie zważali. Jedyną drogą żeby to osiągnąć jest uświadomienie sobie, że mamy jedno życie. Życie pełne niespodzianek, różnego rodzaju emocji, życie piękne i niepowtarzalne - jeśli tylko będziemy tego chcieli. Życie nie dzieje się za tydzień, jak skończę studia, jak przestanie padać, jak schudnę. Dzieje się teraz. Skoro może być tylko takie jakie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić to dlaczego nie żyjemy teraz? Przestańmy tylko istnieć, a zacznijmy żyć.
OdpowiedzUsuńmajejka.buziaczek@interia.pl
Moją największą pasją jest wieczorne bieganie. Razem z siostrą spedzamy tak czas, wzmacnia to więzi, gdyz co drugi dzień mamy godzinę tylko dla siebie. Bieganie nie mialo dla mnie wiekszych ograniczeń, nie jest to pasja na którą potrzeba duzej ilości pieniędzy. Musimy miec tylko checi i dużo samozaparcia. Niestety przy tego typu "hobby" najwiekszym ograniczeniem bywaja dla mnie momenty gdy zaczynam odczuwac moją chorobę-problem ze stawami, na moje nieszczescie wszystkie i naraz. Ale nie poddaje sie, wiem ze pasja moze to wygrac, siła tkwi w umyśle:) Miesiączka mi nie stanowi wielkiego problemu, na szczescie gorzej przechodze czas przed nia niż w trakcie, a w trakcie na biegi tampony sa wystarczające i dla mnie komfort zachowany :) Pozdrawiam ! majula.klimek@gmail.com
OdpowiedzUsuńMoją wielką pasją od kilku lat są motocykle. Zaczęło się od jeżdżenia "na plecaku" z moim chłopakiem. Jeździliśmy razem dużo, byliśmy m. in. w Bieszczadach na motocyklu, wiele czasu spędzaliśmy razem w garażu "grzebiąc" przy motocyklu. W tym czasie cały czas rozwijało się we mnie pragnienie, by samej zająć jedyne i słuszne miejsce za kierownicą jednośladu. Niestety motocykl mojego chłopaka jest dla mnie zdecydowanie za duży i w sumie niemożliwe było, żebym nim jeździła. Zrobienie prawa jazdy kat. A plus zakupienie własnego motocykla wiązało się ze zbyt dużym wyzwaniem finansowym, zwyczajnie nie było mnie stać. Trochę już skreślałam marzenia o samodzielnym jeżdżeniu. Wtedy natrafiła się okazja i mój chłopak kupił mi na urodziny mały motocykl 125, którym mogłabym jeździć mając prawo jazdy kat. B. Co prawda wymagał on dużego remontu, ale po wspólnej pracy właśnie spełniam swoje największe marzenie i uczę się jeździć! Dodam, ze pierwsza lekcja odbyła się w pierwszym dniu miesiączki z bólem brzucha i zaciśniętymi zębami. Dałam radę i jestem szczęśliwa, że jeżdżę motocyklem :)
OdpowiedzUsuńpaulinawojtalpw@gmail.com
Jednym z moich największych ograniczeń jakie sobie ,,zafundowałam" było podporządkowanie się osobie, która postanowiła zorganizować mi moje własne życie. Przyczyniło się to do tego, iż stałam się zakompleksioną osoba, nie ufająca własnej intuicji. Działałam wtedy jak ,,uszkodzony" robot, który wierzył naiwnie swojemu prekursorowi, że wszystkie podejmowane przeze mnie decyzje są błędne. Upłynęło prawie trzy lata kiedy dotarło do mnie, iż przez moje podporządkowanie straciłam radość życia. Nie było łatwo do tego dojść, była to istna wspinaczka na stromą górę.W obecnej chwili jestem całkowicie inna osobą - powiedziałabym otwartą, niezależną dziewczyną wierzącą, iż w życiu ni ma takiej przeszkody z którą nie dałabym sobie rady. Pokochałam sport na nowo, dawniej wstydziłam się biegać, pójść na siłownię gdyż byłam pewna, iż nie dam sobie rady i stanę się pośmiewiskiem. Moja nowa miłość - rower stał się moją odskocznią od codzienności, pedałując cieszę się życiem i oddalam się z prędkością światła od codziennych problemów. Co do bolesnych miesiączek nauczyłam się z nimi radzić właśnie dzięki aktywności fizycznej. Dzięki odpowiednim tamponom miesiączka jest nie taka straszna jak się ją ukazuje. Pozdrawiam Cię cieplutko i myślę, iż ten cudny aparacik będzie natchnieniem do rozwijania kolejnej mojej pasji :) szczerba19@wp.pl
OdpowiedzUsuńSport od zawsze był moją miłością, jako dziecko tańczyłam - dorastałam a moja pasja rosła razem ze mną. Karierę taneczną w bolesny sposób zakończyła kontuzja. Diagnoza brzmiała jak wyrok: operacja, koniec z tańcem, ale także z każdą aktywnością fizyczną. Operujący mnie lekarz jasno i wyraźnie powiedział: nigdy więcej nie uprawiaj sportu, nie możesz. Nie wytrzymałam długo i zapisałam się na pilates, potem delikatny fitness. Krok po kroku byłam coraz silniejsza, a moje kolana doskonale to znosiły. Zostałam instruktorem, dzisiaj biegam, ćwiczę na siłowni i wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Bycie kobietą nigdy mi nie przeszkadzało, wbrew pozorom ćwicząc rozluźniam się i chwilowy ból ustępuje, większym problemem jest połączenie wszystkich obowiązków dnia codziennego, ale jeżeli wierzymy w siebie i jesteśmy zorganizowane (a ćwicząc jesteśmy) to nie istnieją bariery, których nie da się pokonać. Mail: filon8@wp.pl
OdpowiedzUsuńKażdy boryka się z takimi ograniczeniami jakie sobie sam postawi. Kiedyś myślałam, że największym ograniczeniem jest brak pieniędzy. Dużo rysowałam ale ciągle narzekałam: że papier nie taki, bo tani, że kredki nieprofesjonalne, że lepiej tworzyłoby się używając tych droższych. Gdy zainteresowałam się fotografią też ciągle miałam mało, bo jak zrobić piękne zdjęcie bez profesjonalnego sprzętu? Wpadłam w błędne koło.. Po paru latach przerwy spotkałam osobę która zmieniła moje podejście.. Osoba niepełnosprawna, poruszająca się o kulach która pomimo różnych przeciwności dąży do swoich celów. Mam szczęście być zdrowa zachowywałam się jakby mi ktoś ręce uciął!! Znów wzięłam aparat do ręki i już nie stękam. Nie miałam kasy na futerały na aparat i obiektyw - uszyłam go sobie, nie mam blendy - znalazłam w sieci DIY, nie mam statywu - stawiam aparat na wieży z pudełek :) A z miesiączką jest tak, że trzeba się z tym pogodzić że jest. Ze jest parę takich dni w miesiącu, które trzeba jakoś przeżyć. Swoje "jakoś" próbuję zamienić w "przyjemnie". To czas kiedy kupuję tą ulubioną czekoladę z okienkiem, nie czuję się na siłach na foto-spacer - szukam inspiracji w sieci, udzielam się na forach i ciągle uczę się czegoś nowego. To dobry czas na zaległą książkę, na drobne zachcianki, na to, co sprawia przyjemność kiedy czuję się ciut nieprzyjemnie ;) sisteranna@interia.pl
