Maska z henną do brązowych włosów Pilomax.

Dzisiaj czas na coś do włosów:) Przygodę z Pilomaxem zaczęłam od niezbyt udanej pierwszej wersji waxowej maski, później kupiłam wersję poprawioną, którą wspominam całkiem dobrze. Ostatnio większość produktów do włosów sięgnęła dna, postanowiłam więc dać szansę masce dedykowanej ciemnym włosom. Zawartość henny, skrzypu, keratyny i kawy całkiem mocno mnie skusiła. Moją maskę kupiłam w aptece i tak właśnie najlepiej ich szukać. Jak sprawdziła się na moich włosach? Czy zauważyłam różnicę w kolorze?

Maska jak na produkty tego typu ma dość ciemny, brązowy kolor. Jest gęsta, treściwa, przez co wygodnie nakłada się ją na włosy, kontrolujemy ilość i nic nie spływa z naszych włosów.

Muszę przyznać, że ma piękny, kawowo- ziołowy zapach. Przebija się też bardziej klasyczna nut produktów do włosów, a zapach jest wyjątkowo przyjemny.

Maskę możemy stosować na dwa sposoby. Zostawiając ją po myciu na 10 minut, lub zostawiając na dłużej, nawet na godzinę, nakładając pod czepek. Właściwie w obu przypadkach sprawdza się bardzo fajnie,  jednak widocznie korzystniejsze jest potrzymanie jej troszkę dłużej. Znam dziewczyny które zostawiają ją na włosach nawet godzinę, ja jednak nigdy nie przekroczyłam 35 minut, bo moje włosy po prostu nie lubią jeśli trzyma się na nich cokolwiek zbyt długo:)

Jak z rezultatami?

Jestem bardzo miło zaskoczona. Włosy po użyciu są sypkie, miękkie, błyszczące i lekkie. Maska nie obciążyła włosów, ale sprawiła że nie puszyły się tak mocno i były silnie wygładzone. Włosy lepiej się układają i o wiele łatwiej rozczesują. Są odpowiednio nawilżone i odzyskują sprężystość. Maska nie wpływa na przetłuszczanie się włosów, ale sama nie nakładałam jej też na skalp. Na pewno nie przyśpiesza przetłuszczania, przynajmniej u mnie. Włosy są gładkie i lśniące.

Tutaj więc zdecydowanie na plus. Efekty troszkę przewyższają te, jakie osiągałam przy pomocy drogeryjnych masek i bliższe są tym, uzyskiwanym dzięki produktom profesjonalnym.

Nie zauważyłam wyraźnych zmian w kolorze, ale nikt ich nie obiecuje. Włosy jednak stały się bardziej błyszczące a kolor delikatnie bardziej nasycony. Jeśli jednak zależy Wam na odświeżeniu koloru, lepsza będzie maseczka w saszetce Marion.

Dla mnie ważniejsze są atuty pielęgnacyjne ale myślę, że wpływ maski na kolor jeszcze troszkę się pogłębi. Jestem w połowie opakowania i stosowałam ją 2-3 razy w tygodniu.

Na pewno jest to kosmetyk wart uwagi. Kupiłam go za 29zł, ale maska jest wydajna i wcale nie musimy nakładać jej zbyt dużo by przekonać się o jej działaniu. 

Opakowanie jest wygodne, nie miałam z nim żadnych problemów.

Jestem ciekawa czy macie jakieś doświadczenia z tym produktem lub innymi z serii. A może miałyście okazję stosować wersję dla włosów jasnych?

Dzisiaj zabieram się za kręcenie kolejnego filmu, tym razem o wyborze koloru podkładu. Zapraszam Was też na posta na fit blogu (klik).

Buziaki

Ala