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie misiaczka potrafi byc ograniczeniem, czesto odmawiam corkce pojscia na basen - bo na razie mama nie moze :) Dla mnie jednak najwiekszym ograniczeniem jestem - po przemysleniach - ja sama... Zawsze potrafie znalezc 'ale'. Zawsze mam preteks, wymowke... Moj jezyk jest ograniczeniem. Mieszkam za granica, mam na preawde swietna prace - o jakiej marzylam w Polsce, przy rodzinie... Dostalam taka szanse tu. Dlaczego jezyk? Bo chocbym nie wiem jak sie starala, nie ma mozliwosci nauczenia sie jezyka w kilka dni. Staram sie jak moge, slucham, rozmawiam, jednak mam swiadomosc swojej jezykowej ulomnosci. Ale zwalczylam ograniczenia treningow, jedzenia wiec i podolam temu. To wlasnie tylko sie wydaje, ze nasz umysl jest ograniczony :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, moze nie juz konkursowo, ale zebralo mi sie na refleksje :)
ewelina_1006@wp.pl
Chyba jak każdy borykałam się z ograniczeniami w różnych pasjach, które jak i ja, zmieniały się w przeciągu całego dotychczasowego życia. Pamiętam, że jako dziewczynka, uwielbiałam grać z chłopakami w piłkę nożną, chodzić po drzewach. Często wracałam poturbowana, z poodzieranymi kolanami. Pamiętam mamę, która jak mantrę powtarzała słowa: „Kochanie, ale dziewczynce tak nie wypada!”. A ja dalej swoje ;) Gdy byłam nastolatkę, piłkę nożną zmieniłam na koszykówkę. Z racji dość niskiego wzrostu (160cm), ciągle słyszałam: „Jesteś za niska, nawet sobie koszykówką głowy nie zawracaj”. Musiałam bardzo zaskoczyć trenera, gdy często kiwałam sporo wyższe koleżanki zaliczając kolejne trafienia do kosza. Co do miesiączki, to pamiętam jedną sytuację, kiedy naprawdę żałowałam: szkoda, że jestem kobietą… Trekking po Gruzji, 17kg plecak, 30 stopni i żar z nieba i jak na złość pierwszy dzień miesiączki… Toczyłam walkę o każdy krok, skurcze brzucha nie przestawały dawać o sobie znać, a upał doprowadził mnie do takiego stanu, że niestety musiałam zwymiotować śniadanie… Ale doszłam do celu, po wielu godzinach walki z sobą, bolącym brzuchem. Usiadłam na wzgórzu patrząc w dolinę i stwierdziłam, że wszystko co nas ogranicza, czy to miesiączka, czy ludzie dookoła-to tylko ograniczenia w naszej głowie. Tylko od nas zależy czy te ograniczenia będą nas powstrzymywać, tłamsić, czy popychać do rozwijania coraz to nowszych pasji, przekraczania własnych możliwości. O to warto walczyć.
OdpowiedzUsuńgosik-90@o2.pl
Witaj ;)Jak to mowia my kobiety mamy trudniej, rodzimy dzieci, wiecej czasu musimy poswiecac aby sie wyszykowac, ale i tez co miesiac przybywa do nas oznaka kobiecosci. Kiedys jak bylam mlodsza to chwile w czasie okresu byly najgorszymi jakie mogly mnie spotkac, caly czas mialam wrazenie ze wszystko mi widac, cos sie odznacza, ze kiedy wstane z krzesla to na pupie bede miala przykra niespodzianke, a do tego mialam wraznie ze nawet zapach w moim otoczeniu jest inny niz w zwykle dni.. no nie powiem nie byly to najprzyjemniejsze chwile, i za czasow szkolnych zrezygnowalam z paru dobrych wycieczek i imprez bo po prostu nie czulam sie komfortowo. Szkoda, bo zawsze bylo mi przykro jak wszyscy z klasy na nastepny dzien rozmawiali tylko o wycieszczce jak to bylo Super i wymieniali sie zdjeciami. No nic, dobrze e to juz za mna! Od pewnego czasu uzywam tamponow super z always i nie mam problemu krempacji! Nic nie czuje, nie mam wrazenia przykrych wyciekow, i przestalam sie obawiac pozycji lezacych czy tez wysilku w czasie okresu ;D Super sprawa, bo teraz juz nic mnie nie ogranicza i nie stekam co miesiac ze jestem kobieta i czegos nie moge zrobic ;D Doszukuje sie nawet +++, bo biust w czasie miesiaczki rosnie jak grzybki po deszczu!! ;P
OdpowiedzUsuńkaska013013@wp.pl
W realizowaniu pasji nigdy nie ograniczały mnie brak pieniędzy, czasu czy problemy ze zdrowiem. Moim największym ograniczeniem był mój słomiany zapał :) Wiele rzeczy mi się podobało, wielu próbowałam. Teraz żałuję, że do niektórych nie przyłożyłam się bardziej. Obecnie jest już inaczej i przykładam się do nauki języków obcych i produkcji własnych kosmetyków :) Oczywiście czerpiąc z tego mnóstwo radości i satysfakcji.
OdpowiedzUsuńMiesiączka dla mnie nie jest ograniczeniem. Praktycznie tylko pierwszy dzień jest ciężki i staram się wtedy odpoczywać. Wiem jednak , że niektóre kobiety przeżywają ją naprawdę ciężko, więc ciężko uogólniać ;)
hitori9@op.pl
Gdybym 3 lata temu miała odpowiedzieć na te pytanie, nie potrafiłabym wybrać jednej pasji. Teraz porzuciłam wszystkie zainteresowania dla tańca. I chociaż zabiera mi to tyle czasu i zdrowia (kontuzje i przemęczenie), to kocham to coraz bardziej i szczerze mogę powiedzieć, że nic mnie w życiu tak nie zmieniło jak spełnianie się w tańcu. Oogrom motywacji i konsekwencji w działaniu, zarówno jeśli chodzi o ciało i umysł. I choć każdy występ, który jest zwieńczeniem mojej pracy, jest tak bardzo ulotny - bo to nie obraz, ani zdjęcie stworzone przeze mnie, które mogę sobie zostawić na pamiątkę.. to chcę to robić, póki ciało jest zdolne przetworzyć moje wnętrze na zewnętrzność :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o menstruację + tę właśnie aktywność fizyczną, miałam ostatnio szczęście (sic!), że ważne warsztaty zbiegły się z tym i miałam okazję sobie udowodnić, jak bardzo jestem skoncentrowana na celu i potrafię przeskoczyć takie niewygody. Życzę wam chociaż raz zmierzyć się z tym w ten sposób, i nie będziecie się chować w pościeli z czekoladą ;)
Trzymajcie się kobitki!
aidaanka@gmail.com
Przepraszam za zamieszanie i za to,że drugi raz publikuję mój post ale dopiero dziś zauważyłam ,że nie odpowiedziałam całościowo na pytanie konkursowe. Pragnę naprawić mój błąd:)
OdpowiedzUsuń''Wystarczy, że raz doznasz lotu, a będziesz zawsze chodził z oczami zwróconymi w stronę nieba, gdzie byłeś i gdzie pragniesz powrócić.'' LEONARDO DA VINCI
Wszystko zaczęło się bardzo niepozornie. Pińczów, tereny aeroklubu. Była możliwość przelotu na motolotni. Niepozorne 15 minut. Ja nie chciałam, mąż mnie zmusił ( On zrobił to celowo;) ).Ubrałam się w super kombinezon, dostałam profesjonalny kask, zapięłam pasy i byłam gotowa do lotu. Trochę się bałam, nigdy wcześniej w takiej formie nie byłam w powietrzu. Moim całym dorobkiem lotniczym były dwa loty samolotem pasażerskim do Anglii. Mój strach nie był duży , bo nie wiedziałam czego się spodziewać. No ale kiedyś musi być ten pierwszy raz :) Wystartowaliśmy. Nawet nie wiedziałam, kiedy oderwaliśmy się od ziemi. Poczułam tylko lekką formę nieważkości i opór stawiany przez powietrze. Zaparło mi dech w piersiach i już wiedziałam,że przepadłam. Zapragnęłam patrzeć się na ten świat z góry, z perspektywy ptaka.
Postanowiłam,że będę latać:) Będę latać paralotnią. Paralotnią z napędem.
Zawsze mówi się, że początki są najtrudniejsze. W tym konkretnym przypadku wcale tak nie było. Swoją naukę zaczęłam od biegania po łące ze skrzydłem. Skrzydło przypięte do uprzęży , a ja w tej uprzęży biegnę trzymając linki w rękach i staram się by skrzydło wskoczyło mi nad głowę i utrzymało się jak najdłużej, a ja wtedy je napędzam i biegnę jak szalona na drugi koniec łąki. I tu już zaczęły się schody. Jestem KOBIETĄ, na dodatek małą , szczupłą kobietą. Problem z dobraniem skrzydła… Nie może być zbyt duże , bo nie wciągnę go nad głowę. Przez pierwszy miesiąc skrzydło miałam pożyczane. Było trochę duże, ale raz na pięć razy udawało się przebiec z nim łąkę. Strasznie to cieszyło, ale też strasznie męczyło. Miałam siniaki na rękach i nogach. Wieczorami mąż masował mi mięśnie, by choć trochę mniej bolało. Nie dawałam sobie rady ze skrzydłem, gdy był silniejszy wiatr. Wtedy skrzydło robiło ze mną co chciało. Pamiętam takie dwa razy, gdy przedarło mnie po świeżej trawie kilka metrów. Spodnie były do wyrzucenia, nie dało się sprać plam po tej trawie:) Chcę dodać,że mąż mój w podobnym czasie zaczął się uczyć. Jest to facet, ma więcej siły . Jemu to lepiej wychodziło, ale starałam się nie załamywać. Przyszedł czas na kolejny etap. Kupujemy napęd. Napęd waży ok.18 kg bez benzyny. Przejechaliśmy za nim prawie pół Polski. Gdy go pierwszy raz założyłam na plecy wydawał się taki ciężki i taki duży...Musiałam się do niego przekonać. Powiedziałam A, więc muszę powiedzieć B. Nie ma przeproś. Biegałam po łące z napędem wyłączonym. Długo nie nabiegałam, za ciężki. Barki miałam obite, bolało. Potem miałam włączony napęd , było trochę lżej. Po dodaniu gazu silnik prze do przodu. Kupiliśmy też nowe skrzydło, skrzydło dla mnie w rozmiarze M. I kolejny krok do przodu. Bieg z napędem na plecach z jednoczesnym stawianiem skrzydła, mordęga. Okazało się ,że kosz w napędzie jest za duży, nie mam takich długich rąk by linki przeszły przez kosz, jednak uparłam się, powiedziałam sobie, że dam radę. W całej tej nauce ten moment był i jest dla mnie najtrudniejszy. Nie raz złościłam się na siebie, płakałam z braku sił oraz bezsilności. Ale w głowie miałam cały czas ten lot w Pińczowie. Czuć tą wolność, być tam w górze…( c.d. w następnym poście)
AGA,
celoma@wp.pl
Gdy powoli, bardzo powoli coś tam już mi wychodziło była późna jesień. Mąż już miał swój pierwszy lot. Pogoda o dziwo była nadal bardzo dobra. Ciepło i ze słabym wiatrem. Nie było mrozu oraz deszczu. Bardzo się cieszyłam z jego pierwszego lotu, ale i mnie dopadły myśli: co i jak to będzie gdy przyjdzie czas na mnie?? Przecież tyle w to wszystko włożyłam wysiłku, czy ja się do tego wszystkiego nadaję? Co będzie w momencie jak coś pójdzie nie tak?? Strach zaczął zaglądać mi do oczu. Często budziłam się nocy z potwornie ściśniętym żołądkiem. Na myśl o pójściu na łąkę dostawałam lekkiego paraliżu. Bałam się, tak zwyczajnie się bałam, chyba pierwszy raz w życiu czegoś tak bardzo się bałam. Myślałam,że może to wszystko nie jest tego warte, że będę zdrowsza na ciele i umyśle ,gdy zarzucę całe to moje hobby i zajmę się czymś innym. Z drugiej jednak strony tak mi się to podobało, byłam ciekawa jak jest samemu kierować tym skrzydłem , siedzieć w uprzęży i machać nogami, a pod nogami mieć tylko powietrze. Zima to był czas ciągłej walki samej ze sobą. Biłam się z myślami i próbowałam okiełznać swój własny strach.
OdpowiedzUsuńMój dzień naszedł. Byłam skupiona, bo wiedziałam,że wkraczam w świat ekstremalny. Skrzydło zostało dokładnie ułożone na ziemi, by ułatwić mi start, silnik został odpalony , czułam ,że brakuje mi śliny, miałam metaliczny posmak w ustach. Serce biło jak szalone, adrenalina dawała o sobie znać, ale myśli miałam czyste. Udało mi się pokonać strach, na chłodno podejść do tego zagadnienia. Wystartowałam, skrzydło prosto wskoczyło nad głowę, zrobiłam kilka kroków wprzód i dodałam gazu. I było tak jak na motolotni kilka miesięcy wcześniej. Nawet nie zorientowałam się , a już nie było mnie na ziemi. Latałam czterdzieści minut, a może i latałabym dłużej, tylko zimno było mi w ręce,nie miałam rękawiczek,bo one krępowały mi ruchy palcami. Wylądowałam i wszyscy obecni na łące
(faceci, tylko i wyłącznie faceci, to taki męski sport...)mi gratulowali. Zastałam wylaszowana, sprana o tyłku śmigłem w imię chrztu i wtedy poczułam się częścią tej dziwnej lotniczej społeczności ;)
Było cudownie, pokonałam swoje słabości i jestem z tego naprawdę dumna. Wiem,że pierwszy lot to bardzo duże przeżycie, ale to tak naprawdę dopiero początek. Trzeba świadomie nauczyć się kontrolować skrzydło, trzeba z nim współpracować, czuć. Trzeba zrobić licencję pilota, znając życie będę jedyną kobietą zdającą ten egzamin. Może i jedyną z jaką egzaminator w ogóle będzie miał do czynienia. Gdyby nie mój upór i samozaparcie pewnie nic z tego by nie wyszło. Czuję,że zrobiłam krok do przodu, że przełamałam swoją barierę. Bardzo mi w tym pomógł mój mąż, który wysłuchiwał wszystkich moich obaw. Jego również zasługa, że mi się udało. Warto walczyć ze swoimi słabościami, bo to powoduje że człowiek staje się szczęśliwszy. Poza tym należy gonić swoje marzenia, przeciwności można pokonać, trzeba tylko chcieć.
Pozdrawiam wszystkich walczących :)
P.S.próbowałam skrócić post, ale nie byłam w stanie (dlatego jest podzielony)
P.S I A i miesiączka, to duże ograniczenie. Nie tylko dla mnie, ale i zapewne dla innych dziewczyn. Często zdarzało mi się leżeć w łóżku i wyć z bólu, dostępne leki p\bólowe nie pomagały. I po latach takich zmagań z własną fizjologią doszłam do konkluzji : ten pierwszy dzień miesiączki jest dla mnie dniem odpoczynku i wyciszenia. Nawet jeśli trochę pokrzyżuje mi plany to się już o to nie wściekam. Nauczyłam się żyć w zgodzie z moją fizjologią:)
P.S II Przepraszam, bardzo przepraszam za takie zamieszanie .To już się nie powtórzy:)Pozdrawiam gorąco
AGA
celoma@wp.pl
Hm.... chyba największym ograniczeniem w realizacji mojej pasji jest mój partner i jego komentarz "znowu idziesz wieczorem na jogę, nie moglibyśmy spędzić wieczoru razem?". No i co ja mogę w tym momencie zrobić, czasem się uginam, jednak najczęściej realizuję swoją pasję, bo wiem, że po godzinie jogi będę czuła się o niebo lepiej niż po siedzeniu w domu. A gdy już do niego wrócę partner też tam będzie (mam nadzieję;) ). Znalazłam też rozwiązanie, poranne zajęcia jogi i partner nie marudzi, że wieczorem nie ma mnie w domu. A czy miesiączka mnie ogranicza? Czasem tak, bo podczas okresu niektóre pozycje, jak stanie na głowie czy świeca, nie są wskazane. Jednak nawet wtedy nie rezygnuję z mojej pasji, słucham swojego ciała, przecież moja pasja to moje życie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia
j.jaworska7@wp.pl
P.S. Jeśli uda mi się wygrać, to aparat uświetni moje przyjęcie weselne (już za niecałe 3 tygodnie!), takie zdjęcia będą stanowić wspaniałą pamiątkę :)
Odpowiadając na pytanie. Tak, borykałam się z przeciwnościami losu realizując własne pasje. Niedawno nie byłabym w stanie określić dokładnie o jakie to pasje chodzi, ale dziś jestem w takim miejscu w moim życiu, że potrafię dokładnie powiedzieć co to jest. Kiedyś były to ćwiczenia - nie profesjonalne tylko takie w domu. Głównie mi chodziło to aby dobrze się czuć z własnym ciałem. Więc zaczęłam ćwiczyć. W tym momencie moją 100% procentową pasją jest modeling. Kocham sesje, castingi, makijaże. Uwielbiam się wcielać w różne role i odkrywać swoje nowe twarze i osobowości a przy tym poznawać wiele wartościowych osób. Niestety już na starcie miałam pod górkę. Ciężko się wybić z aparatem na zębach w świecie modelingu, ale ja się nie poddałam i odpięłam swego - dostałam się do agencji. Po krótkim czasie radości nastał czas na kolejne problemy. Wykryto u mnie zwężenie pnia trzewnego oraz dysplazję stawów biodrowych. Oby dwa przypadki musiały się skończyć operacją. Pierwszy z nich już za mną. Więc wszystko wróciło do normy zapytasz? Otóż nie. Miał to być krótki zabieg i nieskomplikowany. Skończyło się przedziurawieniem aorty brzusznej a w wyniku czego straciłam mnóstwo krwi i było potrzebne jej przetaczanie. Jedną nogą byłam na tamtym świecie. Intubacja mnie uratowała. Parę dni na OIOMIE, uraz psychiczny po narkozie, wielka blizna przechodząca przez cały brzuch i zakaz ćwiczeń od lekarza (w związku z czym nie mogę udoskonalać swojego ciała i czuć się z nim dobrze) - taki był mój wyrok. Czy porzuciłam modeling? Absolutnie! Nawet lepiej, założyłam bloga, postawiłam sobie cele, nadal się spełniam w tym co kocham. A ćwiczenia? Muszą niestety poczekać, ponieważ operację na stawy biodrowe będę miała dopiero za rok. Ale w czym problem?! Staram się ćwiczyć jak tylko mogę, ale także zaważając na swoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńNiestety, na pytanie dotyczące miesiączki odpowiedzieć nie mogę. Okres zanikł mi w wyniku pobytu w szpitalu, który miał swoje skutki także w utracie wagi. Także wszystko przede mną!
Miesiączka nigdy nie była dla mnie ograniczeniem , mimo że była dość bolesna. Zawsze sobie powtarzałam, że inne kobiety mają gorzej, że nie mogę być słaba!
Uważam, że cechą dzięki, której można przezwyciężyć ograniczenia jest UPÓR w dążeniu do celu. To on mnie umocnił i dałam sobie radę i nadal daję z przeciwnościami losu, które się mnożą.
Pamiętajcie! Dawajcie z siebie 100% a satysfakcja z osiągnięcia celu będzie nie zapomniana!
polapalka@gmail.com
Moją pasją jest jazda konna. Nauczyłam się jeździć konno późno bo dopiero na studiach i właściwie stało się to przypadkiem. Kiedy na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Przyrodniczym trwały zapisy na różne zajęcia w ramach wychowania fizycznego akurat udało mi się złapać dorywczą pracę i będąc ciągle w biegu spóźniłam się o dwa dni z wyborem zajęć. Kiedy poszłam się zapisać to okazało się że nie ma już miejsc ani w grupach aerobiku ani na siłowni ani na tańcu. Jedyne gdzie były jeszcze wolne miejsca to była jazda konna. Byłam mocno zestresowana tym faktem ale nie mając innego wyboru wpisałam się na listę. Zajęcia odbywały się rano na drugim końcu miasta, a właściwie już niemal poza miastem i dojazd na nie był fatalny. To wszystko jednak już po pierwszych zajęciach przestało mieć znaczenie. Kiedy pierwszy raz w życiu pogłaskałam konia po całym ciele przeszły mi ciarki i poczułam mrowienie w okolicach żołądka, niesamowite uczucie, nieporównywalne z niczym innym na świecie. Tego dnia tak bardzo pokochałam te zwierzęta, że nie wyobrażam sobie bez nich życia. Od tej pory starałam się spędzać w stajni jak najwięcej czasu. Kiedy skończyły się na studiach obowiązkowe zajęcia z w-fu za jazdę konną musiałam płacić. Wtedy to był dla mnie spory wydatek. Po zajęciach biegłam do pracy do telemarketingu i siedziałam tam codziennie do 21 żeby tylko zarobić na spędzenie każdego weekendu w siodle. Czasem było bardzo ciężko, byłam mocno zmęczona, zdarzało się że przysypiałam w tramwajach. Jednak nie żałuje ani sekundy. Dziś już studia mam za sobą a konie pozostaną w moim życiu i sercu już na zawsze.Warto mieć pasję. Moja nadaje sens mojemu życiu.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczynałam swoją przygodę z jazdą konną miałam też spore obawy co do jazdy w czasie miesiączki. Bardzo się denerwowałam czy w ruchu nie zdarzy mi się jakaś przykra i krępująca niespodzianka, ale na szczęście nic takiego się nie stało.
fajneteksty@op.pl
Mam pasję, nareszcie ją mam!
OdpowiedzUsuńDziwna rzecz się stała, w moje życie rutyna się wdała,
Więcej w nim cienia niż blasku, czułam się jak w potrzasku,
Lecz błądząc po internecie, zgłębiając wciąż nowe strony,
Trafiłam ALINKO na Twój blog urodowy - i stało się!
Od czasu tego pewnego, w moim życiu dzieje się ciągle coś nowego!
Dbam o ciało swe i sprawność fizyczną,
Zajęłam się także stroną kosmetyczną,
Poznałam nareszcie potrzeby swej skóry,
I skończył się dla mnie czas ponury.
Mam pasję, nareszcie ją mam!
A ograniczenia? Któż ich nie ma?
Dzisiaj z Twoją pomocą ograniczenia nie są złą mocą.
Buziaki Alinko, Dziękuję że jesteś :)
poziomki-1992@wp.pl
Kocham książki.Pamiętam,że w dzieciństwie zapach starych książek podobał mi się do tego stopnia,że chciałam zostać bibliotekarką żeby móc go codziennie wdychać.Szkolna bibliotekarka miała ze mnie pewnie niezły ubaw.Będąc molem książkowym doszłam do takiego momentu kiedy przeczytałam ze szkolnej biblioteki wszystkie książki,które mnie interesowały.W tym samym czasie moja mama szukała pracy.Mając czwórkę dzieci praca była jej jak najbardziej potrzebna.Przypadkiem dowiedziałam się,że niedaleko naszej miejscowości powstała drukarnia.Szczytem moich marzeń było,aby moja mama właśnie tam pracowała.Napisałam dla niej "po cichu" CV-akurat na polaku omawialiśmy w jaki sposób pisze się podanie o pracęMama dostała pracę,a ja stosy książek! W ten właśnie sposób pokonałam przeszkody w realizowaniu swojej pasji.Bardzo często zdarza się,że mama przynosi książki do domu ponieważ jeżeli nakład jest za duży lub wkrada się jakaś literówka książki trafiają do niszczarki,co jest dla mnie totalnym absurdem i marnotrastwem!Tyle bibliotek,domów dziecka,seniora przyjęło by takie książki...Jestem teraz szczęśliwa,mam cały dom wypchany książkami,a miesiączka w ogóle mi w tej pasji nie przeszkadza,wręcz przeciwnie.Czytanie książek sprawia że czasami nawet zapominam o tych "trudnych dniach".Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńpola03081993@o2.pl
Hey :-)
OdpowiedzUsuńJestem sportowcem-uprawiam wyczynowo jeden ze sportów rakietowych. Droga do sukcecu jest bardzo długa i wyboista, wymaga katorżniczej pracy oraz wielu poświęceń. Na porządku dziennym są różne przeszkody, słabości, które trzeba pokonywać, „przełamując" siebie i iść naprzód-zmęczenie, znużenie, gorsze dni, spadki formy, ból, porażki… Jednak największym, najgorszym ograniczeniem są według mnie ludzie. Nie chcę generalizować, ponieważ w moim życiu pojawiają się przyjazne osoby, wiernie kibicujące moim poczynaniom, zawsze darzące mnie miłym słowem i ciepłym uśmiechem. Szczególnie mam na myśli moją rodzinę, która zapewnia mi cudowne wsparcie mentalne, lecz także możliwość rozwoju (zaplecze finansowe, organizacja zajęć, itd.). Niestety otaczają mnie również (a może i przede wszystkim) ludzie nieżyczliwi, fałszywi, którzy na różne sposoby próbują „wbijać dzidy”. Takie osoby tylko wyczekują moich potknięć i niepowodzeń. Jest to bardzo przykre. Dla przykładu, w szkole podstawowej nauczyciele bardzo mi utrudniali (z czystej złośliwości) m.in. jeżeli chodzi o wyjazdy na turnieje czy opuszczanie zajęć ze względu na treningi i niezbyt miło wspominam ten czas. Dopiero kiedy od gimnazjum zaczęłam uczyć się zaocznie, mogłam naprawdę rozwinąć skrzydła. Powinniśmy omijać ludzi, którzy nie potrafią cieszyć się z naszego szczęścia i sukcesu. Są to osoby toksyczne, które niepotrzebnie zabierają nam energię. Oczywiście nie jest to łatwe-cały czas z tym walczę i próbuję się „odcinać” od negatywnego wpływu otoczenia-ale nie pozwólmy innym ograniczać naszej pasji, bez której nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Nie mamy wpływu na to, co mówią i myślą ludzie, ale mamy całkowity wpływ na to żeby się tym nie przejmować! I tego się trzymam :-)
Jeżeli chodzi o miesiączkę, którą dostałam bardzo późno w związku z opóźnionym rozwojem fizycznym, to nie stanowi ona dla mnie większego problemu. Jej, zdecydowanie nie mogłabym zaliczyć do ograniczeń. „Te” dni niewiele różnią się od pozostałych, co daje mi praktycznie pełny komfort oraz swobodę. Współczuję dziewczynom, które uprawiają sport i miewają bolesne, uciążliwe miesiączki. Jestem szczęściarą, wiem ;-)
Pozdrawiam ciepło,
K.
e-mail: klarasilka@gmail.com.pl
Hey :-)
OdpowiedzUsuńJestem sportowcem-uprawiam wyczynowo jeden ze sportów rakietowych. Droga do sukcecu jest bardzo długa i wyboista, wymaga katorżniczej pracy oraz wielu poświęceń. Na porządku dziennym są różne przeszkody, słabości, które trzeba pokonywać, „przełamując" siebie i iść naprzód-zmęczenie, znużenie, gorsze dni, spadki formy, ból, porażki… Jednak największym, najgorszym ograniczeniem są według mnie ludzie. Nie chcę generalizować, ponieważ w moim życiu pojawiają się przyjazne osoby, wiernie kibicujące moim poczynaniom, zawsze darzące mnie miłym słowem i ciepłym uśmiechem. Szczególnie mam na myśli moją rodzinę, która zapewnia mi cudowne wsparcie mentalne, lecz także możliwość rozwoju (zaplecze finansowe, organizacja zajęć, itd.). Niestety otaczają mnie również (a może i przede wszystkim) ludzie nieżyczliwi, fałszywi, którzy na różne sposoby próbują „wbijać dzidy”. Takie osoby tylko wyczekują moich potknięć i niepowodzeń. Jest to bardzo przykre. Dla przykładu, w szkole podstawowej nauczyciele bardzo mi utrudniali (z czystej złośliwości) m.in. jeżeli chodzi o wyjazdy na turnieje czy opuszczanie zajęć ze względu na treningi i niezbyt miło wspominam ten czas. Dopiero kiedy od gimnazjum zaczęłam uczyć się zaocznie, mogłam naprawdę rozwinąć skrzydła. Powinniśmy omijać ludzi, którzy nie potrafią cieszyć się z naszego szczęścia i sukcesu. Są to osoby toksyczne, które niepotrzebnie zabierają nam energię. Oczywiście nie jest to łatwe-cały czas z tym walczę i próbuję się „odcinać” od negatywnego wpływu otoczenia-ale nie pozwólmy innym ograniczać naszej pasji, bez której nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Nie mamy wpływu na to, co mówią i myślą ludzie, ale mamy całkowity wpływ na to żeby się tym nie przejmować! I tego się trzymam :-)
Jeżeli chodzi o miesiączkę, którą dostałam bardzo późno w związku z opóźnionym rozwojem fizycznym, to nie stanowi ona dla mnie większego problemu. Jej, zdecydowanie nie mogłabym zaliczyć do ograniczeń. „Te” dni niewiele różnią się od pozostałych, co daje mi praktycznie pełny komfort oraz swobodę. Współczuję dziewczynom, które uprawiają sport i miewają bolesne, uciążliwe miesiączki. Jestem szczęściarą, wiem ;-)
Pozdrawiam ciepło,
K.
e-mail: klarasilka@gmail.com.pl
Od kilku ładnych lat moją pasją jest fotografia koncertowa. Może się to wydać dziwne lub trywialne, ale często przeszkodą przy realizacji tej pasji jest... mój wzrost. Jestem bardzo niska (mam około 155 cm wzrostu ;)), a scena często jest wysoka. Zdarza się również, że jest na tyle mała, że ledwo mieści się tam czteroosobowa kapela, więc władowanie się tam jeszcze fotografa stanowczo nie byłoby zbyt mile widziane. Ciężko też przeżyć kilkugodzinny (kilka zespołów) koncert rockowy w 15-centymetrowych szpilkach ;)
OdpowiedzUsuńA czy uważam miesiączkę za jedno z takich ograniczeń? Nie. Z prostego powodu. Wszystko, co możesz zmienić lub uczynić dla siebie bardziej komfortowym - po prostu zmień.
Brak akredytacji? Postaraj się o nią.
Ograniczenia sprzętowe? Zarób na sprzęt.
Miesiączka? Wygodne podpaski, ewentualnie tampon (choć sama średnio przepadam), w przypadku bólu termoforek, a w sytuacji "na już" tabletka przeciwbólowa.
I have a dream! :)
milena.lewinska@gmail.com
Podróże – małe i duże – są moją największą pasją już od lat. Potrafię oszczędzać, rezygnować z innych przyjemności i zbierać przysłowiowy grosz do grosza, aby móc pozwolić sobie na ciekawe wojaże. Czasami wyjeżdżam sama, innym razem – w grupie. Samotne podróżowanie po świecie nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Kobiety mają w tym przypadku trudniej niż mężczyźni. Ja jednak podążam za głosem serca i realizuję moją pasję. Pomimo wielu ograniczeń i przeciwności losu. Miesiączka w podróży na pewno niczego nie ułatwia, a może okazać się dość kłopotliwa – zwłaszcza przy wyjazdach grupowych, gdy nie jestem sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Wydaje mi się, że mężczyźni rano myją zęby – i są gotowi podbijać świat. Nam, kobietom, poranne przygotowanie zajmuje trochę więcej czasu. Na szczęście dzięki produktom Always, które towarzyszą mi w podróży od paru już lat, problem miesiączki został zminimalizowany. Owszem, spędzam w łazience trochę więcej czasu niż moi koledzy, ale później nie muszę martwić się, że coś gdzieś przecieka, coś nieestetycznie wygląda, czy ktoś coś zauważy. Tak więc jeśli moja miesiączka wypada akurat w dniach kiedy jestem w podróży, robię to czego nauczyłam się przez parę lat podróżowania – nie panikuję! Oddaję się swojej pasji, a Always zapewnia mi komfort fizyczny i psychiczny.
OdpowiedzUsuńcordobelle@yahoo.com (Agnieszka)
Podróże – małe i duże – są moją największą pasją już od lat. Potrafię oszczędzać, rezygnować z innych przyjemności i zbierać przysłowiowy grosz do grosza, aby móc pozwolić sobie na ciekawe wojaże. Czasami wyjeżdżam sama, innym razem – w grupie. Samotne podróżowanie po świecie nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Kobiety mają w tym przypadku trudniej niż mężczyźni. Ja jednak podążam za głosem serca i realizuję moją pasję. Pomimo wielu ograniczeń i przeciwności losu. Miesiączka w podróży na pewno niczego nie ułatwia, a może okazać się dość kłopotliwa – zwłaszcza przy wyjazdach grupowych, gdy nie jestem sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Wydaje mi się, że mężczyźni rano myją zęby – i są gotowi podbijać świat. Nam, kobietom, poranne przygotowanie zajmuje trochę więcej czasu. Na szczęście dzięki produktom Always, które towarzyszą mi w podróży od paru już lat, problem miesiączki został zminimalizowany. Owszem, spędzam w łazience trochę więcej czasu niż moi koledzy, ale później nie muszę martwić się, że coś gdzieś przecieka, coś nieestetycznie wygląda, czy ktoś coś zauważy. Tak więc jeśli moja miesiączka wypada akurat w dniach kiedy jestem w podróży, robię to czego nauczyłam się przez parę lat podróżowania – nie panikuję! Oddaję się swojej pasji, a Always zapewnia mi komfort fizyczny i psychiczny.
OdpowiedzUsuńcordobelle@yahoo.com
Witam
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na konkurs, jakże interesujący, (nie ukrywam marzy mi się taki aparat wypadowy;)) chcę opowiedzieć moją historię..
Kilka lat temu jako młoda studentka prawa, łącząca pracę, naukę i dojazdy na uczelnię, stancję dzieląc z kilkoma dziewczynami, żyłam w wielkim pędzie, stresie a zarazem cieszyłam się każdym nowym dniem.
Tyle się działo!
Pewnego razu tuż przed ważnym egzaminem pojawił się ból brzucha i co za tym idzie miesiączka! Nie spodziewałam się jej kompletnie, gdyż zjawiła się tydzień przed terminem. Cóż to była za akcja! Szybki telefon do koleżanki ze stancji, ja sparaliżowana w toalecie, a ona pędząca przez miasto (pamiętam jak dziś) z paczką podpasek Always tych dużych na noc;) i spódniczką za dużą o dwa rozmiary!! O zgrozo!
Ale wszystko się udało, nawet nieszczęsną spódniczkę spiąć wsuwkami do włosów:)!
A egzamin tego dnia zdałam na piątkę, chyba przez ten stres, wszystkie komórki w mózgu pracowały na pełnych obrotach ;)
Od tamtej pory, ta dziewczyna ze stancji jest moją przyjaciółką i chociaż dzieli nas 300 km to spotykamy się dwa razy w roku i dzwonimy do siebie często :)
Pozdrawiam!
skakanka1991@wp.pl
Przezwyciężanie siebie jest dla mnie codziennością. Od kilku lat trenuję łucznictwo i muszę się mierzyć z wiatrem, deszczem, wysoką temperaturą albo bardzo niską. Wiele osób myśli, że jest to mało wymagający sport, ale prawda jest taka, że jest to sport jak każdy inny, a na zawodach zawsze się pojawia dodatkowa presja. I tak jakieś 3 miesiące temu, wraz z grupą kilkunastu innych osób z klubu, pojechaliśmy na Mistrzostwa Polski. Nie było to moje pierwsze tego typu zawody, jednak zdawałam sobie sprawę, że nie jestem w najlepszej formie. Moje obawy się potwierdziły. Strzelałam tragicznie, trenerka też się zdenerwowała i zaczęła na mnie krzyczeć. Dodatkowo mata, na której była przywieszona tarcza była kompletnie nierozbita i bardzo się męczyłam wyciągając strzały, a inni zawodnicy notorycznie musieli na mnie czekać. W którymś momencie się nawet rozpłakałam. Bo zakończeniu strzelania indywidualnego, usiadłam gdzieś z boku, wiedząc, że zmarnowałam też szansę całej drużyny, bo przez moje fatalne wyniki nie dostałyśmy się do strzelań drużynowych. Nagle przybiegła do mnie jedna z dziewczyn z drużyny, mówiąc, że okazało się, że ktoś nie ma składu i będziemy strzelać rundki. Z jednej strony się ucieszyłam, z drugiej jednak byłam przekonana, że i tak przegramy. Byłam całkiem zmęczona, miałam pełno pęcherzy na rękach od wyciągania strzał, a z jednego nawet ciekła krew. A my startując w rundkach z ostatniego miejsca, musiałyśmy zmierzyć się z tym składem, który zajął pierwsze. Mimo wszystko stanęłyśmy do strzelań. I wtedy to poczułam. Wiedziałam, że pójdzie mi dobrze. Byłam spokojna, skoncentrowana i nie myślałam o niczym, tylko o strzale. Byłyśmy trzy i każda miała oddać po dwa strzały, czyli razem 6 w ciągu 2 minut. I tak oto cała nasza drużyna strzeliła x, 10, 10, 10, 9, 9, z czego x i 10 były moje. Kolejne dwie serie poszły nam tak samo dobrze i tym sposobem wygrałyśmy 6:0 (rundki strzela się do sześciu, chyba, że jest remis, ale nie będę się zagłębiać). Byłyśmy przeszczęśliwe, a trenerka nie mogła uwierzyć i chyba po raz pierwszy była z nas zadowolona XD W ostatecznym rozrachunku nasza drużyna zajęła trzecie miejsce. Myślę, że wszystkie trudności jakie stają na naszej drodze, musimy umieć pokonać sami w sobie. Odpowiedni sposób myślenia to połowa sukcesu, a tego uczymy się całe życie. A czy miesiączka może być przeszkodą? Tak się składa, że na tych zawodach miałam miesiączkę, jednak nie przeszkadzała mi ona za bardzo. W ferworze walki nawet nie zauważyłam ile siniaków i rozmaitych skaleczeń sobie zrobiłam. Jednak wiem, że niektóre kobiety mają bardzo silne bóle menstruacyjne, które je paraliżują. Myślę jednak, że nawet one, gdy są bardzo zdeterminowane potrafią to przezwyciężyć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
chrupcia2000@wp.pl
Paradoksalnie niestety największą przeciwnością dla realizacji moich pasji jestem ja sama. Mam głowę pełną pomysłów na to, jakbym chciała aby wyglądało moje życie, wiele marzeń i celów a realizacja wielu z nich przez wiele czasu nie dochodziła do skutku i wciąż pewnie jeszcze nie dojdzie przez strach, który niekiedy rządzi mną i blokuje. Brak wiary we własny siły. Mogłoby się wydawać to takie banalne. Tak na prawdę dopiero od kilku miesięcy, może roku zaczęłam odcinac się od tego co pomyślą inni, zaczęłam dopuszczac i akceptować możliwość porażki i mimo to realizować swoje pasje, robić to co kocham, nawet jeśli nie będę w tym najlepsza. W końcu świat nie składa się z samych mistrzów:) A miesiączka? Potrafi być utrapieniem, zdecydowanie. Należę do tej grupy dziewczyn, które ze strachem oczekują na jej każdy pierwszy dzień ponieważ ból jest nie do zniesienia. Ale na szczęście w tym momencie tabletka może załatwić sprawę i wtedy nie musze juz z niczego rezygnowac:)
OdpowiedzUsuńbymadameem@gmail.com
Jako dziecko byłam bardzo pewna siebie, wszędzie było mnie pełno. Od zawsze kocham śpiewać, ale nauczycielka od śpiewu zawsze mi mówiła, że nie dam rady, że następnym razem, że tym razem zaśpiewa kto inny. W ciągu sześciu lat walki o solówki, nie dostałam żadnej. Im byłam starsza, tym coraz bardziej się bałam. Do gimnazjum ruszyłam już, jako dziewczyna bojąca się wyjść na scenę, ogólnie bałam się wszystkiego. Jednak tam się wszystko zmieniło. Nauczycielka od śpiewu z gimnazjum już w drugim tygodniu szkoły chciała mnie wystawić do solówki, chyba nie muszę pisać, że byłam totalnie spanikowana. Do występu w końcu nie doszło, a ja się cieszyłam, że nie muszę się kompromitować. Tak wyglądały pierwsze dwa lata gimnazjum. W trzeciej klasie mieliśmy przygotować z panią festyn, ja i kilka osób. Było nas mało i każdy miał coś zaśpiewać. Jak na złość tego dnia padało, mężczyzna od sprzętu się spóźniał i mieliśmy duże opóźnienie. Wszystko było nie tak, ale najważniejsze dla mnie w tamtym momencie było, żeby wyjść i zaśpiewać. Kiedy rozbrzmiało moje nazwisko, świat na chwilę się zatrzymał, ja zamarłam i... Wybuchłam płaczem. Nie było sceny, ani kurtyny, więc wszyscy mnie widzieli i było mi tak strasznie wstyd. Moi przyjaciele pocieszali mnie i wiem, że nikt nie miał mi tego za złe, ale ja sobie miałam. Dostałam drugą szansę. Tym razem wyszłam i zaśpiewałam. Ze stresu weszłam nieczysto i nie był to mój najlepszy występ, ale tamten moment był przełomowy w moim życiu. Od tamtego czasu robię wszystko, żeby pokonywać swoje lęki, dzięki tamtemu dniu z tchórza zmieniłam się w całkiem odważną osobę. Okazało się, że mam bardzo wysoki głos, na bierzmowaniu wykonywałam Ave Maria Caccini. Dalej miewam tremę, ale już mnie nie paraliżuje i czuję, że będzie już tylko lepiej. Niestety okres jest dość dużym problemem, ale to dlatego, że w tym czasie trudniej się śpiewa, miewam także bolesne miesiączki, lecz wtedy pomagają mi silne leki przeciwbólowe. asia3211@o2.pl
OdpowiedzUsuńMoją najwiekszą pasją jest bieganie. Uwielbiam to, bo pomaga mi się odstresować i "naładować baterie" na kolejny dzień. Bieganie jest też okazją do wszelkich przemyśleń, na które w ciągu dnia jest niewiele czasu (to właśnie podczas biegania przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły i decyzje:)). Ograniczeń jest tu mnóstwo- brak czasu, pogoda, droga do przebycia... a nawet zły humor, który często pojawia się w trakcie okresu. Borykam się z nimi każdego dnia. Mimo to biegam codziennie- deszcz, śnieg, czy wiatr nie jest dla mnie wymówką. Co pozwala mi pokonywać te ograniczenia? Konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz wytrwałość. Nieustannie motywuję się do tego, wymyślając co chwilę nowe korzyści z biegania: przede wszystkim zdrowie oraz to, że kocham ten sport, dobry humor, piękna sylwetka, czas dla siebie, satysfakcja, nauka pokonywania ograniczeń, większe poczucie własnej wartości, itd. Dla mnie nie ma przeszkód nie do pokonania. Uważam, że miesiączka może być jednym z ograniczeń w realizowaniu paji, ale nie może być wymówką. Zdarzają się dni, kiedy nie mam siły i ochoty, by wstać z łóżka. Jeśli mam bardzo mocne bóle, odpuszczam sobie trening, ale często to właśnie aktywność fizyczna pozwala je zredukować. Oczywiście umiarkowana, dostosowana do moich możliwości danego dnia. Zazwyczaj w czasie miesiączki biegam krócej i mniej intensywnie, jednak nie jest to przeszkoda, której nie da się pokonać. Bariery są w naszych głowach. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
joanna_puternicka@wp.pl
Oczywiscie, ze tak ale jak to mowia problemy sa po to aby je rozwiazywac ;) Takim moim mottem są słowa Muhammad Aliego : " Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie " - bo nic nie jest w stanie powstrzymać nas od bycia lepszym dla nas i dla innych ;3 dlatego zawsze gdy cos mnie powstrzymuje, niszczy moje plany czy doprowadza do łez to od razu przypominam sobie te słowa i robie wszystko by dopiac swego .
OdpowiedzUsuńOd zawsze dni przed i w trakcie miesiączki były dla mnie bolesne brałam leki, okłady, zamykałam się w pokoju cierpiąc w bolu ( pewnie czesc z Was doskonale wie o czym mowie ) , dopóki nie odkryłam ze sport/ruch zmniejsza mój bol a nawet pozwala mi czasami kompletnie o nim zapomnieć. I tak " te dni " sprawily, ze stalam się aktywniejsza,polubilam roznego rodzaju aktywności fizyczne, a w tym od nie dawna pokochałam Pole Dance <3 Jestem chyba jednym z nie licznych przykladow, ze " te dni " wręcz zachecaja mnie do realizowania moich pasji ;)
sony1607@o2.pl
Ładny szczególnie ten żółty aparacik :)...
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi, to w zasadzie ciągle trochę się "borykam z ograniczeniami". Urodziłam się z lekką formą mózgowego porażenia dziecięcego... Zdecydowałam się o tym pierwszy raz publicznie, szczerze napisać, bo nawet jak i niekoniecznie wygram, to może ktoś (np. akurat jakaś młoda dziewczyna) trafi na ten wpis w odpowiednim momencie i uda mi się go zainspirować czy dodać otuchy, a to już wielka wartość. Generalnie mam lekki niedowład lewej strony ciała i - nie da się ukryć - to trochę widać... Zawsze chciałam być traktowana normalnie, bez żadnej taryfy ulgowej, ale i nie czułam się gorsza. Rówieśnicy, niestety, potrafią być okrutni... Przez moje "defekty" lekko utykam. Nieraz z tego powodu słyszałam mniej lub bardziej w twarz epitet "kaleka" czy inne przykrości... Nawet nie tak dawno temu facet, którego kochałam, zakończył nasz związek namówiony przez ojca, bo ten nie chciał mieć w rodzinie niepełnosprawnej. Jasne, że to wszystko ciężko przeżywałam, nie jestem z kamienia... Pewnie gdzieś tam pokłosie tych doświadczeń zawsze gdzieś w głębi mnie będzie- ot, np. nieco boję się nowych znajomości- że jest ryzyko, że ktoś spojrzy na mnie przez pryzmat moich "niedoskonałości", zanim jeszcze da mi szansę dać się poznać taką, jaka jestem. Niemniej przebyłam długą drogę do zaakceptowania w pełni swojej osoby oraz nauczenia się życia ze swoimi kompleksami, pokochania siebie... Zdaję sobie sprawę, iż moje mięśnie nie są tak sprężyste, jak w pełni zdrowych rówieśników, ale przełamałam się i wybrałam się do szkoły tańca: mam zamiar pracować nad swoją gibkością i koordynacją na tyle, na ile będę w stanie. Za każdym zaś razem, gdy usłyszę dobre słowo od instruktorki, odbieram je prawdopodobniej kilka razy mocniej niż bym to robiła, gdybym nie miała tego swojego "bagażu" . No, i staram się czerpać z życia garściami, zbierać wspomnienia, każdego dnia uczę się bardziej otwierać na ludzi... Odważyłam się nawet ponad dwa lata temu pierwszy raz wyjść pobiegać po mieście. Po prostu któregoś dnia za sprawą pewnego artykułu zaczęło mi się marzyć o tym, żeby też zacząć biegać... I tak ponad 2 lata temu odważyłam się wyjść na ulicę, by to wreszcie uczynić. Dziś już nie przejmuję się, że ktoś patrzy, nie obchodzi mnie, co myśli, a nawet czuję się dumna, mijając ludzi, którzy czekają na autobus, a ja truchtam sobie na własnych nogach! Na początku maja nawet próbowałam mierzyć się z dystansem maratońskim- zabrakło mi sił w nogach dopiero 5 km. przed metą (jestem przekonana, że się poprawię!). Co do mojego losu... Wiem i doceniam, że przecież mogło być gorzej. Są, jakie są, ale mam obie nogi, a więc z nich korzystam! I wciąż wierzę, że spotkam na swojej drodze jeszcze niejednego wartościowego człowieka, któremu nie będą przeszkadzały moje słabości.
Jeśli chodzi o okres - chyba już można wobec tego, co napisałam powyżej, wywnioskować, że nie uważam go za specjalną przeszkodę dla nas, kobiet do realizowania siebie oraz swoich celów. Jasne, że może być to trochę dyskomfort, gdy na początku "tych dni", miesiączka jest jeszcze obfita- jednak gdy chodzi o dolegliwości bólowe wręcz polecam wtedy jakąś aktywność fizyczną, bo sama po sobie wiem (od kilku lat raczej boleśnie przechodzę menstruacje), że pomimo tego, iż może i zaczyna się z lekką niedogodnością, po chwili dolegliwości przechodzą jak ręką odjął. Pewnie to zasługa endorfin ;)!
Pozdrawiam serdecznie, a mój e-mail w razie czego to: mika.em@onet.eu
Być może nie jest to typowa "pasja" ale na pewno sprawia mi dużą przyjemność. Od pewnego czasu zaangarzowałam się w pomoc fundacją pomagającym zwierzętom. Ale może po kolei. Moja historia z pomaganiem innym zaczynała się w gimnazjum gdzie jeszcze wtedy raz do roku organizowane były u nas w mieście zbiórki na hospicjum. Akurat pomysłodawczyniom była nasza nauczycielka i cała nasza szkoła zaangarzowała się w organizacje. Odzew ze strony mieszkańców był ogromny. I z roku na rok jest coraz większy a od tego czasu minęło już 8 lat (dopiero teraz uświadomiłam sobie jak dawno to było ;)). 6 lat temu musiałam podjąć decyzję o uśpieniu mojego pierwszego psa. Miał 10 lat i był ze mną przez większość życia. Rodzice nie dali się namówić na kolejnego futrzaka. W tym czasie brałam udział w innych zbiórkach dla rodzin i na schronisko. Półtora 2,5 roku temu pisałam maturę do której przygotowywałam się cały rok ponieważ chciałam dostać się na studia medyczne. Zrezygnowałam z tańca towarzyskiego, co było trudne bo od 6 lat próbowałam różnych form treningów i taniec na prawdę przypadł mi do gustu. Ale jak to się mówi: są rzeczy ważne i ważniejsze. Pieniądze poszły na korepetycje a ja zaczęłam studia na uniwersytecie medycznym ;) Jedno marzenie się spełnia drugie ucieka. To co uważałam za dużo nauki gdy przygotowywałam się do matury tutaj było na początku dziennym. W tym czasie bardzo odczuwałam to że jestem daleko od domu. Brakowało mi rodziny, znajomych a nawet kota który po dwóch głaskach już nie pozwala się dotknąć. I jakoś zaczęłam bardziej zgłębiać nasze schronisko. W tym czasie znalazłam uroczego starszego psiaka. Był tak przywiązany do schroniska że gdzie spędził większość życia że po adopcji uciekł właścicielom i wrócił pod bramę schroniskową. Co mogłam zrobić? Nie mogłam zabrać psa, w domu większość czasu wszyscy pracują psiak byłby sam. Zostałam opiekunem wirtualnym. Czy te 20-30 zł dla mnie to dużo? Nie. Ale dla tego psiaka? Starszego potrzebującego pomocy? Na pewno. Czego żałuję? Że nie zaczęłam być wolontariuszką wcześniej, że te 8 lat temu nie poświęciłam więcej czasu na pomoc psiakom które w schroniskach czekają na domy. Co możemy zrobić? Na prawdę wiele! Dla nas to godzina spaceru a dla tego psiaka widok świata zza krat. Jakie mam teraz plany? Mam nadzieję że ten staruszek znajdzie dobry dom, chodź jest psem z charakterem, nie ma dużego zainteresowania... Studia w tym bardzo przeszkadzają. I z jednej strony spełniam się w tym co chce, z drugiej kolejna moja pasja odchodzi. Nigdy nie bałam się psów więc w najbliższym czasie wypełniam dokumenty na wolontariusza i gdy tylko będę w domu chce dać tym psiakom coś cennego - czas i uwagę której potrzebują.
OdpowiedzUsuńemail ayra21@wp.pl